menu

Kasprzak dla Ekstraklasa.net: W Widzewie zaczyna się tworzyć fajny kolektyw

23 sierpnia 2013, 11:15 | Daniel Kawczyński

- W Widzewie grałbym dużo wcześniej. Już zimą 2012 roku przyjechałem na testy, pokazałem się z dobrej strony, ale do transferu nie doszło. Garbarnia robiła co mogła, by siłą wymusić na mnie przedłużenie kontraktu. A ja przecież nie chciałem grać w czwartej lidze, tylko iść dalej... Niestety musiałem zostać, bo jakbym się obraził to straciłbym pół roku. A tak to sezon dokończyłem w juniorskiej drużynie rezerw, gdzie zostałem zesłany po tym jak nie przedłużyłem umowy - mówi w rozmowie z Ekstraklasa.net Bartłomiej Kasprzak, pomocnik Widzewa.

Dzisiaj trenowaliście dłużej niż zwykle.
Mieliśmy bardzo intensywny trening. Taki dzień, że musieliśmy dłużej i ciężej popracować niż zwykle.

Kolejny raz widzę, że schodzisz z treningu ostatni. Najciężej i najdłużej pracujesz?
Może właśnie tak to wygląda (śmiech). Nie no, moim zdaniem schodzę zawsze razem z innymi chłopakami, a w czwartek mam dyżury do noszenia różnych rzeczy po treningu, także muszę to wszystko ogarnąć. Tak jak w każdym klubie to "przywilej" młodych, więc wypada. No chyba, że czasem inny z młodych będzie chciał cię wyręczyć (śmiech).

Przejdźmy do rzeczy. Długo analizowaliście porażkę z Górnikiem?
Myślę, że dokonaliśmy dobrej analizy, teraz tylko trzeba pokazać to na boisku. Wiemy co poprawić. Po pierwsze musimy starać się grać spokojnie i uwierzyć we własne umiejętności, bo je mamy. Jednak jesteśmy młodym zespołem i czasem zjadają nas nerwy, z czego wynika nieskuteczność i błędy w obronie, co oczywiście nie znaczy, że nie potrafimy grać w piłkę. Pokażemy to przeciwko Śląskowi!

Przed spotkaniem z Górnikiem krytycy Widzewa stwierdzili, że w piłkę to wy może grać, ale nie na tyle, by uniknąć walki o utrzymanie.
Niestety z Górnikiem przegraliśmy i krytycy mogli się czuć wygrani. Ale już przeciwko Śląskowi zrobimy wszystko, aby utrzeć nosa takim opiniom i zmienić je. Wraz z drużyną będą ku temu dążył.

Śląsk przystąpi do meczu zaledwie trzy dni po występie z Sevillą w eliminacjach do Ligi Europy. Będzie zmęczony trudnym spotkaniem, a myśli skieruje pewnie w kierunku rewanżu. Nie jest powiedziane, że wyjdzie w optymalnym składzie. Można w tym upatrywać Waszej szansy?(rozmowa odbyła się przed czwartkowym starciem Śląska - przyp. red.)
Nie interesują nas takie kwestie. Do każdego meczu podchodzimy tak jak do najważniejszego w sezonie. Myślę, że dla Śląska kwestia gry w pucharach nie jest tak naprawdę przeszkodą, by równie dobrze prezentować się w lidze, co mogą wkrótce pokazać. Mają dobrą i szeroką kadrę, nawet zawodnicy rezerwowi są w stanie prezentować podobny poziom. Jednak tak naprawdę nie wiemy, w jakim składzie wyjdzie Śląsk tzn. czy trener Stanislav Levy da odpocząć zawodnikom po meczu z Sevillą, czy też desygnuje pierwszą jedenastkę. To nieistotne, gdyż każdy potrafi tam grać w piłkę. Trzeba się postarać tym bardziej, że gramy na wyjeździe.

Przerwa od ligi była Wam potrzebna?
Na pewno psychicznie każdy odsapnął, bo sportowo to nie bardzo. Ja prócz tego, że zagrałem z Ursusem, to jeszcze pojechałem na mecz kadry do lat 20.

I jak wrażenia?
Jestem bardzo zadowolony. Wygraliśmy z Litwą, a w zespole utworzyła się naprawdę fajna atmosfera. Kolejny raz spotkałem się z chłopakami, coraz lepiej się poznajemy i rozumiemy. Fajnie zaczynamy przygodę z kadrą. Liczę na kolejne powołania i gdy się pojawią to na pewno skorzystam.

Jakie były nastroje w szatni po meczu z Ursusem? Niby wygraliście, ale niewysoko i nie bez męki.
Powinniśmy zagrać zdecydowanie lepiej. Niepotrzebnie sami zrobiliśmy sobie nerwówkę w końcówce, która była efektem niewykorzystanych sytuacji. A było ich sporo. Cóż, takie mecze się zdarzają. Usłyszeliśmy od trenera, co mieliśmy usłyszeć, wyciągnęliśmy odpowiednie wnioski, teraz pora zapomnieć i przestać sobie zawracać głowę marnym spotkaniem. Puchar traktujemy poważnie, więc czas przygotować się na bój z Sandecją Nowy Sącz.

Wyszliście jednak w odmienionym składzie niż na mecze ligowe. Miało to wpływ na Waszą postawę?
Taką decyzję podjęli trenerzy. Być może gra w innym zestawieniu personalnym niż wcześniej wpłynęła na naszą postawę, jednak nie zamierzamy szukać w tym usprawiedliwienia. Powinniśmy zdominować spotkanie. Niestety tego nie uczyniliśmy, a przecież na przerwę wyszliśmy już w optymalnym składzie. Zamiast zrobić przewagę, zrobiliśmy nerwówkę.

A nie jest tak, że trochę zlekceważyliście rywala?
Tak jak mówiłem do każdego meczu podchodzimy poważnie. Wtedy po prostu nie uwierzyliśmy w siebie. Sfrustrowały nas niewykorzystane sytuacje i nie potrafiliśmy dopilnować meczu do końca.

Widać, że młody wiek drużyny czasami robi swoje. Brakuje Wam trochę doświadczenia w cięższych chwilach. Nie przydałby się jeszcze jeden, albo więcej doświadczonych graczy?
Nie skupiamy się na tym. Wiemy jaka jest sytuacja. Średnią wieku mamy niewysoką i choć nawet w słabych momentach nie prezentujemy juniorskiej piłki, to gdzieniegdzie wkrada się nerwówka. Jednak większość z nas wprowadza się dopiero do Ekstraklasy i myślę, że mimo mankamentów, wychodzi nam to całkiem nieźle. Pracujemy i według mnie robimy postępy.

Widzę, że patrzysz bardzo optymistycznie.
Bo wszystko idzie w naprawdę dobrym kierunku. Nabieramy pewności. Powoli zaczyna się tu tworzyć fajny kolektyw. Jasne, trochę więcej doświadczenia by się przydało, ale teraz również mamy doświadczonych piłkarzy, którzy wnoszą trochę spokoju i potrafią doradzić w trakcie meczu. Ja osobiście nie narzekam, chłopaki chyba też nie.

Zmieńmy trochę temat. Do wysokich zawodników się nie zaliczasz. Czy w związku z tym ktoś ci kiedyś wróżył, że nie masz co liczyć na zrobienie większej kariery?
Dochodziły do mnie takie głosy, lecz gdybym miał się tym przejmować to dałbym sobie spokój z piłką. Często nawet niski wzrost jest dużym atutem, bo bardziej rośli zawodnicy cię nie doceniają i myślą, że łatwo wygrają walkę.

Zawodnik może być niski, ale zawsze walczy. Chociażby Leo Messi zalicza się przeważnie do tych najmniejszych na boisku.
Zawsze staram się walczyć i pokazać z jak najlepszej strony. Dotąd udało mi się zagrać wszystkie mecze w wyjściowym składzie i zrobię wszystko, by utrzymać ten stan. Ale czas pokaże co się wydarzy... Na pewno, podobnie jak wszyscy koledzy, dam z siebie sto procent.

Od trenera i dziennikarzy zbierasz na ogół pochwały za dobrą grę. Jak Ty oceniasz swoją obecną formę?
Wydaje mi się, że nie jest źle, choć wynik nie raz nie pozwala na pokazanie najlepszych stron. Ja jednak zawsze staram się być lepszy i do tego dążyć. Osobiście zawsze jest mi mało i robię wszystko, aby osiągnąć więcej.

Do Widzewa przywędrowałeś z czwartoligowej Garbarni. Jak to się stało, że wybrałeś akurat Widzew?
W Widzewie grałbym dużo wcześniej. Już zimą 2012 roku przyjechałem na testy, pokazałem się z dobrej strony, ale do transferu nie doszło. Na szczęście zjawiłem się po raz drugi i już tym razem nie było kłopotów.

Co za pierwszym razem stanęło na przeszkodzie?
Garbarnia robiła co mogła, by siłą wymusić na mnie przedłużenie kontraktu. A ja przecież nie chciałem grać w czwartej lidze, tylko iść dalej... Niestety musiałem zostać, bo jakbym się obraził to straciłbym pół roku. A tak to sezon dokończyłem w juniorskiej drużynie rezerw...

Czemu w drużynie rezerw? Wcześniej grałeś w seniorach.
No tak, ale po tym jak nie chciałem przedłużyć umowy wygasającej po zakończeniu sezonu, chcieli mnie nakłonić do zmiany decyzji, właśnie w ten sposób. Zesłano mnie do juniorów i tam musiałem występować. Mam na pewno o to pewien żal, ale nie ma co grzebać w śmieciach. Chciano się po prostu na mnie zemścić.

Trochę przyjemniejszy temat. W 2011 roku byłeś finalistą organizowanego przez Nike konkursu "Nike The Chance". Na finał poleciałeś do Londynu. Jak tam się znalazłeś?
Zaczęło się od krajowego castingu zorganizowanego w Krakowie. Przeszedłem polski etap, pojechałem na ogólnokrajowy finał do Warszawy i zająłem pierwsze miejsce. W nagrodę, wraz z Rafałem Kurzawą z Górnika Zabrze, polecieliśmy na finał do Londynu. Stawką był kontrakt z Nike Academy. Finalistów było stu, ale do decydującego etapu przeszły tylko 32 osoby, w tym ja. Na związanie się z Nike mogła liczyć zaledwie ósemka. Niestety finalnie nie znalazłem się w gronie zwycięzców.

Ile zabrakło do szczęścia?
Tak naprawdę ciężko powiedzieć. Nikt poza ósemką nie wiedział, które miejsce zajął. Obiło mi się nawet o uszy, że byłem dziewiąty. Jak tak, to było naprawdę blisko... Niemniej nie jestem w stanie dokładnie i pewnie określić, czy byłem 9., 10., 11., czy 12.

Jak to wszystko wyglądało od środka?
Naprawdę super przygoda! Firma Nike dysponuje olbrzymim budżetem, dlatego mogła sobie pozwolić na zapewnienie najlepszych warunków i najlepszą organizację. Zapamiętam te dni do końca życia. Wszystko działo się bardzo szybko, a trenerzy traktowali każdego bardzo wyjątkowo. Było co robić. W porach kolacji wpadali do nas promujący imprezę piłkarze Arsenalu oraz gracze innych klubów powiązani kontraktem z Nike.

Na przykład?
Robin van Persie, Theo Walcott, Niclas Bendtner, Jack Wilshere, Didier Drogba, Rafael van der Vaart, Alex Song... Dużo ich było. Zachowywali się bardzo naturalnie i swobodnie. Szło naprawdę fajnie pogadać, usłyszeć parę ciekawych historii i opowieści, jak u nich zaczynała się droga na szczyt. Nie było problemu, by wziąć autograf, czy cyknąć sobie fotkę. Z niektórymi grali nawet na konsoli, ale mi nie bardzo się chciało czekać w kolejkach.

Jeden z czytelników kazał mi się zapytać, czy słyszałeś może o działalności na Podhalu prężnie rozwijającego się fan clubu "Widzewskie Południe"?
Pierwsze słyszę, ale po tym wywiadzie na pewno się zainteresuję.

Rozmawiał w Łodzi: Daniel Kawczyński/ Ekstraklasa.net

Wywiad autoryzowany


Polecamy