menu

Kto chce zdobyć tytuł w Premier League i La Liga? Wygląda na to, że nikt

7 maja 2014, 11:22 | Tomasz Dębek/Polska The Times

Kibice Bayernu zdążyli już ochłonąć po obronie mistrzostwa Niemiec. Od niedzieli świętują fani Juventusu. Po tytuł pewnie zmierzają też PSG w Ligue 1 i Legia w ekstraklasie. Wielkie emocje czekają nas za to w Anglii oraz Hiszpanii. Po ostatnich meczach sytuacja w dwóch najlepszych ligach świata stała się jeszcze bardziej interesująca.

Dwa punkty dzielą pierwszy w tabeli Premier League Liverpool od trzeciej Chelsea (między nimi Manchester City ma punkt straty do The Reds, ale też zaległy mecz). Zespół Brendana Rodgersa miał pierwsze od 1990 roku mistrzostwo w zasięgu ręki. Wystarczyło wygrać dwa ostatnie mecze sezonu z pewnymi utrzymania ligowymi średniakami i albo liczyć na potknięcie City, albo starać się mocno poprawić bilans bramkowy (+50 Liverpoolu, +59 City). 11 minut przed końcem poniedziałkowego spotkania z Crystal Palace piłkarze kombinowali, jak powiększyć prowadzenie 3:0. Błąd. Rywale zdołali wyrównać, a piękny sen zamienił się w koszmar, z którego Liverpool chciałby się jak najszybciej obudzić.

- Obrońcy pokazali, że nie potrafią sobie radzić z presją. Zwłaszcza stoperzy Sakho i Škrtel wprowadzają z tyłu nerwowość. Końcowe 20 minut było skandaliczne. Niczego nie nauczyli się po Norwich, kiedy uciekli spod topora. Na własną prośbę wyrzucili tytuł na śmietnik - grzmiał Jamie Carragher, były obrońca The Reds.

Wygląda na to, że praca wykonana w całym sezonie została zaprzepaszczona przez poślizgnięcie się Stevena Gerrarda w meczu z Chelsea (0:2) i frajerski remis z Crystal Palace. Nawet trener Rodgers nie ma złudzeń. - Mieliśmy wysoko wygrać, żeby wywrzeć na City jeszcze większą presję. A teraz... Zostały im mecze z Aston Villą i West Hamem, oba u siebie. Pewnie je wygrają i zdobędą tytuł. Do 78 minuty byliśmy znakomici. Chcieliśmy więcej, poniosło nas i zapłaciliśmy za to cenę. Wszyscy są zdruzgotani - tłumaczy.

Matematyczne szanse na pomieszanie szyków City ma Chelsea, ale prawdopodobieństwo takiego rozwiązania jest podobne jak zatrudnienie na stanowisku trenera Manchesteru United Franciszka Smudy (według bukmacherów 1:10 000). Londyńczycy mogą mieć pretensje tylko do siebie, gdyby w niedzielę pokonali Norwich (skończyło się na 0:0), wszystko mogłoby się skończyć inaczej. - Nie mamy żadnych szans na tytuł - przyznaje Mourinho.

Niemal pewne mistrzostwo Hiszpanii mogło się bardzo oddalić od Atletico Madryt. La Liga zamiast zmagań bolidów F1 zaczęła jednak przypominać wyścig żółwi. W sobotę po golu w doliczonym czasie gry Barcelona zaledwie zremisowała z Getafe. Atletico do tytułu wystarczą dwie wygrane w trzech ostatnich kolejkach (Levante, Malaga i... Barca). Tym bardziej że Real stracił później punkty z Valencią (2:2 po genialnym golu Cristiano Ronaldo w doliczonym czasie gry). Zespół Diego Simeone koncertowo spartolił jednak swoją okazję, przegrywając z Levante 0:2.

Dwie kolejki przed końcem ligi prowadzi Atletico (88 pkt) przed Barcą (85 pkt) i Realem (83 pkt). Katalończycy mogą odrobić trzy punkty w bezpośrednim starciu na Camp Nou, a Real ma jeden mecz zaległy (w środę z broniącym się przed spadkiem Valladolid). Nikt nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

- Porażka z Levante to najlepsze, co mogło nas spotkać. Nadchodzące trzy tygodnie będą ekscytujące. Oddzielimy chłopców od mężczyzn - twierdzi Diego Simeone. Gerardo Martino, jeszcze przed prezentami od Atletico i Realu, przyznał, że jego Barcelona nie zasłużyła na tytuł. - Spier... sprawę - dodał Xavi. - Trójka pretendentów do tytułu odczuwa po ostatniej kolejce niedosyt. Wszyscy myśleli przed meczami, że dopiszą sobie trzy punkty, jednak rywale mają swoją dumę. W La Liga wszystko może się jeszcze zdarzyć - dodał Emilio Butragueno, legendarny napastnik Realu.

Do mistrzostwa Atletico potrzebuje czterech punktów. Real musi wygrać pozostałe spotkania (Valladolid, Celta, Espanyol) i ściskać kciuki za porażkę zespołu Diego Simeone. Barcelonę urządza tylko komplet punktów i wpadka Realu. Bukmacherzy stawiają na Atletico (kurs 1,85), niżej cenią szanse Realu (3,25) i Barcy (4,50).

W przypadku równej liczby punktów o tytule będą decydować mecze bezpośrednie. Real ma gorszy bilans od obu rywali. Atletico zremisowało u siebie z Barcą 0:0. Sprawę mistrzostwa może rozstrzygnąć nawet jedna bramka na Camp Nou.

Pewne jest jedno - polem do rewanżu za rozstrzygnięcia w Primera Division będzie finał Ligi Mistrzów. Tam zdecydowanym faworytem będzie już jednak Real (kurs 2,10, na Atletico 3,75). Jakby to powiedział Simeone, oddzielanie chłopców od mężczyzn czas zacząć.

Charles Barkley: Marcin Gortat uzupełnił układankę Washington Wizards

Polska The Times