menu

Liga Mistrzów. Łatwe zwycięstwo Realu Madryt nad Kopenhagą (ZDJĘCIA)

2 października 2013, 22:36 | Konrad Kryczka

Real Madryt na własnym stadionie rozbił Kopenhagę 4:0. Po dwa gole strzelili Cristiano Ronaldo oraz Angel di Maria. Po tym meczu "Królewscy" zajmują 1. miejsce w grupie, natomiast duński zespół plasuje się na 3. pozycji.

Różne myśli pojawiały się przed tym meczem. Real niby jest gospodarzem, na papierze drużyną lepszą, ale jednak ostatnio zespołem dalekim od optymalnej formy. Do tego Kopenhaga wywalczyła remis w spotkaniu z Juventusem, więc i dziś można się było spodziewać jakiejś sensacji.

Sensacji jednak nie było. Real zagrał jak na faworyta przystało i w swoim pierwszym oficjalnym spotkaniu przeciwko FC Kopenhaga odniósł przekonujące zwycięstwo. Oczywiście w grze "Królewskich" nie wszystko wyglądało fantastycznie, zwłaszcza w pierwszej połowie, kiedy to "Los Blancos" irytowali niedokładnością w zagraniach, a co za tym idzie masą strat. Oczywiście za nie najlepszą grę Realu w ofensywie trzeba pochwalić piłkarzy z Danii, którzy robili wszystko, co tylko się dało, aby bramki nie stracić. Błędy w defensywie się jednak zdarzają i w dzisiejszym meczu nie było inaczej. Już przecież na początku meczu świetną okazję miał Benzema, ale nie wiadomo jakim sposobem głową nie skierował piłki do siatki. Przypomnijmy, że Francuz jest w Madrycie na cenzurowanym i lepiej dla niego samego, żeby takie pudła mu się nie zdarzały.

Przyszła jednak 21. minuta i pierwszy gol dla "Królewskich". Kapitalna wrzutka Marcelo, Ronaldo przeskakuje Sigurdssona i głową pakuje piłkę do siatki. Po tej bramce obie drużyny zaczęły stwarzać jakieś sytuacje. Piszemy "jakieś", bo nie były to takie akcje, które mogłyby wstrząsnąć publiką zebraną na stadionie, zasłużyć na oklaski. Po prostu takie, żeby nikt nie mógł powiedzieć, że nic podczas meczu się nie działo. No, dobra, poza jedną. Rzut rożny dla Kopenhagi, po którym głową uderzył Joergensen. Zadrżała poprzeczka, futbolówka się od niej odbiła, a później Modrić wyekspediował ją poza pole karne. Zastanawialiśmy się tylko, czy piłka nie przekroczyła linii bramkowej, zanim Chorwat ją wybił, ale chyba sędzia miał rację, nie wskazując na środek boiska, lecz nakazując kontynuowanie gry.

Czy w pierwszej części spotkania było jeszcze coś ciekawego? W sumie jeszcze jedno zdarzenie, a mianowicie zderzenie Pepe z Braatenem, po którym ten pierwszy rozciął sobie skórę na głowie. Na pierwszy rzut oka widok trochę makabryczny, ale że Portugalczyk do starć z rywalami przyzwyczajony, to wrócił do gry i dokończył spotkanie z bandażem na głowie.

Pierwsza połowa do najciekawszych nie należała. Goście się głownie bronili, choć momentami próbowali grać odważniej, z kolei gospodarze byli w ataku bardzo niechlujni i czegoś w ich grze nam wyraźnie brakowało. Czekaliśmy więc na drugą połowę.

I dostaliśmy naprawdę dobre drugie czterdzieści pięć minut. "Królewscy" wzięli się za to, za co dostają takie, a nie inne pieniądze, a Duńczycy mogli tylko próbować zaradzić panującej na boisku sytuacji. Próbował Di Maria, próbował Carvajal, próbował w końcu Ronaldo, który w tym meczu nogą nie był w stanie trafić (choć z wolnego oddał niezły strzał), ale głową jak najbardziej. I właśnie z główki w 65, minucie strzelił drugą bramkę dla Realu. Akcja "Los Blancos" wyborna. Takie sytuacje można by oglądać non stop. Magii w Champions League nigdy za wiele. Benzema piętką do Di Marii, ten krzyżakiem mięciutko na głowę Ronaldo, a Portugalczyk pomylić się nie mógł.

"Show must go on", więc na tej pięknej bramce strzelecki spektakl się nie zakończył. Swoje musiał dołożyć Angel Di Maria, który w całym meczu był bardzo aktywny, ale strzelonego gola mu brakowało. W 71. minucie w końcu pokonał Wilanda, wykorzystując podanie Benzemy, a w 91. minucie postanowił skorzystać z uprzejmości obrońców Kopenhagi i strzelił swoją drugą bramkę w tym spotkaniu. Między oboma trafieniami mieliśmy akcje zarówno Realu, jak i Kopenhagi, ale nie były one bardzo widowiskowe.

Mimo straconych bramek, zespół z Danii się nie poddawał i w końcówce spotkania dążył do zdobycia gola honorowego. I zdobyć go powinien w doliczonym czasie gry. Najpierw Bolanos dostał bardzo dobre podanie, ale mając przed sobą tylko Ikera Casillasa, nie dał rady pokonać golkipera Realu. Potem dwa rożne dla Kopenhagi, po których zagrożenie pod bramką Realu było olbrzymie, jednak ponownie dał o sobie znać Casillas, który pokazał, dlaczego przez wielu nadal uważny jest za najlepszego bramkarza na świecie.

Duńska drużyna broniła się zaciekle, wydawało się, że może w drugiej połowie wyjdzie jej jedna akcja i ze stolicy Hiszpanii wywiezie punkt. Tak się jednak nie stało. Bramki zdobywane przez zawodników Realu w drugiej połowie nie dały złudzeń piłkarzom z Kopenhagi, kto tego dnia jest lepszy i kto zasługuje na trzy punkty.


Polecamy