menu

Tomasz Korynt trzyma kciuki za Arkę Gdynia w starciu z FC Midtjylland

1 sierpnia 2017, 08:46 | Szymon Szadurski

Już tylko dwa dni dzielą piłkarzy z Gdyni od rewanżowego meczu z FC Midtjylland w kwalifikacjach do Ligi Europy. Byli piłkarze klubu wierzą w historyczny awans.


fot. Tomasz Bolt/Polska Press

Podopieczni trenera Leszka Ojrzyńskiego przystępowali w czwartek do pierwszego starcia z Duńczykami z pozycji absolutnego kopciuszka. Według wielu piłkarskich ekspertów mieli gładko przegrać i pojutrze do Herning wybrać się jedynie na wycieczkę, bez najmniejszych widoków na awans. Arkowcy podkreślali jednak, że wcale nie stoją na straconej pozycji i będą walczyć do upadłego. Co najważniejsze, nie były to puste słowa, tylko te zapowiedzi przekuli w czyny na boisku.

Po fantastycznym spotkaniu zwyciężyli 3:2, zamykając co najmniej na tydzień usta malkontentom i krytykom. Gratulacje dla Arki popłynęły dosłownie z całego kraju. Zbigniew Boniek, prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, nazwał widowisko na stadionie miejskim w Gdyni „pięknym i pasjonującym meczem”. Z trybun przy ul. Olimpijskiej popisy arkowców oklaskiwali też legendarni piłkarze klubu, w tym uczestnicy, pamiętnego, wygranego w 1979 roku, również 3:2, pucharowego starcia z Beroe Stara Zagora. Tomasz Korynt, który 38 lat temu na starym stadionie przy ul. Ejsmonda wbił Bułgarom dwa gole, na mecz z FC Midtjylland wybrał się w towarzystwie ojca Romana. Autor 44 trafień w żółto-niebieskich barwach był pod wrażeniem gry następców. W czwartek będzie trzymał za nich kciuki i z całego serca życzy im awansu.

- W Gdyni Arka zagrała bardzo ambitnie i pokazała się naprawdę z dobrej strony - mówi Tomasz Korynt. - Byłem pozytywnie zaskoczony postawą naszych chłopaków. Wiadomo, że w rewanżu będzie ciężko, jednak mocno wierzę w awans. Zawodnicy Arki pokazali już trzy razy, że lubią i potrafią grać mecze pod taką presją, w tym także na wyjeździe. Nie sądzę, aby był to przypadek. Nie ma też co ukrywać, że Arka w tych starciach miała trochę szczęścia. Najlepiej niech tak dalej pozostanie także w Danii.

Legendarny napastnik Arki docenia postawę młodszych kolegów, jednak dodaje, że w meczu w Gdyni zespół FC Midtjylland prezentował zwłaszcza w drugiej połowie wyższe umiejętności od żółto-niebieskich, prowadząc grę. Dlatego Tomasz Korynt uważa, że w czwartkowym rewanżu, mając skromną zaliczkę nad trudnym rywalem, nie należy wdawać się z nim w otwartą wymianę ciosów.

- Nie chcę wchodzić w buty Leszka Ojrzyńskiego, bo on jest najbliżej drużyny i doskonale wie, co ma robić - mówi Tomasz Korynt. - Gdybym jednak miał obierać taktykę na rewanż, postawiłbym na zagęszczenie szyków w obronie i wyprowadzanie kontrataków. Arka ma zawodników, nadających się do takiej gry. Na zatrzymanie tak szybkich graczy, jak Patryk Kun, czy Luka Zarandia, kiedy tylko uda się ich wyprowadzić na pojedynek jeden na jednego z obrońcą, nie ma prostej recepty. Pokazali to już w pierwszym meczu. Podejrzewam, że przy kontratakach mogliby sprawić problemy nawet znacznie lepszym obrońcom, niż ci, których widzieliśmy w składzie FC Midtjylland. Ci chłopcy mają duży potencjał. Muszą wierzyć w siebie i grać bez żadnych kompleksów.

Jego zdaniem w Gdyni pewnym punktem przyjezdnych nie był bramkarz Jesper Hansen.

- Duńczyk popełnił błąd i sprokurował rzut karny - mówi Tomasz Korynt. - Marcus zaskoczył go też strzałem z dystansu. Gdy nadarzy się okazja, trzeba nękać Hansena podobnymi próbami w rewanżu.

38 lat temu Arka także wygrała 3:2, jednak na wyjeździe w Starej Zagorze żółto-niebiescy ulegli 0:2 i odpadli. Zdaniem obserwatorów arbiter feralnego spotkania ewidentnie sprzyjał Bułgarom.

- Tak niestety było, ale teraz, w dobie wszechobecnych kamer tak tendencyjne sędziowanie na pewno się nie powtórzy - mówi Tomasz Korynt. - Wszystko więc w nogach naszych chłopców. Wierzę też, że pomogą im kibice Arki, którzy nawet na wyjeździe zagłuszą doping Duńczyków.

Najcenniejsze polskie gwiazdy: Błaszczykowski na podium, "Lewy" poza pierwszą dziesiątką

Press Focus/x-news


Polecamy