Jacek Krzynówek przed meczem Portugalia – Polska: Reprezentacja Michała Probierza to teraz plac budowy
Swoją przedostatnią bramkę w drużynie narodowej Jacek Krzynówek uzyskał w Lizbonie 8 września 2007 roku przeciw Portugalii. Remis 2:2 przybliżył Biało-Czerwonych do pierwszego awansu do finałów mistrzostw Europy, a na turniej do Austrii i Szwajcarii zakwalifikowali się także Portugalczycy. 96-krotny reprezentant Polski uważa, że jego młodszym kolegom będzie trudno powtórzyć ten wynik w spotkaniu Ligi Narodów w Porto w piątek, 15 listopada
fot. kolaż Adam Jankowski/Janusz Wojtowicz
Trzy razy zagrałeś przeciw Portugalii. W tym ostatnim spotkaniu, w Lizbonie zdobyłeś gola, który niektórzy zapisali jako samobójczy Ricardo. Słusznie?
Jacek Krzynówek: Według obecnych zasad to trafienie uznano by za samobójcze, bo piłka odbiła się od pleców golkipera. Miałem podobną sytuację w Bayerze Leverkusen, gdy zaskoczyłem Ikera Casillasa strzegącego bramki Realu Madryt. Najważniejszy był dla mnie zawsze wynik zespołu, a w Lizbonie zdecydowałem się na strzał z dalekiej odległości i dałem golkiperowi szansę na popełnienie błędu. Najważniejsze, że piłka znalazła się w sieci, a remis 2:2 zbliżył nas do awansu na Euro 2008.
Trudno się grało przeciw Portugalii, która chciała się zrewanżować za przegraną w Chorzowie?
Przygotowywaliśmy się do tego spotkania w Niemczech, ja miałem problemy w klubie, nie grałem w Wolfsburgu, ale nie zawiodłem w reprezentacji. Portugalia miała świetną paczkę, pełną indywidualności, my byliśmy solidni, broniliśmy barw niezłych klubów, może brakowało nam takich gwiazd jak teraz, ale tworzyliśmy zespół. Kolektywna postawa, charakter przyniosły cenny punkt w Lizbonie.
Z Cristiano Ronaldo nie przegrałeś nigdy. Satysfakcja jest?
Tyle, że ja skończyłem grać w piłkę 15 lat temu, a on wciąż utrzymuje się na wysokim poziomie i strzela gole dla reprezentacji. Można go lubić, nie lubić, ale należy szanować. To już nie CR7 w swoim prime time, dłuższych sprintów nie wykonuje, ale świetnie wychodzi na pozycje, finalizuje, umie kamuflować słabości, bo wiadomo – wiek, ale wciąż daje ludziom radość. Niech jak najdłużej ugania się za futbolówką i bije rekordy. Jestem pod wrażeniem jego dbałości o siebie, samozaparcia.
Jeśli chodzi o historyczne zwycięstwo z Portugalią z 2006 roku to na pewno mam się z czego cieszyć. Dołączyłem wtedy do kadry po meczu z Kazachstanem, też mi nie szło w klubie, ale na Stadionie Śląskim wszedłem w drugiej połowie za Kubę Błaszczykowskiego i pomogłem. To był mecz – wizytówka zespołu Leo Beenhakkera i mocno wpłynął na ten zespół, dał nam wiarę, pewność i poczucie własnej wartości.
Do lania 0:4 z Jeonju z mundialu 2002 chyba nie lubisz wracać?
Nic fajnego, Portugalczycy złapali nas i zlali, nie było nawet co zbierać. Została potem mała satysfakcja, że wraz z nimi, zaraz po Francji w doborowym towarzystwie wracaliśmy do domów, lecz nikt z nas nie wyobrażał sobie tak nieudanego startu w finałach mistrzostw świata, na który Polska czekała 16 lat.
Nie szkoda ci, że nie dobiłeś do granicy stu meczów w drużynie narodowej?
Nie, bo jako chłopak z małej miejscowości cieszę się, że w ogóle dostąpiłem zaszczytu gry dla Polski. To nie są puste słowa, nie ma nie większego w karierze sportowca niż bronienie barw narodowych. Z moimi 96 meczami wraz z Jackiem Bąkiem plasujemy się bardzo wysoko w klasyfikacji zawodników z największą ilością występów, ale ja naprawdę cieszyłem się z każdej sekundy na boisku w koszulce z orłem na piersi. Jeszcze w paru spotkaniach byłem kapitanem, co uważam za niesamowity zaszczyt. Tak sobie myślę, że szkoda, że w okresie mojej gry dla Polski nie było jeszcze Ligi Narodów, bardzo ciekawych rozgrywek, które nie doceniamy, choć dzięki nim awansowaliśmy na Euro 2024.
Jakie mamy szanse teraz z Portugalią?
Słysząc jak ktoś mówi, że ważniejszy jest kolejny mecz – ze Szkocją czuje się zniesmaczony, bo to jest stawianie się od razu na przegranej pozycji. Na pewno nie możemy tak zagrać jak niedawno w Warszawie, dać tyle miejsca Portugalczykom. Drużyna Michała Probierza przypomina teraz plac budowy, za dużo jest zmian, roszad. Nie oszukujmy się – Portugalia to zdecydowany faworyt najbliższego spotkania. Serce by chciało oczywiście sukcesu naszej kadry, ale…
Wejdziemy na mundial 2026?
Bardzo bym chciał. Od 2002 roku z wielkich imprez opuściliśmy tylko Euro 2004 i mundiale w 2010 i 2014. Teraz nie brakuje nam problemów, ale my umiemy w takich momentach zaskakiwać, wyciągać jakieś asy z rękawa. Nie zmarnujmy spotkań z Portugalią i Szkocją, a w najwyższej dywizji z Ligi Narodów trzeba się utrzymać, by zachować kontakt z europejską elitą.