Moskwa po finale nie poszła spać. Przez Chorwatów
Po zwycięskim dla Francuzów finale mundialu zadowoleni byli zarówno prezydent Chorwacji Kolinda Grabar-Kitarović jak i prezydent Francji Emmanuel Macron. - Chciałam pokazać, że interesuję się piłką, a nie tylko błyszczeć w blasku reflektorów - mówi Kolinda Gabar-Kitarović, prezydent Chorwacji
fot. Eastnews
Mistrzostwa świata w Rosji przeszły już do historii. Ze zwycięstwa cieszy się Francja, ale Chorwaci, po chwilowym załamaniu na stadionie, bawili się w Moskwie aż do białego rana.
Reprezentacja Francji Didiera Deschampsa może i nie była najładniej grającym zespołem na tych mistrzostwach, ale zdobycie czterech bramek w finale mistrzostw świata zdarzyło się pierwszy raz od 1970 roku, kiedy to Brazylia pokonała Włochów na turnieju w Meksyku 4:1. Nie dziwi zatem fakt, że kibice długo nie kładli się spać.
Na ulicach Moskwy w pierwszych godzinach po finale najbardziej oblegane były oficjalne sklepy z pamiątkami. Koszulek meczowych Chorwacji w charakterystyczną czerwono-białą szachownicę (po 9 tys. rubli, czyli około 540 zł), zabrakło już przed finałem, natomiast trykotów Francji (po 10 tys. rubli) zaraz po finale. Dużym zainteresowaniem cieszyły się także oficjalne piłki i ich repliki.
Francuscy kibice, ramię w ramię z Chorwatami, ruszyli w kierunku centrum miasta. Początkowo ci drudzy nie byli w najlepszych nastrojach, ale z każdą minutą ich humory stawały się coraz lepsze. - Musieliśmy najpierw uporać się z myślami o porażce, bo złoto było tak blisko, zwłaszcza po trafieniu Ivana Perisicia, ale srebrny medal to też ogromny sukces. Wszyscy poza Francją chcieliby być teraz na naszym miejscu - powiedział Marko, kibic z Zagrzebia.
To pocieszani początkowo przez Francuzów Chorwaci o wiele dłużej rządzili na mieście. Oblegali kluby, bary i restauracje, które tego dnia nie pracowały jak zwykle do 23, 24 czy 1 w nocy, tylko do ostatniego klienta, a ci wedle relacji świadków potrafili dopijać ostatnie piwa i drinki o 5 nad ranem, kiedy wielu Rosjan wybierało się już do pracy.
- Tu czasami ciężko się zorientować która jest godzina, bo latem noc w Moskwie trwa bardzo krótko. O godz. 2.30 robi się jasno i to zbiło nas z tropu - powiedzieli nam roześmiani kibice, którzy wrócili do hotelu o 7 rano.
Miejscowi byli za Chorwacją
Większość Rosjan oglądających finał mistrzostw świata trzymało kciuki za piłkarzy Zlatko Dalicia. Gospodarzom mistrzostw imponowała walka, chart ducha i wiara w zwycięstwo do ostatniego gwizdka prezentowana przez ekipę z Bałkanów. Wielu z nich porównywało ją do reprezentacji Rosji, która także nie była faworytem, a doszła aż do ćwierćfinału, gdzie przegrała właśnie z Chorwatami po rzutach karnych.
Po finale sporo mówiło się o postawie prezydent Chorwacji Kolindi Grabar-Kitarović. Podczas dekoracji finalistów nad Moskwą przeszło prawdziwe oberwanie chmury. Płyta stadionu Łużniki niemal zamieniła się w basen, a parasola wystarczyło tylko dla... Wladimira Putina. Dopiero po kilkunastu minutach rosyjskie służby znalazły więcej parasoli, lecz wtedy wszyscy oficjele byli już doszczętnie przemoknięci.
Grabar-Kitarović zaimponowała jednak zwykłym kibicom czymś innym. Otóż do Rosji przyleciała klasą ekonomiczną za własne pieniądze i zamiast zasiąść w loży honorowej obok Wladimira Putina, Gianniego Infantino, czy prezydenta Francji Emmanuela Macrona, wybrała miejsce na trybunach za bramką, pośród fanów z Chorwacji.
- Chciałam pokazać, że ja po prostu interesuję się piłką, a nie tylko błyszczeć w blasku reflektorów obok najważniejszych polityków i oficjeli - miała powiedzieć jednemu z chorwackich portali. To jej się oczywiście nie udało, bo realizatorzy szybko odnaleźli ją w tłumie biało-czerwonych kibiców i kilka razy pokazywali na stadionowych telebimach. Gdyby wybory prezydenckie w Chorwacji odbywały się dziś, o reelekcję mogłaby być spokojna.
Podobie zresztą jest w przypadku Macrona. Trzeba przyznać, że on także zważywszy na powagę reprezentowanego przez siebie urzędu, mocno dał się ponieść emocjom. W trakcie meczu po jednej z bramek wskoczył na pulpit z monitorami w loży honorowej, czym zaskoczył nawet swoich ochroniarzy. Po dekoracji udał się do szatni mistrzów świata, gdzie dał się namówić Djibrilowi Sidibé i Paulowi Pogbie na wykonanie... daba, czyli znanej w środowisku hip-hopowym figury tanecznej. Nagranie z profilu na Instagra-mie obrońcy AS Monaco szybko stało się hitem sieci.