menu

Jagiellonia lepsza od Podbeskidzia. Dwa gole Piątkowskiego i Demjana, asysty 16-latka

29 września 2014, 19:52 | Mariusz Warda

Na zakończenie 10. kolejki T-Mobile Ekstraklasy Jagiellonia Białystok pokonała Podbeskidzie 4:2. Gospodarze do przerwy prowadzili już trzema golami, ale za sprawą dwóch trafień Roberta Demjana niemal do końca spotkania musieli drżeć o trzy punkty. Zwycięstwo Jagiellonii przypieczętował Nika Dzalamidze. Dwa gole na swoim koncie zapisał Mateusz Piątkowski, a dwoma kluczowymi podaniami popisał się 16-letni Przemysław Mystkowski.

Jedyną poważniejszą niespodzianką w składach, jakie zobaczyliśmy na boisku była obecność szesnastoletniego Przemysława Mystkowskiego. W pierwszej groźnej akcji błysnął jednak nie on, a o rok starszy bramkarz Jagi, który wyśmienicie wybronił strzał głową Damiana Chmiela. W kolejnej akcji Maciej Korzym spróbował szczęścia sprzed pola karnego, ale uderzył bardzo niecelnie. Pierwsza groźna akcja gospodarzy zaczęła się i skończyła na dryblingu Patryka Tuszyńskiego, który swój rajd spod znaku jeźdźca bez głowy zakończył faulem "nagrodzonym" przez sędziego żółtą kartką. W kolejnej akcji znakomicie mógł podać z prawego skrzydła Jan Pawłowski, ale piłka przemierzyła wszerz pole karne rywali nie napotykając żadnego gracza Jagiellonii.

Po niespełna kwadransie żwawej gry potwierdziło się, że nie będziemy widzieli powtórki bezbramkowej tragikomedii z Łęcznej. Po znakomitej akcji zainicjowanej przez Patryka Tuszyńskiego i świetnym podaniu Mystkowskiego Mateusz Piątkowski umieścił piłkę w bramce gości wyprowadzając tym samym swój zespół na prowadzenie. Stadion jeszcze nie okrzepł po pierwszym golu, a było już 2:0. Szesnastoletni Mystkowski zaliczył cudowną asystę znakomicie wypuszczając na sytuację sam na sam Macieja Gajosa, który zachował zimną krew i przelobował Richarda Zajaca. Tym samym pomocnik dał najlepszy możliwy prezent imieninowy swojemu szkoleniowcowi.

W tym momencie mogło się wydawać, że miejscowa publiczność może nie zauważyć nieobecności opuszczającego Białystok Daniego Quintany. W kolejnych akcjach obie ekipy atakowały, ale brakowało dobrego wykończenia, przy czym to akcje gospodarzy rokowały zdecydowanie lepiej. Najpierw głową za słabo uderzał Madera, odpowiedział niecelnym strzałem Damian Chmiel, a następnie słabo i obok słupka po niezłej kontrze uderzył Piątkowski. Warto odnotować również starcie Rafała Grzyba z Sylwestrem Patejukiem, po którym obydwaj gracze musieli skorzystać z pomocy medycznej.

Później znowu błysnął Mystkowski. Znakomicie podał do Piątkowskiego, ten próbował dośrodkowaniem znaleźć Marka Wasiluka, ale mu się to nie udało. Nie zmieniło to jednak faktu, że inicjujący tę akcję szesnastolatek popisywał się dzisiaj naprawdę nieszablonowymi zagraniami. Chwilę później Adam Pazio otrzymał żółtą kartkę za przerwanie faulem rajdu Pawłowskiego. Z podyktowanego po tym faulu rzutu wolnego zrodził się rzut rożny, a po nim padł trzeci gol dal gospodarzy. W ogromnym zamieszaniu w polu karnym najprzytomniej zachował się Piątkowski, który tym samym po raz drugi dzisiejszego wieczoru wpisał się na listę strzelców.

Podbeskidzie nie rezygnowało. Po raz kolejny strzał Chmiela został jednak zatrzymany przez pewnego siebie Drągowskiego. Jagiellonia odpowiedziała niecelnym uderzeniem z dystansu Macieja Gajosa. W kolejnej akcji wiele szczęścia mieli gospodarze, kiedy to Adam Pazio uderzył w słupek, a Drągowski zdołał ją wyłapać po chwili tuż przed zbliżającym się kolejnym graczem Podbeskidzia. W międzyczasie piłka odbiła się jeszcze od pleców golkipera gospodarzy i przy innej rotacji mogłaby wpaść do bramki. Wynik jednak nie uległ już w pierwszej połowie zmianie. Choć pozostało jeszcze 45 minut meczu, już po pierwszej części spotkania piłkarze mogli sobie pogratulować – odczarowali bowiem nudne ligowe poniedziałki.

Leszek Ojrzyński w przerwie dokonał dwóch zmian: za Pazio i Patejuka weszli Tomasik i Demjan. Pierwszy popis należał jednak do Mystkowskiego. Kolejne wyśmienite podanie dotarło tuż przed pole karne, gdzie Piątkowski dopadł do niej minimalnie po Zajacu. Widać było, że rozprowadzanie akcji i nadawanie im tempa to ogromne atuty młodego napastnika. Po chwili odpowiedzieli goście, ale strzał głową Stano poszybował wysoko ponad bramką. Kolejna akcja przyniosła Góralom już jednak gola. Zdobył go wprowadzony zaledwie siedem minut wcześniej Demjan po złym wybiciu naszej defensywy. W odpowiedzi na to trafienie Michał Probierz zdecydował się wprowadzić Tarasa Romanczuka za Mystkowskiego. Tym samym dał sygnał do bronienia wyniku. Szkoda, że zrobił to już po pierwszych 10 minutach drugiej części spotkania.

Generalnie dużo lepiej w drugą połowę weszła ekipa gości. Jagiellonia cofnęła się do defensywy i skupiała głównie na przerywaniu ataków Podbeskidzia. A ci tak mocno się rozochocili, że strzału z dystansu spróbował nawet totalnie niewidoczny przez pierwszą godzinę meczy Maciej Iwański. Innym godnym odnotowania wydarzeniem była żółta kartka dla Slobody i wejście Przemysława Frankowskiego za kapitana Jagiellonii, Rafała Grzyba. W 68. minucie Iwański uderzył z rzutu wolnego z około 30 metrów w dwuosobowy mur. Poza tym popisem niewiele się działo czyli był tzw. mecz walki w środkowych rejonach boiska. Wrażenie nudy przerwał Frankowski, który po strzelił sprzed pola karnego, ale Zajac wybronił na raty to uderzenie. W odpowiedzi znakomicie w okienko uderzył sprzed pola karnego Demjan i zdobył drugą swoją bramkę w tym meczu. To się nazywa wejście smoka. Po przerwie mogliśmy więc oglądać niesamowitą metamorfozę obydwu ekip i nie sposób było nie docenić zaangażowania Górali.

Jagiellonia próbowała się odgryźć, ale po rzucie wolnym piłkę wysoko ponad bramką głową posłał Wasiluk. W międzyczasie Sokołowskiego zmienił Malinowski. Kolejne ataki Podbeskidzia coraz bardziej przybliżały gości do remisu. Najpierw strzał Chmiela wylokował jednak Baran, a po chwili Dariusz Pietrasiak znalazł się na pozycji spalonej. Chwilę później miała miejsce kontrowersja, kiedy to Tuszyński upadł w polu karnym rywali, ale sędzia nie dopatrzył się faulu. Po tej akcji Jana Pawłowskiego zmienił Nika Dzalamidze. Chwilę później Tuszyński miał obowiązek strzelić na 4:2, ale w sytuacji sam na sam wcelował wprost w Zajaca.

Kiedy już się wydawało, że Jagiellonia będzie miała problem z dowiezieniem zwycięstwa, do siatki gości trafił Dzalamidze wykorzystując pustą bramkę, którą zostawił bez opieki Zajac, by powstrzymać Piątkowskiego. Goście jednak nie odpuszczali. Świetną okazję Chmiela zakończył jednak bardzo dobry w tym meczu Pazdan. Wasiluk odpowiedział uderzeniem w trybuny. Po kolejnej akcji Podbeskidzia zakończonej strzałem Iwańskiego znakomicie interweniował Drągowski.

Wynik spotkania nie uległ już zmianie i Michał Probierz otrzymał dodatkowy powód do hucznego celebrowania dzisiejszych imienin.


Polecamy