menu

ŁKS rewanżuje się Czarnym Rząśnia. Trzy punkty zostają w Łodzi

21 maja 2014, 23:52 | Monika W.

Łódzki Klub Sportowy zrewanżował się kolejnemu rywalowi za porażkę z rundy jesiennej. Tym razem ofiarą podopiecznych Wojciecha Robaszka zostali Czarni Rząśnia, których bramkarz, pomimo wielu świetnych interwencji, trzykrotnie musiał wyjmować piłkę z siatki. Dzięki golom Adama Patory, Michała Zaleśnego i Dawida Sarafińskiego łodzianie utrzymali pozycję lidera.

Łódzki Klub Sportowy dopisał do swojego konta kolejne trzy punkty i utrzymał pozycję lidera czwartej ligi.
Łódzki Klub Sportowy dopisał do swojego konta kolejne trzy punkty i utrzymał pozycję lidera czwartej ligi.
fot. kwadrans_po

Na obiekcie przy al. Unii Lubelskiej 2 w Łodzi atmosfera była gorąca nie tylko z powodu upału, jaki - zwłaszcza w słońcu - dawał się w środowe popołudnie we znaki, ale i emocji, jakie zafundowali kibicom podopieczni Wojciecha Robaszka od początku spotkania. Do gwizdka sędziego, rozpoczynającego mecz trzydziestej pierwszej kolejki rozgrywek, nie wiadomo było, jak łódzki zespół poradzi sobie z drużyną, która na jesień dała się mu we znaki. Wystarczyło jednak pól godziny, by rozwiać obawy.

Dokładnie tyle musieliśmy czekać, by zobaczyć pierwszego gola w tym spotkaniu, po festiwalu niewykorzystanych przez gospodarzy okazji. Rozpoczął go Dawid Sarafiński, który w dziewiątej minucie świetnym wyjściem położył bramkarza na murawie, tyle że zamiast uderzyć, zdecydował się na odegranie do Adriana Kasztelana. Pomocnik nie przymierzył zbyt dobrze i posłał piłkę wysoko ponad poprzeczką, ale już chwilę później odpracował swój błąd, najpierw dokładnie centrując do niestety za bardzo przesuniętego na prawo Adam Patory, by następnie samemu już huknąć w kierunku bramki. Pierwsza z wielu świetnych interwencji golkipera gości nie pozwoliła mu jednak jeszcze cieszyć się z sukcesu. Jeszcze, bo po dwóch kwadransach gry ponownie uderzył w stronę Tomasza Polaka, wspomniany Patora kilka metrów przed nim zmienił lot piłki i ta wpadła do siatki. Dominującym na murawie podopiecznym Wojciecha Robaszka nie udało się przed przerwą, pomimo kilku okazji, podwyższyć prowadzenia.

W drugiej części spotkania skuteczność i bramkarz gości nadal byli głównymi zmorami łodzian. Poprzeczka po raz kolejny, podobnie jak w Poddębicach, zagrała po stronie ich przeciwników i zatrzymała strzał Szymona Salskiego. Nie ulegało jednak wątpliwości, że kolejne bramki są tylko kwestią czasu. Co ciekawe, piłka pierwsze wylądowała w... siatce gospodarzy. Łukasz Michalski nie dopilnował ustawienia i znalazł się na pozycji spalonej, przez co arbiter przerwał grę i nie uznał gola. Siedem minut później nic już nie stało na przeszkodzie i po błędzie defensywy Czarnych, którzy pozwolili niepilnowanemu Zaleśnemu znaleźć się przy słupku, to podopieczni Wojciecha Robaszka cieszyli się z gola.

Jeszcze nie zdążyliśmy się nacieszyć uderzeniem wprowadzonego z ławki rezerwowych napastnika, a już świętowaliśmy kolejny celny strzał. Tym razem asystujący przy poprzedniej bramce Sarafiński popisał się świetną indywidualną akcją, wyminął obrońców i nie dal szans interweniującemu Polakowi, ustalając wynik środowego spotkania. Biało-czerwono-biali, pomimo wygranej depczącego im po piętach w tabeli Paradyża, utrzymali pozycję lidera IV ligi.

- Przed meczem wiedzieliśmy, że inny scenariusz niż nasze zwycięstwo, nie wchodzi w grę. Jedynym celem od pierwszych minut było narzucić swój styl gry i jak najszybciej strzelić bramkę - podkreślił po ostatnim gwizdku sędziego obrońca Łódzkiego Klubu Sportowego, Adrian Filipiak. - Mieliśmy swoje okazje już na początku spotkania, ale myślę, że zabrakło nam trochę szczęścia. Nadal jednak konsekwentnie realizowaliśmy założenia taktyczne, co po niespełna pół godziny przyniosło efekt. W drugiej połowie w nasze szeregi wkradło się trochę nerwów i byliśmy świadomi, że kolejny gol może uspokoić grę i wprowadzić komfort psychiczny. Ostatecznie pojedynek zakończył się naszym zwycięstwem, z czego oczywiście bardzo się cieszymy, jednak to już historia i teraz skupiamy się na sobotnim meczu z Orłem Nieborów - stwierdził optymistycznie zawodnik ŁKS.


Polecamy