menu

Które pozycje w Jagiellonii wymagają wzmocnienia? [ANALIZA]

16 sierpnia 2013, 14:38 | Mariusz Warda

Powoli, lecz nieubłaganie zbliża się moment, w którym okienko transferowe zatrzaśnie się i zmusi naszych ligowców do gry przez najbliższe pół roku składami, jakie udało im się zgromadzić i przetestować w pierwszych kolejkach. Jak wygląda na chwilę obecną Jagiellonia Białystok i które z pozycji przydałoby się rzutem na taśmę wzmocnić?

Jagiellonia potrzebuje kolejnych wzmocnień
Jagiellonia potrzebuje kolejnych wzmocnień
fot. jagiellonia.pl

Casus Pawłowskiego, czyli spór o kasę, na którą nie zasługuje nikt [KOMENTARZ]

Zaczynamy od bramki. Tutaj jest Słowik, czyli solidność z chwilami szaleństwa i długo długo nic. W przypadku kontuzji Jakuba, Jaga miałaby nie lada problem. Dodatkową argumentem przemawiającym za transferem jest to, czy nie przydałby mu się silniejszy konkurent do rywalizowania o bluzę z numerem jeden żeby jego progres (zauważany nawet przez selekcjonera kadry) nie został wstrzymany?

Od bramkarza przechodzimy do obrony. Tutaj jest kłopot bogactwa, ale tylko pozorny. Jedynym pewnym punktem tej formacji jest Michał Pazdan, który odzyskał błysk z czasów gry w Górniku. Problem w tym, że zdjęcie z boiska Pazdana jest jednoznaczne z rozmontowaniem obrony. Martin Baran znacznie lepiej prezentuje się w ofensywie niż defensywie, a Jakub Tosik potrafi grać przez godzinę jak profesor, by następnie popełnić katastrofalny dla drużyny błąd. Jest jeszcze wielka niewiadoma czyli Gruzin Popchadze. Tych trzech graczy ma jeszcze przed sobą przyszłość i jakość może przyjść wraz z coraz lepszym zgraniem z resztą zespołu. Reszta obrońców, to albo młodzież albo… statyści. Inaczej nie mogę bowiem nazwać Ukaha, Norrambueny i wiecznego talentu Porębskiego. Ci trzej panowie już jakiś czas temu pokazali, że za wysokie progi na ich nogi. Ich obecność w składzie jest jak żonglerka odbezpieczonymi granatami. Frajda słaba, a ryzyko nie równoważy dreszczyku emocji. Jak więc by nie liczyć, przydałby się jeszcze jeden defensor – i to taki, który wniesie nową jakość, a nie będzie kolejną wielką niewiadomą.

Przechodzimy zatem do pomocy, gdzie do grona statystów pozwalam sobie dołączyć Dawida Plizgę i Rafała Grzyba. Pierwszy z nich wykonuje 90% stałych fragmentów gry, dzięki czemu wychodzi mu kilka takich zagrań – tylko że kilka na sezon, nie na mecz. Rafał Grzyb z kolei ma ciągły problem z dojściem do formy, którą ostatni raz prezentował gdy przechodził do Jagi po samodzielnych przygotowaniach do wiosennej rundy, w zaśnieżonych parkach. Może to znak, żeby zrezygnować z zagranicznych zgrupowań i dać naszym ligowcom prawdziwy śnieżny wycisk pomagający osiągnąć dobrą grę na wiosnę?

Jeśli chodzi o pomocników gwarantujących jakąkolwiek jakość, to widzę na chwilę obecną trzech: Kupisz (o ile będzie coraz częściej podnosił głowę przed dośrodkowaniem i nie wrzucał piłek na pamięć), Bandrowski (o ile będą omijały go kontuzje) oraz Quintana (o ile zacznie częściej grać pod drużynę). Ta trójka, to zdecydowanie za mało, zważywszy na to, że mówimy o ekipie grającej systemem 4-5-1. Nikę Dzalamidze celowo pominąłem, ponieważ trudno powiedzieć, kiedy będzie gotów do gry na sto procent i które jego oblicze wtedy zobaczymy (czyli, czy będzie podawał do kolegów czy też bez sensu holował piłkę popisując się techniką, którą niewątpliwie posiada). Przydałoby się więc przynajmniej dwóch kreatywnych pomocników, którym piłka częściej właściwie siada na nodze niż schodzi. Jeden mógłby dać na drugim skrzydle jakość, jaką po przeciwnej stronie boiska daje Tomasz Kupisz, a drugi wsparłby Bandrowskiego w wykonywaniu tzw. „czarnej roboty”.

No i atak. Tutaj widzę dwóch graczy mogących już siebie nazywać napastnikami. Pierwszy z nich to oczywiście joker w talii Piotra Stokowca, czyli Bekim Balaj. Albańczyk sprawia wrażenie człowieka, który ma to coś, co charakteryzowała Tomasza Frankowskiego – spryt, inteligencję i umiejętność dobrego ustawiania się na boisku. Jest w dodatku od „Franka” bardziej dynamiczny, więc może bardzo przysłużyć się Jadze, o ile ta wykupi go ze Sparty Praga. Drugi snajper to Mateusz Piątkowski. Niestety on wciąż próbuje odpalić. Póki co bez gola, ale z kilkoma przebłyskami sugerującymi, że coś jednak potrafi (chociażby świetny choć minimalnie niecelny strzał w spotkaniu z Wisłą Kraków). Reszta graczy, to melodia przyszłości i trudno oczekiwać, żeby nagle zaczęli strzelać bramkę za bramką już w tym sezonie. Przydałaby się więc jakaś alternatywa dla wcześniej wymienionej dwójki. Tym bardziej, że jesienią Jagiellonia rozegra 21 kolejek i w znacznym stopniu odpowie na pytanie, w której grupie chciałaby się znaleźć późną wiosną.

Kibicom pozostaje wyczekiwać ruchów działaczy, którzy już niejednokrotnie pokazali, że cisza bynajmniej nie oznacza kolejnych transferów. Tym bardziej, że do ideału przydałoby się wzmocnienie praktycznie każdej formacji.


Polecamy