menu

Lech po raz drugi ograł mistrza Węgier. "Kolejorz" wraca do Ligi Europy!

27 sierpnia 2015, 20:48 | Wojciech Maćczak

Piłkarze Lecha Poznań pokonali w meczu rewanżowym 4. rundy eliminacji Ligi Europy mistrza Węgier Videoton 1:0 i pewnie awansowali do fazy grupowej. W pierwszym spotkaniu "Kolejorz" zwyciężył 3:0.

Wynik pierwszego spotkania sprawił, że rewanż rozgrywany na boisku mistrza Węgier był już tylko formalnością. W Poznaniu Lech wypracował trzybramkową zaliczkę i w zasadzie teraz musiał postawić kropkę nad i. Chyba jedynie jakiś cud czy też nieprawdopodobny zbieg okoliczności mógł sprawić, że zespół ze stolicy Wielkopolski nie awansuje do Ligi Europy. Maciej Skorża wolał jednak dmuchać na zimne i wystawił najlepszy możliwy skład swojego zespołu. Chociaż biorąc pod uwagę ostatnią dyspozycję jego podopiecznych słowo „najlepszy” wydaje się sporym nadużyciem, pozostańmy zatem przy określeniu „podstawowy”.

Tak się bowiem składa, że pierwsze spotkanie z Videotonem było jednym z niewielu dobrych spotkań w wykonaniu Lecha w tym sezonie. W Poznaniu kryzys trwa, co najdobitniej obrazuje czternasta pozycja w lidze oraz weekendowa porażka z Piastem Gliwice, już czwarta w tym sezonie. Zespół wciąż nie potrafi złapać rytmu gry, ma spore problemy z konstruowaniem akcji ofensywnych, w zasadzie cały czas brakuje pomysłu w przednich formacjach. Przez to mecze z udziałem poznaniaków są ostatnio nędzne, a błędy obrońców sprawiają, że kończą się porażkami.

Spotkanie w Szekesfehervar również nie było pasjonującym widowiskiem. Był to po prostu nudny i toporny mecz, który i tak nic nie zmieni w losach rywalizacji, ale rozegrać go trzeba. Co ciekawe, do przerwy to Węgrzy stwarzali sobie groźniejsze okazje, wyróżniającą się postacią na boisku był Robert Feczesin. Już w dziesiątej minucie po podaniu Mirko Ivanovskiego groźnie uderzał głową, piłkę zdołał jednak odbić Jasmin Burić. Pięć minut później natomiast Węgier nie trafił czysto w piłkę, która wylądowała w rękach bośniackiego golkipera Lecha Poznań. A poza tym było nudno, przewidywalnie i zachowawczo.

Przerywnikiem w takim obrazie gry była bramka, strzelona przez lechitów. Zaznaczmy jednak, że nie padła ona ze wzglądu na jakąś fantastyczną akcję poznaniaków, a po prostu na chaos w defensywie rywala. Po długiej wrzutce z rzutu wolnego Marcin Kamiński zgrał piłkę głową na środek, tam minął się z nią Branislav Danilovic, Kees Luijckx przypadkowo przedłużył głową pod nogi Tomasza Kędziora, a ten po prostu skierował futbolówkę do siatki.

Ta bramka nie zmieniała nic w kwestii awansu do Ligi Europy, a jedynie odebrała gospodarzom resztki chęci do gry. Obie drużyny czekały więc na ostatni gwizdek sędziego, który jednocześnie oznaczał awans poznaniaków do fazy grupowej europejskich pucharów, w której po raz ostatni występowali pięć lat temu. Cel minimum na rozgrywki międzynarodowe został zatem spełniony. A co do wydarzeń boiskowych to odnotujmy jeszcze wejście Piotra Kurbiela, młodego zawodnika, który dziesięciominutowym występem rozpoczął swoją karierę w pierwszym zespole Lecha.

Teraz poznaniakom powinno być już łatwiej. Wszak w Europie już nic nie muszą, teraz już tylko mogą. Być może dzięki temu zdołają nieco więcej uwagi poświęcić meczom ligowym i odbudują swoją słabiutką pozycję w Ekstraklasie. Oczywiście nie odpuszczając przy tym meczów LE, bo chyba każdy miałby nadzieję na powtórkę sprzed pięciu lat, gdy po fantastycznych bojach z Juventusem i Manchesterem City lechici wywalczyli awans z grupy. W tym roku czekamy na podobny sukces, oczywiścier pod warunkiem, że podopieczni Skorży ogarną się i zaczną grać na miarę swoich możliwości. A te wcale nie są małe, o czym przekonaliśmy się w końcówce ubiegłego sezonu.

Więcej o LIDZE EUROPY


Polecamy