menu

Legia zatrzymała rewelację wiosny. Zawisza poległ przy Łazienkowskiej (ZDJĘCIA)

19 kwietnia 2015, 19:55 | Konrad Kryczka

Legia Warszawa wykorzystała potknięcie Lecha Poznań i dzięki zwycięstwu nad Zawiszą Bydgoszcz 2:0, umocniła się na fotelu lidera, zwiększając przewagę nad "Kolejorzem" do czterech punktów. Losy meczu rozstrzygnęły się w drugiej połowie, kiedy do siatki trafili Michałowie - Żyro i Kucharczyk.

Legia Warszawa - Zawisza Bydgoszcz 2:0
fot. Bartek Syta / Polska Press
Legia Warszawa - Zawisza Bydgoszcz 2:0
fot. Bartek Syta / Polska Press
Legia Warszawa - Zawisza Bydgoszcz 2:0
fot. Bartek Syta / Polska Press
Legia Warszawa - Zawisza Bydgoszcz 2:0
fot. Bartek Syta / Polska Press
Legia Warszawa - Zawisza Bydgoszcz 2:0
fot. Bartek Syta / Polska Press
Legia Warszawa - Zawisza Bydgoszcz 2:0
fot. Bartek Syta / Polska Press
Legia Warszawa - Zawisza Bydgoszcz 2:0
fot. Bartek Syta / Polska Press
Legia Warszawa - Zawisza Bydgoszcz 2:0
fot. Bartek Syta / Polska Press
Legia Warszawa - Zawisza Bydgoszcz 2:0
fot. Bartek Syta / Polska Press
Legia Warszawa - Zawisza Bydgoszcz 2:0
fot. Bartek Syta / Polska Press
Legia Warszawa - Zawisza Bydgoszcz 2:0
fot. Bartek Syta / Polska Press
Legia Warszawa - Zawisza Bydgoszcz 2:0
fot. Bartek Syta / Polska Press
Legia Warszawa - Zawisza Bydgoszcz 2:0
fot. Bartek Syta / Polska Press
Legia Warszawa - Zawisza Bydgoszcz 2:0
fot. Bartek Syta / Polska Press
Legia Warszawa - Zawisza Bydgoszcz 2:0
fot. Bartek Syta / Polska Press
1 / 15

Przed pierwszym gwizdkiem Mariusza Złotka mogliśmy się zastanawiać w jakich kategoriach traktować ten mecz. Z jednej strony szybki rzut oka w tabelę i nieinteresującemu się zbytnio futbolem widzowi może się wydawać, że będzie oglądał nudne, bo jednostronne spotkanie. Bo nie może być inaczej, jeżeli mistrz Polski i lider Ekstraklasy podejmuje na swoim obiekcie czerwoną latarnię ligi. Również obrońca stołecznego zespołu, Jakub Rzeźniczak, przypominał, że przy Łazienkowskiej 3 „Wojskowi” zawsze są faworytem. Gdyby jednak przyjrzeć się sprawie bliżej, widać jedno: wiosną nie ma lepszej ekipy od Zawiszy. Bydgoszczanie, których niemal wszyscy zdążyli zrzucić do I ligi, w 2015 roku są zupełnie innym zespołem. Takim, którego może obawiać się każda drużyna naszej ligi i takim, który przy takiej grze powinien utrzymać się w Ekstraklasie, choć akurat dzisiaj się do tego nie przybliżył.

Jeżeli chodzi o Legię, to możemy napisać, że Henning Berg nie pierwszy raz postanowił zaskoczyć. Co prawda obsadzenie większości pozycji w wyjściowej jedenastce nie stanowiło niespodzianki, ale eksperyment ze znalezieniem nowego rozgrywającego mógł zdziwić zgromadzonych na stadionie kibiców. Normalnie byłaby to rola Ondreja Dudy, ale z powodu zawieszenia za kartki Berg nie będzie mógł z niego skorzystać w trzech meczach. Jego naturalny zmiennik – Michał Masłowski – usiadł jedynie na ławce rezerwowych. W pierwszym składzie zagościł natomiast Guilherme, który jak do tej pory kojarzył się kibicom z gry na lewej obronie lub skrzydle. Po zawieszeniu Dudy było jednak wiadomo, że Berg rozważa wariant z Brazylijczykiem jako „dziesiątką”, choć nie było pewności, że zrealizuje ten plan. Sam Gui na tej pozycji odnalazł się nawet nieźle, szukając gry i wymiany podań na małej przestrzeni. Z tego też powodu trzymał się bliżej prawej strony, gdzie do gry miał Michała Żyrę.

Z kolei Mariusz Rumak, wybierając skład na to spotkanie, zupełnie nie zaskoczył. Zespół, który funkcjonował dobrze przez wiosnę, miał również w Warszawie pokazać, na co go stać. Luka Marić i Andre Micael mieli odcinać od gry napastników Legii, Kamil Drygas z Iwanem Majewskijm wygrać walkę w środkowej strefie boiska, a Avarinho oraz Mica dodać trochę polotu w grze ofensywnej – tak, aby Dusan Kuciak nie pozostawał tego dnia bezrobotny. Teraz wiadomo, że nie wszystko wyszło tak, jak przed meczem zakładał to sobie Rumak.

I pewnie nie na takie spotkanie nastawiali się kibice obu drużyn. Jeżeli mistrz Polski podejmuje u siebie najlepszą wiosną drużynę, to widzowi moją jakby z automatu liczyć na ciekawy pojedynek. W Warszawie długimi momentami mieliśmy mecz na wysokim poziomie – jednak nazwa ta odnosiła się jedynie do pułapu, jaki osiągała futbolówka po zagraniach zawodników obu zespołów. Możemy tak mówić zwłaszcza o pierwszej połowie, choć musimy pamiętać, że i wtedy piłkarze potrafili wykreować kilka groźnych sytuacji. Atakowała głównie Legia, aczkolwiek Zawiszy bronił się mądrze i decydował na wyprowadzenie ataku w najbardziej korzystnym momencie. Niezłe ofensywne wejście Majewskijego (Białorusin został zatrzymany przez Kuciaka) oraz niecelne uderzenie Jakuba Świerczoka to jednak za mało, aby mówić o tym, że Zawisza w ofensywie wyglądał co najmniej przyzwoicie. Mniej więcej tak prezentowała się Legia, ale bramki nie pozwolił jej zdobyć niezawodny w pierwszej odsłonie Grzegorz Sandomierski. Golkiper gości fenomenalnie bronił w zamieszaniu w polu bramkowym, kiedy dwukrotnie zatrzymał Marka Saganowskiego, a i bardzo dobrze radził sobie ze strzałami z dystansu, czego próbował Guilherme.

Druga część spotkania ułożyła się już po myśli Legii. „Wojskowi”, których z trybun obserwował były piłkarz warszawskiego klubu, Danijel Ljuboja, ruszyli do skutecznych ataków, radząc sobie z defensywą gości o wiele łatwiej niż w pierwszych 45 minutach. Guilherme klepał z Żyrą, Kucharczyk czekał na wystartowanie lewym skrzydłem, a Saganowski biegał od jednego zawodnika Zawiszy do drugiego. To wszystko dość szybko przyniosło efekt. Najpierw dość niespodziewanie głową piłkę do siatki wpakował Żyro, a później po błędzie Jakuba Wójcickiego „Kuchy” przelobował Sandomierskiego. Bramkarz bydgoskiego klubu miał za sobą dwie różne połowy: pierwszą, w której bronił świetnie, i drugą, w której niezbyt pomógł drużynie (choć należy go pochwalić za wybronienie uderzenia Tomasza Brzyskiego z rzutu wolnego), a i popełnił kilka błędów, jeżeli chodzi o grę nogami.


Polecamy