menu

Wojciech Kowalczyk: Ostrzolek w kadrze? Błagam was! Reprezentacja to nie supermarket (WYWIAD)

10 sierpnia 2015, 15:11 | Sebastian Staszewski/Polska The Times

- Poza meczem Lechia - Pogoń Szczecin, na którym byłem w Gdańsku, nie widziałem żadnego spotkania naszej Ekstraklasy. Jeśli jestem czymś zainteresowany, to tylko I ligą - mówi Wojciech Kowalczyk, były reprezentant Polski.

Wojciech Kowalczyk, były reprezentant Polski
Wojciech Kowalczyk, były reprezentant Polski
fot. Paweł Łacheta/Polskapresse

Tour de Pologne. Jon Izagirre - Bask, który pokochał Polskę [ZDJĘCIA]

Udały się Panu wakacje?
Ja na wakacjach jestem cały czas. Za chwilę pojadę na mecz Arki na Wybrzeże, a później nad jeziora na Suwalszczyznę, gdzie grają Wigry. No, i na grzyby obowiązkowo! Byłem też nad morzem i muszę przyznać, że wyszło rewelacyjnie. Pojechałem tam z rodziną i psem, więc naprawdę odpocząłem.

Trudno było wytrzymać bez Twittera?
A o czym miałem pisać? Że mój pies się kąpie w Bałtyku? Sportu nie oglądałem.

Zamierza Pan jeszcze ćwierkać?
Jak trzeba będzie kogoś pierd…, to włączę komputer. Czasami chciałbym też kogoś pochwalić, ale wtedy blokuje mi się klawiatura… A ostatnio mało tweetuję, bo tak naprawdę jeszcze nie zaczął się sezon. Nuda straszna.

Pytam o Twittera, bo - wbrew temu, co Pan mówi - sezon się rozpoczął, a z nim przyszły kolejne rozczarowania i niespodzianki. A Pan nic na Twitterze nie pisze. Co więc Pana odrzuciło, a co urzekło?
Poza meczem Lechia - Pogoń Szczecin, na którym byłem w Gdańsku, nie widziałem żadnego spotkania naszej ligi. Znam oczywiście wyniki i strzelców bramek, ale nie czuję potrzeby siedzenia przed telewizorem. Mówiłem, że jestem na wczasach. Jeśli jestem czymś zainteresowany, to tylko I ligą.

Przekorny Pan jest…
Dlaczego? Na pierwszym meczu, na którym byłem, czyli Arka - Zawisza, działo się sporo. Naprawdę mogło się to podobać. Jeśli natomiast chodzi o resztę spotkań, to oczywiście trochę się zgrywam, ale nie można zacząć oglądać wszystkiego na raz. Wtedy futbol może się przejeść. Reprezentacje i Liga Mistrzów startują dopiero za miesiąc, więc do piłki trzeba wrócić pomału.

A mecze Lecha z Sarajewem i Bazyleą, czy Legii z Botosani i Kukësi Pan widział?
Tu się nie wymigam, widziałem. Ale tylko dlatego, że były w środku tygodnia. Lech w trzeciej rundzie eliminacji LM zagrał z zespołem, z którym mógł powalczyć. Jasne, Bazylea to dobra drużyna, ale zawalili Polacy. Obrona Lecha nie była przygotowana na Ligę Mistrzów i dała sobie wbić trzy frajerskie bramki. Legioniści natomiast mieli przeciwników, których nikt nie znał, i spokojnie się z nimi uporali. A udało się to dzięki wysokiemu współczynnikowi w rankingu klubowym, który - jak się okazuje - jest kluczem do sukcesu. Lechowi tego wysokiego współczynnika zabrakło.

Przypadek Lecha pokazuje, że model budowania zespołu - całkowicie inny niż ten warszawski - w polskich warunkach i tak nie ma znaczenia?
Lech byłby w znacznie lepszej sytuacji, gdyby nie Mariusz Rumak, który odpadał z pucharów z jakimiś Szwedami, Litwinami czy Islandczykami. Gdyby wtedy Kolejorz osiągnął sukces, Lech miałby dziś trochę punktów i nie byłby dolosowany do Bazylei, a rozstawiony. Dlatego poznaniacy potrzebują kilku sezonów, aby nazbierać tych punktów. Teraz Kolejorz musi awansować.

Znów zobaczymy dwie polskie drużyny w fazie grupowej Ligi Europy?
Liczę, że tak, ale poczekajmy. Ani Zorii, ani Videotonu nie należy się bać, lecz należy pamiętać, że nie takie zespoły wywalały nas z eliminacji pucharów. Skoro jednak chcemy mieć drużynę w Lidze Mistrzów, to takich rywali jak Ukraińcy i Węgrzy trzeba wyeliminować, wygrywając i u siebie, i na wyjeździe.

Andrzej Iwan powiedział mi przed tygodniem, że nie gramy w Lidze Mistrzów, bo mamy słabych piłkarzy. To uproszczenie, ale czy jest coś na rzeczy?
Słaby jest poziom całej ligi. Zawodnicy są, ale grają za granicą. Ledwie pokazał się Tuszyński z Piątkowskim, a dziś jeden jest w Turcji, a drugi na Cyprze. A ci i tak nie są dobrzy, bo gdyby byli, to graliby w Niemczech. Skoro rozmawialiśmy o Szwajcarach, to sprawdźmy, ilu z nich gra w Bundeslidze. Dziękuję… Brakuje nam zawodników, którzy dają jakość. Dlatego tak rzadko zdarza się, że Legia zagra super dwumecz, jak ten z Celtikiem Glasgow, albo że Lech wygra z Manchesterem City czy zremisuje z Juventusem Turyn. To incydentalne przypadki.

Humor polskiego kibica ratuje reprezentacja Polski? Wszyscy ze zniecierpliwieniem czekają na wrześniowy mecz z Niemcami w eliminacjach Euro 2016!
Ja bardziej czekam na październik, bo wtedy wszystko się rozstrzygnie. To właśnie wtedy może się okazać, że będziemy na pierwszym miejscu w grupie. Albo że na czwartym.

Nie wierzy Pan w zwycięstwo we Frankfurcie?
A co ma wiara do faktów? Nawet gdybyśmy wygrali, to i tak trzeba czekać do października. Na wyjazdach gramy dwa razy gorzej niż u siebie, więc szalony jest ten, kto stwierdzi, że do Niemiec pojedziemy, żeby znów ograć mistrzów świata. Z Irlandią w Dublinie pokazaliśmy piach, pierwsza połowa w Gruzji też była tragiczna. Pamiętajmy o tym. Nikt oczywiście nie odfajkuje meczu z Niemcami, trzeba zagrać, powalczyć. Ale nie twórzmy miraży. Rywale zagrają u siebie, pałają chęcią rewanżu, mieli też dużo czasu do przygotowań.

Ale reprezentacja prowadzona przez Adama Nawałkę udowodniła, że można się po niej spodziewać niespodziewanego.
Reprezentacja jest skuteczna, to prawda. Gruzji strzeliliśmy osiem bramek - krzyczą niektórzy. Tylko że nikt w Polsce nie wie, jak nazywa się ich najlepszy napastnik. No to sorry…

Co powiedziałby Pan, gdyby Nawałka powołał Matthiasa Ostrzolka?
Kolejny farbowany lis? Błagam was! To następny facet, który poczuł, że pojedziemy na mistrzostwa i że może warto załapać się do tej kadry. Mamy identyczną sytuację jak przed Euro 2012. Wtedy też Perquis, Boenisch czy Polanski nagle poczuli się Polakami. Dziś Ostrzolkowi znudziło się czekanie na powołanie od Joachima Löwa i wymyślił sobie, że skoro tak bardzo chce pograć w kadrze narodowej, to zostaje mu jeszcze nasza. Wybacz kolego, ale ta reprezentacja to nie supermarket, do którego może sobie wejść każdy.

Czytaj dalszy ciąg w Polska The Times >>

Polska The Times


Polecamy