menu

Zduńska Wola nie dała rady. Komplet punktów jedzie z ŁKS-em do Łodzi! [RELACJA]

5 kwietnia 2014, 20:10 | Monika W.

Piłkarze Łódzkiego Klubu Sportowego z kompletem punktów wracają z pierwszego w tym roku wyjazdowego meczu. Po festiwalu niewykorzystanych okazji, niecelnych strzałów, ale i bramkarskich interwencji, dzięki uderzeniu Aleksandra Ślęzaka podopieczni Wojciecha Robaszka pokonali w Zduńskiej Woli miejscową Pogoń.

Łódzki Klub Sportowy wygrał swój pierwszy pojedynek wyjazdowy, w ramach którego zmierzył się z Pogonią Zduńska Wola
Łódzki Klub Sportowy wygrał swój pierwszy pojedynek wyjazdowy, w ramach którego zmierzył się z Pogonią Zduńska Wola
fot. kwadrans_po

Chociaż kibice nie obejrzeli w sobotnie popołudnie wielu bramek na stadionie w Zduńskiej Woli, pojedynku Pogoni z Łódzkim Klubem Sportowym mimo wszystko nudnym nikt określić nie może. Piłkarze gospodarzy już od pierwszych sekund spotkania pokazali, że zależy im tylko i wyłącznie na komplecie punktów i że nie mają zamiaru łatwo ich oddać faworytowi meczu. Gdy tylko piłka trafiła w ich posiadanie, po rozpoczynającym rozgrywki gwizdku sędziego, od razu ruszyli w kierunku bramki strzeżonej przez Konrada Przybylskiego. Swoich sił próbował strzelając z dystansu grający trener Zduńskiej Woli, Grzegorz Kaleta, przeliczył się jednak i posłał futbolówkę ponad poprzeczką. Chwilę później bramkarz ŁKS musiał już interweniować, bo Mateusz Boruń wyminął środkowych obrońców i uderzył w jego kierunku, nie sprawiając mu jednak zbyt wielu problemów swoim zagraniem. Łodzianie nie pozostawali rywalom dłużni, ale choć Olaf Okoński czy Dawid Sarafiński bliscy byli wyprowadzenia gości na prowadzenie, nie wykorzystali okazji i nie doczekaliśmy się bramki.

Drugi kwadrans pojedynku przyniósł zmianę sytuacji na boisku. Zawodnikom Pogoni nadal nie można było odmówić starań i woli walki, ale i tak stopniowo pozwalali się zdominować podopiecznym Wojciecha Robaszka, którzy chociaż w większości strzelali niecelnie, to raz za razem podnosili ciśnienie bramkarzowi gospodarzy. Mimo wszystko jednak to właśnie piłkarze ze Zduńskiej Woli najbliżsi byli wyjścia na prowadzenie, a łodzian uratowała... poprzeczka, w którą huknął Grzegorz Kaleta. Piłka odbiła się od jej dolnej części. ale na szczęście zawróciła w kierunku pola gry i już do końca pierwszej połowy spotkania utrzymał się bezbramkowym remis.

Jak drugi kwadrans meczu można było nazwać zmianą w stosunku do pierwszego, tak w przypadku części całego pojedynku mowa już chyba o rewolucji. Po przerwie gra obu drużyn stała się na tyle agresywna, że arbiter główny nie miał już wyjścia i zaczęły sypać się kartki. Po jednym ze starć Adama Patory z zawodnikiem gospodarzy blisko było nawet, by goście dokończyli spotkanie w osłabieniu, tyle że sędziowie niepewni do końca zaistniałej sytuacji najpierw chcieli ukarać w ogóle kogoś innego, czyli bogu ducha winnego Adriana Kasztelana, a ostatecznie pokazali napastnikowi Łódzkiego Klubu Sportowego żółty kartonik. Mniej więcej od tego momentu kibicom Pogoni już całkiem puściły hamulce i rozpoczął się festiwal niewybrednych wyzwisk w kierunku piłkarzy ŁKS.

Kiedy wydawało się już, że żadna ze stron nie będzie w stanie się przełamać i umieścić piłki w siatce i drużyny podzielą się punktami, z błędu wyprowadził wszystkich na dziesięć minut przed końcem meczu Aleksander Ślęzak. Gościom udało się wywalczyć rzut wolny, co pozwoliło Adrianowi Kasztelanowi na dośrodkowanie w pole karne. Uderzył idealnie, prosto na głowę swojego kolegi, który przy bezradnym Krzysztofie Chruścielu wyprowadził Łódzki Klub Sportowy na prowadzenie. I chociaż Pogoń nie pogodziła się ze stratą bramki i do końca starała się wyrównać, to nie udało się już zagrozić Konradowi Przybylskiemu i jednak komplet punktów powędrował do lidera IV ligi, który w związku z wygraną wicelidera - KS Paradyż - nadal ma nad nim sześciopunktową przewagę.

- Pokazaliśmy dzisiaj charakter i to, że walczymy do samego końca - podkreślił po meczu jeden z łódzkich obrońców, Radosław Surowiec, który pokazał się w nim z naprawdę dobrej strony. - Założyliśmy sobie przed tym spotkaniem, że musimy je wygrać i to się udało. Ten efekt końcowy się liczy.


Polecamy