menu

"To pierwszy krok, żeby odbudować wielki futbol w Łodzi i w Łódzkim Klubie Sportowym"

5 czerwca 2014, 12:43 | Monika W.

Łódzki Klub Sportowy po raz kolejny odniósł wyjazdowe zwycięstwo, tym razem w Piotrkowie Trybunalskim. Po ostatnim gwizdku sędziego szkoleniowiec łodzian, Wojciech Robaszek, znacząco podkreślił, że sukcesy odnoszone przez jego zespół to pierwszy krok do odbudowy wielkiego futbolu w Łodzi i w ŁKS.

Łódzki Klub Sportowy odniósł kolejne wyjazdowe zwycięstwo, tym razem nad Concordią Piotrków Trybunalski.
Łódzki Klub Sportowy odniósł kolejne wyjazdowe zwycięstwo, tym razem nad Concordią Piotrków Trybunalski.
fot. Jareczek

Odnieśliście zwycięstwo, które przybliża Was do celu, jakim jest awans z pierwszej pozycji. Ale i piotrkowianin ograł piotrkowski klub, bliski spadku do klasy okręgowej...
W tym momencie mogę się wypowiadać tylko jako trener Łódzkiego Klubu Sportowego. Przyjechaliśmy do Piotrkowa po zwycięstwo i punkty, udało się to osiągnąć i z tego jestem zadowolony. Tylko w takich kategoriach podchodzę do tego meczu.

To spotkanie miał dwa oblicza. W pierwszej połowie było wręcz nudne, z zaledwie kilkoma okazjami, w tym dwoma dogodnymi dla Concordii. Dopiero w drugiej części ŁKS zdominował grę...
Zgadza się. W pierwszej połowie największe zagrożenie stwarzaliśmy po stałych fragmentach gry, ale byliśmy przy ich wykonaniu nieskuteczni. Mieliśmy trzy sytuacje, o których rozmawialiśmy w przerwie. Już po niej zarówno mi jak i zawodnikom zależało, żeby nie było przypadkiem jakiejś niespodzianki i wykonana przez chłopaków praca zaowocowała trzema bramkami, ale i rzutem karnym, po którym Concordia strzeliła kontaktowego gola.

Zapewne cieszy ekspresowa odpowiedź na bramkę z rzutu karnego. Nie minęły dwie minuty i Szymon Salski trzeci raz skierował piłkę do siatki.
Chyba wszyscy byliśmy zdziwieni tym rzutem karnym, że w ogóle został odgwizdany. Nie widziałem tam przewinienia. Szybka reakcja zespołu mnie usatysfakcjonowała, bo prowadzenie trzy do jednego w końcówce spotkania jest bezpiecznym rezultatem.

Po meczu z Mierzynem i zagwarantowaniu sobie awansu zapewniał pan, że nie będzie trzeba mobilizować zespołu, a jednak było to w przerwie koniecznie...
Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie mobilizowałem chłopaków w przerwie. Tak, potwierdzam. W pierwszej połowie nie byliśmy mocno skoncentrowani, nie wykończyliśmy żadnego stałego fragmentu gry. Ale przyjechaliśmy po punkty - punkty mamy, przyjechaliśmy po zwycięstwo - zwycięstwo mamy, także końcowy rozrachunek nas jak najbardziej satysfakcjonuje.

Okazało się, że Marcin Zimoń byłby równie dobrym, jeżeli nie lepszym napastnikiem niż pozostali...
To rozwiązanie z Marcinem znamy we dwójkę już od bardzo dawna i nie chciałbym więcej mówić na ten temat. Był bardzo aktywny z przodu, mało tego, potrafił utrzymać piłkę, rozegrać, zdobyć bramkę i należy go ocenić bardzo pozytywnie.

Tacy napastnicy, którzy nie dają się przepchnąć rywalowi, przydadzą się w trzeciej lidze.
Tak więc ten mecz pokazał, jaką wartość ma Marcin. Potrafi grać w defensywie, ale w momencie, gdy jest potrzebny zespołowi w ofensywie, spełnia oczekiwania.

Udało się zagwarantować występy w wyżej klasie rozgrywkowej i co dalej...?
To jest pierwszy krok do tego, żeby odbudować to, co jest niezbędne, a więc wielki futbol w Łodzi i w Łódzkim Klubie Sportowym

Notowała: Monika W.

Przeczytaj relację z wygranego przez Łódzki Klub Sportowy spotkania z Concordią Piotrków Trybunalski.