menu

Dariusz Kubicki: sport bez kibiców jest uboższy, ale trzeba słuchać specjalistów

15 czerwca 2020, 16:05 | BG

Dariusz Kubicki, były piłkarz reprezentacji Polski, Legii Warszawa i Aston Vilii opowiedział nam o swoich odczuciach dotyczących powrotu piłki nożnej i braku kibiców na stadionie, oraz przyznał, że w futbolu już nic go nie zaskoczy.

14062020 zabrze mecz o mistrzostwo ekstraklasy gornik zabrze legia warszawa czas pandemii
arkadiusz gola   polska press
14062020 zabrze mecz o mistrzostwo ekstraklasy gornik zabrze legia warszawa czas pandemii arkadiusz gola polska press
fot. Fot Arkadiusz Gola / Polskapresse

Jak podoba się panu futbol po przerwie spowodowanej pandemią koronawirusa? Zmieniło się kilka rzeczy i czy dziś Pan z taką samą przyjemnością zasiada do meczu?

Oczywiście byłem stęskniony za piłką i cieszę się z powrotu rozgrywek w Europie, ale dziś przede wszystkim brakuje mi kibiców. Stadiony są przez to jakby wymarłe i dziwnie to wygląda. Poziom gry również jest troszeczkę niższy, ale to jest w stu procentach zrozumiałe, bo zawodnikom brakuje kontaktu z piłką, gdyż przez kilka miesięcy nie mieli typowo piłkarskich treningów, a to przynosi swoje efekty, nawet jeśli mówimy o zawodowcach. Generalnie z kolejki na kolejkę mecze są jednak coraz ciekawsze, a zawodnicy poszczególnych drużyn rozkręcają się i wyglądają lepiej pod każdym względem, co ma przełożenie na jakość całego widowiska.

Zwrócił Pan szczególną uwagę na brak kibiców na stadionach. Zgodnie z decyzją Premiera Mateusza Morawieckiego od 19 czerwca fani będą mogli zapełniać 25% stadionu. Czy uważa Pan to za dobre rozwiązanie w kontekście obecnej sytuacji jaka panuje w Polsce?

Mi oczywiście ciężko jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nie jestem specjalistą. Wszyscy ludzie sportu powinni zaufać i zaakceptować decyzje tych, którzy odpowiadają za bezpieczeństwo zdrowotne w Polsce. Biorąc jednak pod uwagę rozluźnienia w obostrzeniach związanych z wirusem, myślę, że część kibiców mogłaby się znaleźć na stadionach. W ten sposób możnaby wynagrodzić chociażby tych najbardziej zagorzałych kibiców, którzy najczęściej bywali na meczach lub mają wykupiony karnety. Ja wychodzę z założenia, że sport bez kibiców jest dużo uboższy pod względem widowiska, ale ma też to przełożenie na zainteresowanie sponsorów. Sam nie mogę się przyzwyczaić do tej sytuacji, bo przed chwilą komentowałem mecz Radomiaka z Chrobrym Głogów, gdzie normalnie na stadion w Radomiu przychodziło około 5-6 tysięcy kibiców.

Puste stadiony nieco zmieniły podział szans przed meczem, bo dziś wydaje się, że mniejsze znaczenie niż wcześniej ma to, czy drużyna gra na wyjeździe, czy jako gospodarz. Coraz częściej pojawia się natomiast teza, że brak kibiców promuje lepsze zespoły, bo bronią się umiejętności, na które nie wpływają już krzyki z trybun. Zgadza się Pan z taką opinią?

Dla każdej drużyny, bez względu na to jaki poziom reprezentuje, brak kibiców jest minusem. Nawet jeśli niektórzy piłkarsko mają przewagę nad innymi, to przy dopingu swoich kibiców na własnym terenie jeszcze bardziej potrafią wyeksponować największe atuty. Dziś na pewno sytuacja jest trochę łatwiejsza dla zawodników, którzy są słabsi psychicznie. Mówię o piłkarzach fantastycznie prezentujących się na treningu, ale na meczu często paraliżuje ich atmosfera, ogrom stadionu, dziennikarze, czy inne aspekty. Mimo to nie analizowałbym braku kibiców jako atut którejkolwiek z drużyn, bardziej jako stratę. Na przykład występujące w La Liga Getafe, które słynie ze swojej żywiołowej publiczności. Dzięki temu byli groźni dla wszystkich na własnym terenie, teraz będą mierzyć się z trudniejszym zadaniem.

Koniec o kibicach, przejdźmy do piłkarzy. Wspomniał Pan o powoli rozkręcających się drużynach, ale w polskiej Ekstraklasie jest jeden zespół, który powrót do rozgrywek rozpoczął z trzeciego, czy nawet czwartego biegu. Mowa oczywiście o Legii Warszawa. Jest Pan pod wrażeniem gry Wojskowych?

Oczywiście jestem pod wrażeniem formy lidera, ale zdaje sobie sprawę, że to wszystko wiąże się też z całą otoczką klubu. Możliwości medyczne, infrastrukturalne, monitorowanie zawodników podczas przerwy mają tu ogromne znaczenie. No a w tych aspektach Legia jest jednym z niedoścignionych wzorów dla polskich klubów i efekty tego są widoczne po prostu na boisku. Zawodnicy z Warszawy wyglądają tak, jakby nie mieli żadnej przerwy w grze ani treningu. W tym kontekście trzeba też jednak pamiętać jak mocnym składem dysponuje trener Aleksandar Vuković, który często ma wybór między dwoma bardzo dobrymi zawodnikami na jedną pozycję. Szeroka kadra, szczególnie przy tak napiętym terminarzu, powoduje, że łatwiej podejmować decyzje, a zawodnicy motywują się wzajemnie. Jeszcze nikt nic lepszego nie wymyślił, niż zdrowa wewnętrzna rywalizacja, która służy podnoszeniu wzajemnych umiejętności.

Mówi się że to może nie najlepsza, ale najstabilniejsza Legia w ostatnich latach. Czy rzeczywiście?

Mówiąc szczerze nie pamiętam kiedy ostatni raz Legia miała tak wielką przewagę w tabeli, bo przed meczem z Górnikiem Zabrze wyprzedzali Piast Gliwice aż na 10 punktów. To jakby jest potwierdzeniem tej tezy o stabilności zespołu, który co tydzień potrafi radzić sobie z rywalami i nie traci tak często punktów. Oczywiście zdarzają się trudniejsze mecze lub okresy słabszej dyspozycji, ale przez to jak zespół radzi sobie w ciężkich momentach, poznajemy jego siłę. W chwili obecnej Legia ma coś więcej niż wszyscy rywale, a dodając do tego dużą skuteczność, widzimy tak ogromną przewagę w lidze.

Czy w takim razie w kontekście walki o mistrzostwo Polski coś może się jeszcze zmienić?

Poziom zespołów jest bardzo wyrównany i wszystko jest jeszcze możliwe. Pamiętajmy, że po 30. kolejce Legia będzie grała już z zespołami bardziej wyselekcjonowanymi, bo tymi które znajdą się oczywiście w grupie mistrzowskiej. Nie będzie więc aż tylu łatwiejszych spotkań, ale na ich korzyść zadziała z pewnością przewaga, którą sobie wypracowali. Pamiętajmy też, że zmienił się regulamin i nie będzie podziału punktów, co dodatkowo premiuje obecnego lidera w kontekście walki o mistrzostwo.

A jaka inna drużyna zrobiła na Panu wrażenie po powrocie Ekstraklasy? Może na kimś się Pan zawiódł?

Szczerze powiedziawszy poza Legią, która dziś robi duże wrażenie, to nikt specjalnie mnie nie ujął. Pozostałym zespołom brakuje właśnie tej skuteczności - raz wyglądają lepiej, by w następnym meczu zagrać dużo gorzej. Może z wyjątkiem strefy spadkowej, gdzie jeden zespół wyraźnie odstaje poziomem od całej ligi. ŁKS, można już to chyba powiedzieć, to murowany kandydat do gry w pierwszej lidze w przyszłym roku.

Ostatnio, szczególnie w Hiszpanii, gdzie liga ruszyła w ten weekend, rozgorzała dyskusja na temat możliwości robienia pięciu zmian w meczu i tego, dla kogo jest to lepsze rozwiązanie. W Polsce prezes PZPN Zbigniew Boniek był przeciwnikiem takiego pomysłu, dlatego trenerzy wciąż mogą korzystać tylko z trzech ewentualnych korekt. To dobra decyzja?

Wszystkie regulacje które są w piłce, przez kolejne zmiany w przepisach - utrudnienia i ułatwienia, sprawiają, że gra, która była bardzo łatwa, dziś staje się coraz bardziej zagmatwana. W mojej ocenie te trzy zmiany, które trenerzy mieli do dyspozycji wcześniej, w zupełności wystarczają. Oczywiście rozumiem motywacje takiego projektu, bo zawodnicy, którzy mieli przerwę w treningach mogą nie być w pełni przygotowani, by grać 90 minut. Ale są też sympatycy klasycznej formuły trzech zmian, którzy podkreślają, że gdy sezon się zaczął, to nie należy zmieniać regulaminu i zasad w czasie rozgrywek. Ja wiem, że mierzymy się z ekstremalną sytuacją, ale dodatkowe kombinacje są niepotrzebne w mojej ocenie. Myślę więc, że to dobra decyzja prezesa Bońka, szczególnie, że nie oglądamy dziś wysypu kontuzji, o którym mówiło się w Niemczech po pierwszych kolejkach Bundesligi.

No właśnie Niemcy tak naprawdę pokazali całemu piłkarskiemu światu, że da się wrócić do gry w piłkę…

Zdecydowanie najlepiej dziś wygląda sytuacja w Bundeslidze, a przykładem tego jak dobrze może być, jest gra Bayernu Monachium. Niemcy najwcześniej rozpoczęli rozgrywki i tak naprawdę byli wzorem dla wszystkich. Ważne, że wszystko przebiega tam bardzo spokojnie i nic nie wskazuje na to, by sezon miałby się nie zakończyć. Oczywiście niepokojące są kontuzje, o których wspominałem, ale to nieodzowna część futbolu. Zobaczymy jak to będzie wyglądało w innych ligach, bo dopiero w ten weekend rozegrano pierwsze spotkania w La Liga, oraz mecze we Włoszech w ramach krajowego pucharu.

W środę natomiast rusza Premier League i to od meczu Aston Villli z Sheffield United, a Pan w przeszłości miał okazję grać dla zespołu z Birmingham. Kibicuje Pan The Villains w walce o utrzymanie?

Mówiąc szczerze nie jestem ich zagorzałym kibicem. Nie chce zostać źle zrozumiany, bo oczywiście sympatyzuje z poszczególnymi klubami i zawsze gdy w poniedziałek sprawdzam wyniki z weekendu, to zwracam uwagę na drużyny, z którymi miałem kontakt jako zawodnik lub trener. Począwszy od Aston Villi, Sunderlandu, Wolverhampton, a kończąc na Lechii Zielona Góra. Oczywiście więc życzę im jak najlepiej i pozostania w angielskiej elicie.

W takim razie może miał Pan okazję obejrzeć serial Netflixa, który opowiada o Pana byłym zespole. Mam na myśli „Sunderland til I die”.

Szczerze powiedziawszy nie wiedziałem, że taka produkcja powstała, ale w wolnej chwili rzucę okiem. Ja oczywiście byłem w klubie i widziałem jego pracę z zewnątrz, więc może będę miał pewnie inne odczucia niż większość fanów. Na wielu ludziach duże wrażenie robią dziś książki wydawana przez byłych zawodników, bo oferują one wiele zakulisowych informacji. Ja większość tych rzeczy z piłkarskiej szatni widziałem na własne oczy i ciężko jest mnie dziś czymś zaskoczyć.

Wróćmy jeszcze na chwilę do dzisiejszej piłki. Powstał pomysł, by finały Ligi Mistrzów i Ligi Europy nie odbyły się kolejno w Stambule i Gdańsku, ale w bardziej bezpieczniejszych lokalizacjach. To dobry pomysł?

Organizacja takiego finału bez publiczności może bardzo dużo kosztować i nie przynieść takich korzyści, jak gdyby do Gdańska przyjechali kibice klubów, które znalazły się na tym etapie rozgrywek. Myślę, że to byłoby niezłym rozwiązaniem, gdyby Gdańsk dostał ten finał w przyszłym roku, a teraz odbył się on w innym miejscu bez publiczności. W kontekście Ligi Europy rozważa się Frankfurt, natomiast Liga Mistrzów miałaby zostać rozegrana w Lizbonie.


Polecamy