menu

Michał Żewłakow: Konflikt właścicieli jest męczący dla wszystkich. Najważniejsze jest dobro Legii

20 lutego 2017, 10:09 | Sebastian Staszewski, Polsat Sport

- Prijović popełnił błąd. Powinien zostać - mówi Michał Żewłakow, dyrektor sportowy Legii.

O Aleksandarze Prijoviciu: Mógł pograć jeszcze kilka miesięcy w ekstraklasie i dopiero latem odejść z podniesioną przyłbicą. Gdyby u nas został, trafiłby do większego klubu
O Aleksandarze Prijoviciu: Mógł pograć jeszcze kilka miesięcy w ekstraklasie i dopiero latem odejść z podniesioną przyłbicą. Gdyby u nas został, trafiłby do większego klubu
fot. Szymon Starnawski

Na ile realny był pomysł sprowadzenia na Łazienkowską Jakuba Błaszczykowskiego?
Liczyliśmy, że Kuba, mający problemy z regularna grą w Wolfsburgu, będzie chciał zadbać o swoją pozycję w reprezentacji. Sondowaliśmy jego chęć występów w Legii u jednej z jego bliskich osób, ale otrzymaliśmy informację, że nie interesuje go zmiana kraju, a już na pewno nie powrót do Polski. Nikogo nie można zmuszać, nie pomogą nawet działania inwazyjne. Bo w tym jest ambaras, aby dwoje chciało na raz.

Byli tacy, którzy stwierdzili, że zwariowaliście, że porwaliście się z motyką na słońce...
Ten koncept mógłby się udać, gdyby była czysta wola ze strony piłkarza. Uważam, że gdyby Kuba chciał grać w Legii, to dalibyśmy radę przekonać do tego Wolfsburg. Ale temat jest zakończony. Legia przeżyje bez Kuby i Kuba bez Legii też.

Transferem teoretycznie powyżej możliwości Legii była próba zakontraktowania Felipe Caicedo z Espanyolu. To byłaby największa transakcja w historii polskiej ligi?
To byłby transfer porównywalny z przyjściem Vadisa Odjidjy-Ofoe. Musiałoby zgrać się wiele parametrów, które spowodowałyby, że dla piłkarza Legia stałaby się atrakcyjna. Przy negocjacjach kasa jest ważnym argumentem, ale w tym przypadku nie była kluczowa.

Czytaj także: Tomas Necid: Mam nadzieję, że będę równie skuteczny co Nikolić i Prijović;nf

Dlaczego więc Caicedo nie trafił do Legii? Podobno było blisko.
Moim zdaniem zabrakło wiele, nie zbliżyliśmy się do niego przesadnie. Przeszkadzały nam czynniki zewnętrzne. My, takie mam wrażenie, zrobiliśmy wszystko, aby do transferu doprowadzić. Okazało się, że to było za mało. Nie jesteśmy jeszcze klubem dla którego piłkarze w minutę pakują walizki. Przypadek Caicedo jest podobny do Błaszczykowskiego. Chcieliśmy wykorzystać pewne okoliczności, ale nam nie wyszło.

Ile Legia musiałaby zapłacić za wykupienie zawodnika tej klasy?
Trzy, może cztery miliony euro. Na tyle nas jeszcze nie stać. Chcieliśmy wesprzeć się wypożyczeniem. Później moglibyśmy ocenić, czy warto zainwestować w tego chłopaka tą małą fortunę. Ale w tej chwili nie jesteśmy na poziomie pozwalającym nam na płacenie takich kwot.

Czytaj także: Wartość klubów Ekstraklasy [RANKING];nf

Caicedo to najgłośniejsze nazwisko, które rozpatrywaliście w kontekście zimowych wzmocnień?
Tak mi się wydaje.

W Legii na wiosnę zagrają za to Tomáš Necid i Daniel Chima Chukwu. Trudno było namówić ich na przyjazd?
No właśnie nie, poszło bezproblemowo. Wiadomo, że trochę negocjowaliśmy, ale chłopaki chcieli grać w Legii. Necid był numerem dwa, albo nawet trzy, na naszej liście transferowej. Po Caicedo i… Orlando Sá! Chcieliśmy wykupić go ze Standardu Liège, ale odkąd został ich najlepszym strzelcem, zaczął kosztować duże pieniądze. Szkoda, bo jestem w kontakcie z Orlando i wiem, że tęskni za Warszawą. Pewnie gdyby nie jego trudne relacje z trenerem Henningiem Bergiem, Sá grałby w Legii do dziś.

2 mln euro za króla strzelców Ekstraklasy to dużo czy mało?
To kwota realna.

Tyle samo Sampdoria zapłaciła za Bartosza Bereszyńskiego, niewiele mniej PAOK Saloniki wyłożył za Aleksandara Prijovicia. Nikolić dawał Legii znacznie więcej, niż wspomniana dwójka, a jednak odszedł za relatywnie niewielkie pieniądze.
Patrząc z boku na pewno można stwierdzić, że należało na nim zarobić więcej. Ale spójrzmy na jego metrykę, umiejętności, ale także oczekiwania jego i oczekiwania silnych klubów. Nie powiem, że ten transfer to majstersztyk, ale biorąc pod uwagę fakt, że Niko pozyskaliśmy za darmo, to nie powinniśmy być rozczarowani.

Zobacz koniecznie: Memy po meczu Legia - Ajax. "Kuchy" lepszy od Necida, sędzia przegapił gola [GALERIA];nf

Nikolić to najlepszy transfer, jaki Pan pilotował w okresie swojej pracy w Legii?
Patrząc na kwotę transferową moim numerem jeden jest Ondrej Duda. Natomiast jeżeli chodzi o to, co Niko dał drużynie, to trafiliśmy idealnie. Jest w mojej czołówce.

Prijović Pana rozczarował? Miał być naturalnym następcą Nikolicia, a wyjechał zimą.
Gdyby to zależało ode mnie, Prijo zostałby w Warszawie.

Nie dało się go przekonać, aby poczekał do lata?
Z niewolnika nie ma pracownika. Prijović nie chciał u nas zostać, więc gdyby tak się stało, mógłby być ogniskiem konfliktów. Nie warto było trzymać go na siłę. Jak na moje oko, popełnił błąd. Nie ugruntował jeszcze swojego poziomu na tyle, aby być pewnym, że da sobie radę na Zachodzie. Mógł pograć jeszcze kilka miesięcy w ekstraklasie i dopiero latem odejść z podniesioną przyłbicą. Gdyby u nas został, trafiłby do większego klubu.

Dlaczego gra w Grecji, a nie w Chinach, które go omamiły?
Póki nie było ofert z Europy, chciał jechać do Chin. A kiedy pojawiła się propozycja z PAOK-u, nagle pokochał Grecję. Były jeszcze jakieś niekonkretne zapytania z klubów ukraińskich, ale widać było, że chłopak woli jednak pozostać na Starym Kontynencie.

Czytaj także: Daniel Chima Chukwu: W Chinach już swoje zarobiłem. W Legii mam szansę na rozwój;nf

Jak ocenia Pan bilans zimowego okna transferowego?
Jeśli chodzi o sumę transferową to moje rekordowe okienko. Nie ukrywam jednak, że chcieliśmy sprzedać tylko Nikolicia, no, może jeszcze jednego piłkarza. Ale to, co zaprogramowaliśmy, nie wyszło. Szkoda… Jestem jednak zadowolony z zawodników pozyskanych. Artur Jędrzejczyk to pewna inwestycja. Necid i Chukwu mają wielki potencjał, wierzę, że zastąpią tych, którzy odeszli. W ofensywie raczej nie stracimy.

Pamięta Pan spotkanie z prezesem Bogusławem Leśnodorskim sprzed czterech lat?
Spotkaliśmy się w jego gabinecie. Dopiero zaczynałem moją pracę, wszystko było dla mnie nowe. Długo dyskutowaliśmy.

Co wtedy zaplanowaliście?
To był dość szeroki plan, który zakładał kolejne mistrzostwa, awans do Ligi Mistrzów w ciągu pięciu lat, spłatę zadłużenia wobec ITI, kierunek polityki transferowej. Jeśli chodzi o mnie, dotyczył też rozbudowania pionu skautingowego, któremu miałem przewodzić.

Jest Pan zaskoczony, ile z tych planów udało się zrealizować?
W Legii mistrzostwo i puchar to jednocześnie plan ambitny, ale i plan minimum. Wszyscy w klubie mają tego świadomość. Walczyliśmy, aby nie spaść poniżej pewnego poziomu. Dużo satysfakcji dał jednak awans do Ligi Mistrzów, to bardzo wymierny sukces. Ktoś powie, że udało się dzięki układowi gwiazd na niebie, ale ważne, że cel został osiągnięty.

Pana największą porażką w roli dyrektora sportowego było zatrudnienie Besnika Hasiego?
Na pewno nie było to moje zwycięstwo. Maczałem palce przy tym pomyśle i nie zamierzam uciekać od odpowiedzialności. Biorę ją na siebie. Żałuję tylko, że wszystko potoczyło się w ten sposób, bo miałem wielką wiarę, że to odpowiedni człowiek.

To był Pana druh z Anderlechtu. Może to Pana zaślepiło?
Wręcz przeciwnie. Gdyby nie to, Besnik być może wybrałby inną propozycję. Miał oferty z Nantes, Trabzonsporu, Nottingham Forest i z krajów arabskich. Tam płacili więcej, niż my. Ale Hasi chciał się rozwijać. Spodobał mu się pomysł, który mu przedstawiliśmy.

To dlaczego nie wyszło? Kwestia charakteru? Hasi szybko skonfliktował się z piłkarzami.
Te wzajemne stosunki z pewnością nie były na najlepszym poziomie. Drużyna była tuż po zdobyciu dubletu, niektórych ten sukces zaślepił. Z drugiej stronie Hasi przejął zespół osierocony. Część zawodników była kontuzjowana, kilku wciąż nie wróciło po Euro 2016. Besnik popełnił też kilka błędów. Może przeszkodziła mu presja, a może charakter. Później dzieła zniszczenia dopełniły wyniki. Pamiętam, jak rozmawialiśmy po meczu z Zagłębiem Lubin. Mówił szczerze: „Michał, robię co mogę i nie wychodzi. Nie dziwię się, że jest hejt, bo na 27 możliwych punktów wygrałem 9”. Gdyby Hasi przyszedł w momencie w którym odchodził, jego relacje z piłkarzami wyglądałyby zgoła inaczej.

Co dobrego po sobie zostawił, poza awansem do Ligi Mistrzów? Moim zdaniem wyłącznie Thibaulta Moulin’a i Vadisa Odjidje-Ofoe.
Zapamiętamy go z awansu, choć w kontekście wyników ligowych wielu powie, że to był przypadek, szczęście w losowaniu. Jeśli chodzi o wspomnianą dwójkę, to Besnik bardzo ich chciał, wierzył w nich. Dobrego piłkarza łatwo jest namierzyć, ale znacznie trudniej go zakontraktować. Hasi w obu przypadkach bardzo nam pomógł.

Czy bez Hasiego ci piłkarze trafiliby do Warszawy?
Chyba bardziej nie, niż tak.

Potwierdza Pan medialne informacje, że w przypadku wykupu akcji Bogusława Leśnodorskiego i Macieja Wandzla przez Dariusza Mioduskiego opuści Pan Legię?
Rozmawiałem już i z Mioduskim, i z Leśnodorskim. Szczerze i konkretnie. Obaj znają moje stanowisko. Zgadzam się jednak z tym, co powiedział niedawno prezes. Informacje na temat konfliktu i jego efektów nie powinny być częścią tej rozgrywki.

Współpraca z Mioduskim jest w ogóle realna?
O tym wie Dariusz Mioduski. Reszty nie komentuję.

Odlicza Pan dni do licytacji? Obecny stan męczy wszystkich pracowników.
Oczywiście, że tak. Cały ten konflikt dotyczy nie tylko mnie, ale każdego, komu zleży na tym, aby Legia się rozwijała. Nie ma ludzi niezastąpionych. Żewłakowa też da się zastąpić. Mam tylko nadzieję, że na tym całym zamieszaniu nie straci Legia.


Polecamy