menu

Klementowski nie był dobrym, ale bardzo dobrym prezesem

16 grudnia 2018, 13:51 | Dariusz Piekarczyk

Mateusz Michalski był jesienią najskuteczniejszym piłkarzem Widzewa Łódź. Strzelec siedmiu goli czuje jednak niedosyt z dokonań drużyny.


fot. Archiwum Mateusza Michalskiego

Gdyby nie kiepski finisz rundę jesienną w wykonaniu Widzewa można by uznać za naprawdę dobrą. Tak, jest niedosyt, prawa?
Niedosyt jest duży, tym bardziej że dobrze zaczęliśmy sezon. Wygraliśmy siedem meczów z rzędy i nasza przewaga bad rywalami rosła. Tymczasem słaby listopad i grudzień spowodował utratę pozycji lidera tabeli. Mamy teraz dwa punkty straty do Radomiaka, ale na szczęście zaległy mecz z Olimpią Elbląg. Proszę jednak zauważyć, że zdobyte punkty nie spadły nam z nieba. Ciężko na nie zapracowaliśmy. Zajmujemy w tabeli miejsce premiowane awansem do pierwszej ligi i to jest najważniejsze.

Najlepszy i najgorszy, oczywiście pana zdaniem, mecz Widzewa jesienią.
Najlepsze było spotkanie z Górnikiem Łęczna, zaś najgorsze w Grudziądzu z Olimpią, gdzie prowadziliśmy 2:0, a potem w trzy minuty roztrwoniliśmy cały dorobek. Ten mecz zapamiętam do końca życia.

Siedem goli jesienią. Dużo to czy mało?
Nie jestem zadowolony z osiągniętego wyniku, bo wiem że mogło być lepiej. Zrobię wszystko aby wiosną było lepiej.

Czy spodziewał się pan odejścia prezesa?
Byłem w szoku, kiedy dowiedziałem się o rezygnacji Przemysława Klemenowskiego. On nie był dobrym prezesem, był bardzo dobrym. Pod jego rządami klub jest w zabezpieczony finansowo, jestem pełen podziwu i mogę jedynie przyklasnąć za czas i ciężką pracę którą poświecił dla tego klub. Jeśli nowy sternik będzie choć w połowie taki jak on, jestem spokojny o Widzew.

Co pan sądzi o „czarnej liście” trenera Radosława Mroczkowskiego?
Trener jest z nami już pół roku i ocenił przydatność poszczególnych zawodników w zespole. W sporcie rozstania są czymś naturalnym.

Odejdźmy od piłki nośnej. Jan Pan spędza czas przedświąteczny, a potem Boże Narodzenie?
Do 24 grudnia zostaje w Łodzi ze swoją dziewczyną, a potem udajemy się na święta w rodzinne strony do Piaseczna. Obowiązkowo na stole musi być karp, pierogi oraz barszcz czerwony. Liczę też na prezenty od Świętego Mikołaja. Po świętach udajemy się w góry z Marcinem Kozłowskim, Tomkiem Wełną wraz ze swoimi kobietami.


Polecamy