menu

Powtórki nie było - Lech Poznań tym razem przegrał z Fiorentiną [ZDJĘCIA]

5 listopada 2015, 22:55 | Kaja Krasnodębska

Dwa tygodnie temu Lech Poznań triumfował na Stadio Artemio Franchi, ale w meczu 4. kolejki fazy grupowej Ligi Europy nie powtórzył tego sukcesu. Druga odsłona starcia z Fiorentiną zakończyła się porażką mistrzów Polski 0:2.

Punktualnie o 21.00 w Poznaniu zaczęło się spotkanie określane jednym z najważniejszych meczów ostatnich tygodni. Do lokalnego Lecha przyjechała dobrze spisująca się w tym sezonie Fiorentina. Magnesem dla widzów były jednak nie tylko znane nazwiska piłkarzy z Włoch, ale i coraz lepsza gra i wyniki Kolejorza. Po zmianie szkoleniowca poznaniacy zaczęli bowiem zbierać punkty. Spotkaniem, które dało przełamanie był właśnie pierwszy mecz z Violą. To na półwyspie Apenińskim poznaniacy po bramkach Macieja Gajosa oraz Dawida Kownackiego pokonali rywali 2:1. Dzisiaj za wszelką cenę chcieli powtórzyć ten sukces.

Nie były to jedynie obietnice, gdyż już od pierwszej minuty polska drużyna pokazywała, że jej ambicją są trzy punkty. Nie wystraszyła się bardziej doświadczonych i obytych w wielkim piłkarskim świecie rywali, nie pozwalając im przejąć kontroli nad obrazem gry. Poznaniacy radzili sobie spokojnie i co najważniejsze skutecznie. Dobrze zorganizowani byli szczególnie w defensywie. W razie potrzeby cofała się tam cała drużyna - Tomasz Kędziora schodził do środka, a do linii obrony wracał się Karol Linetty oraz Dariusz Formella. Z dobrej strony pokazywał się po lewej stronie Tamas Kadar, który konsekwentnie zatrzymywał Jakuba Błaszyczkowskiego.

Mimo skutecznej gry w obronie ze strony Lecha, Fiorentina cały czas starała się naciskać. Ciężko wychodziło im przebijanie się przez mur gospodarzy, a jeżeli już dokonali tej sztuki, nie byli w stanie zaskoczyć świetnie broniącego Jasmina Buricia. Podopieczni Jana Urbana nie skupili się jedynie na defensywie. Dzielnie atakowali bramkę Włochów, robiąc tam spore zamieszanie. Już w 10. minucie pierwszy widowiskowy strzał oddał Szymon Pawłowski. Nieznacznie się jednak mylił i futbolówka prześlizgnęła się po zewnętrznej stronie słupka.

Kolejne minuty przyniosły bardzo wyrównaną grę obu zespołów. Polacy nie wyglądali słabiej, a wręcz przeciwnie - kreowali całkiem dobre strzeleckie sytuacje. Dużo w grze ofensywnej dawali Tamas Kadar oraz Tomasz Kędziora, którzy uaktywnili skrzydła i przy liniach bocznych przeciskali się w pole karne Luigiego Sepe. Słabo na tle innych kolegów prezentował się natomiast Dariusz Dudka. We własnym polu karnym potrzebował asysty Tomasza Kędziory, a o wyjściu na połowę rywala nawet nie myślał. W obronie popełniał sporo błędów, które musiał nadrabiać faulami. I własnie tak sprokurował rzut wolny dla Fiorentiny. Wykonawca, Josip Ilicić, zamienił stały fragment gry na gola. Efektownie uderzył przy słupku nie dając Jasminowi Buriciowi szans na interwencję.

Lech próbował odpowiedzieć jeszcze przed przerwą. Nie udało mu się jednak tego dokonać. Uwagę kibiców w końcówce przykuł arbiter, który miał sporo problemów z zapanowaniem nad boiskowymi wydarzeniami. Popełniał błędy, które działały na niekorzyść gospodarzy. Najpierw odgwizdywał faule podopiecznych Jana Urbana gdy ich nie było, by potem nie zareagować na atak Bernardeschiego na Tomaszu Kędziorze. Młody obrońca po interwencji sztabu medycznego dał radę zejść na przerwę do szatni.

Na drugą część gry oba zespoły wybiegły bez żadnych roszad. Zmianie nie uległa także słaba postawa arbitra. Kolejne kontrowersyjne decyzje na niekorzyść poznaniaków nie pozwoliły im na rozwinięcie skrzydeł. Nerwy kibiców, piłkarzy i Jana Urbana nie pomagały. Wzmagały jedynie poirytowanie, które prowadziło do kilku prostych błędów ze strony gospodarzy. Problemy miewali także goście, którzy zaczęli się gubić w defensywie i pozwalali lechitom na coraz odważniejsze wejścia pod pole karne. Próby Szymona Pawłowskiego długo nie przynosiły jednak efektów. Jan Urban chcąc pomóc swoim zawodnikom zdecydował się na ofensywne roszady. Na murawie pojawili się Gergo Lovrencsics oraz Denis Thomalla. W ataki zaangażował się szczególnie ten pierwszy, który szybkimi rajdami wymijał defensorów Violi i stawał przed strzeleckimi sytuacjami. Brakło mu tylko celności. Podobnie jak Kasperowi Hamalanenowi czy Karolowi Linettemu.

Niewykorzystane sytuacje się mszczą. Szczególnie w starciach z tak mocnymi zespołami jak Fiorentina. Na niespełna dziesięć minut przed końcem meczu, Włosi zdobyli drugą bramkę rozstrzygając losy spotkania na swoją korzyść. Na listę strzelców ponownie wpisał się Josip Ilicić. Słoweniec dostał podanie od Fernandeza i bez kłopotu pokonał wychodzącego Jasmina Buricia. Stracony gol nie podłamał gospodarzy. Dalej próbowali atakować, jak najszybciej wrócić do gry. Najbliżej trafienia do bramki był Maciej Gajos, który głową uderzył po rzucie wolnym wykonywanym przez Karola Linettego. Mimo ogromnych chęci nie zdołali jednak już zmienić wyniku meczu i mimo naprawdę ładnej gry ulegli rywalom 0:2.


Polecamy