Historia niewiarygodnego pogromu sprzed ponad 70 lat. Real 11:1 Barca
Wokół tego starcia krążą legendy. Jak wiemy, w legendach jest trochę prawdy i kłamstwa. Co tak naprawdę działo się w 1943 roku, kiedy Real Madryt pokonał Barcelonę aż 11-1? Co jest faktem, a co mitem? Dziś odpowiemy na te pytania.
fot. Marca
Musimy cofnąć się do 1943 roku, do półfinału Copa del Generalisimo, czyli do obecnego Pucharu Króla, który wtedy nazwany był na cześć rządzącego dyktatora, generała Francisco Franco. Tak jak obecnie w 1/2 finału rozgrywa się dwa mecze, tak i wtedy grano metodą mecz u siebie i na wyjeździe. Pierwszy mecz rozegrano na stadionie FC Barcelony, Les Corts. Barcelona wychodziła zmotywowana na to spotkanie, bowiem Katalończycy bronili trofeum, które zdobyli rok temu. To spotkanie Barcelona wygrała 3-0, to fakt, jednak ze względów historycznych mamy kilka innych nieścisłości.
Pierwszą z nich jest to, czy Barca zwyciężyła zasłużenie? Część kibiców odpowie, że tak, część, że nie i każda ze stron będzie miała swoje argumenty. Argumentem zwolenników teorii pro-madryckiej będzie to, że piłkarzom ze stolicy arbiter nie uznał dwóch słusznie zdobytych bramek. Z kolei wersja pro-barcelońska mówi o tym, że piłkarze Realu, a w szczególności Moleiro, Querejeta, Souto i Corona brutalnie faulowali piłkarzy Barcy, a sędzia ani myślał o pokazaniu kartki, mimo że ówczesna gwiazda Dumy Katalonii, Escola, musiał zostać znoszony z murawy na noszach. Nie wiemy, która z tych teorii jest prawdziwa, jednak faktem jest – i to przyznają osoby ze strony barcelońskiej i madryckiej – że kibice zgromadzeni na Les Corts non stop buczeli i wygwizdywali zawodników Realu. Jak opisały to reżimowe gazety, „byli wygwizdywani tylko dlatego, bo są Hiszpanami”.
Foto Olimpik/x-news
Przed rewanżowym spotkaniem na Chamartin, stadionie Realu, to przyjezdni byli w uprzywilejowanej sytuacji po pierwszym meczu, jednak sytuacja przed rozpoczęciem meczu nieco się zmieniła. Przede wszystkim sympatykom Realu, obecnym na stadionie, do biletu dodawano w gratisie gwizdek. Wszystko po to, by uprzykrzyć życie zawodnikom Barcelony. W hałasie gwizdków Real Madryt wydał oświadczenie przypominające, jaki brak ducha sportu ukazali ich rywale z Barcelony. Prawdopodobnie odnosiło się to buczenia i gwizdów jej sympatyków.
Zanim zabrzmiał pierwszy gwizdek miała miejsce sytuacja legendarna. Do szatni Barcy wszedł dyrektor biura bezpieczeństwa państwowego. Co się działo w tejże szatni? Niczego nie możemy być pewni, nawet tego, czy ktokolwiek w tej szatni był. Jedna z teorii głosi, że zastraszył ich ze względu na używanie języka katalońskiego przez piłkarzy z Les Corts. To prawdopodobnie była bujda, gdyż zakaz używania tego języka został zniesiony rok wcześniej. Druga z teorii mówi po prostu o zastraszaniu. Ile jest w tym prawdy?
Wiele czytałem, szukałem na temat tej sytuacji w szatni. Jeden z najbardziej szanowanych historyków piłkarskich, Bernardo Salazar, w swojej książce zacytował dwóch zawodników Blaugrany, którzy brali udział w tym meczu, Jose Escolę i Dominigo Balmanya. Obaj piłkarze zaprzeczyli, jakoby ktokolwiek przed meczem nakazał im porażki. Niestety nie wiemy, kiedy zaprzeczyli tym faktom, a to ma znaczenie w przypadku tych dwóch zawodników. Chodzi o to, że obaj uciekli z Hiszpanii podczas wojny domowej, co traktowane było jako zdrada ojczyzny. Jeśli więc powiedzieliby, że reżim kazał przegrać im ten mecz, mogło to wywołać nieprzyjemne konsekwencje w związku z ich ucieczką.
Najczęściej powtarzaną informacją i prawdopodobnie najbliższą prawdy jest to, że ówczesny dyrektor biura miał powiedzieć przed meczem:
„Pamiętajcie, że gracie tutaj dzięki wspaniałomyślności reżimu, który przebaczył wam wasz brak patriotyzmu”.
Zdanie bardzo dwuznaczne. Z jednej strony nie ma tu mowy o konieczności przegrania meczu, więc wcześniej wspomniani dwaj piłkarze mieliby rację, jednak to zdanie często interpretowane jest na zasadzie „wygracie = umieracie”.
Czas na samo starcie. Po pół godziny gry było już 2-0 dla Realu. W 32. minucie arbiter pod wpływem presji żądnej krwi publiczności wyrzucił z boiska piłkarza Barcy, co ustawiło mecz. W ciągu trzynastu minut Królewscy zdobyli sześć goli i na przerwę schodzili, wygrywając 8-0. Ostatecznie gospodarze wygrali 11-1. Według opowiadań Angela Mura, fizjoterapeuty Barcelony, wynik ten spowodowany był atmosferą na stadionie. Podobno sympatycy Los Blancos rzucali petardami w bramkarza Barcy, przez co ten większość meczu spędził dobrych kilka metrów przed linią bramkową, co wykorzystywali zawodnicy Realu, lobując portero.
To spotkanie madrycka prasa określała jako „najbardziej przekonywujące zwycięstwo w historii klubu”. Katalończycy odbierali to jako zamach na ich "katalońskość". Jednak fakty są takie, że piłkarze Barcy absolutnie odpuścili ten mecz. Za najbardziej rzetelną uznaje się relację Juana Samarancha, który napisał, iż zawodnicy Blaugrany byli panicznie przestraszeni kibiców, dlatego nie mieli zamiaru stawiać oporu, ponieważ bali się linczu ze strony merengues.
Według opowiadań ludzi związanych z generałem Francisco Franco, wojskowy nie był ani fanem ani Realu, ani Atletico, ani Barcelony, bo po prostu nie interesowała go piłka nożna. Sukcesy jednych czy drugich wykorzystywał do własnej promocji, do zrobienia wspólnego zdjęcia i tak naprawdę mało go obchodziło, kto zwycięży. Znajdziemy wiele faktów na poparcie tej tezy.
Po pierwsze, skoro Franco tak mocno miało zależeć na upokorzeniu Katalończyków, którzy dążą do odłączenia się od Hiszpanii, dlaczego nie uchronił Realu od porażki w finale rozgrywek z Athletikiem Club z Kraju Basków, czyli z regionu równie silnie walczącego o swoją niepodległość.
Po drugie, jak wytłumaczyć fakt, że od roku 1939, czyli od czasu, kiedy Franco wygrał wojnę domową, Real musiał czekać na mistrzostwo kraju aż do 1954 roku? I jak wytłumaczyć fakt, że do tego czasu najczęściej mistrzostwo zdobywały Barceloną i Athletic?
Po trzecie, jeśli Franco chciał, by to madrycka ekipa była lepsza i bardziej utytułowana od tej katalońskiej, dlaczego pozwolił na to, by w 1950, czyli za czasów jego rządów, Barca upokorzyła Los Blancos aż 7-2?
Po czwarte, dlaczego generał utrzymywał przyjazne stosunki z Laszlo Kubalą, jednym z najlepszych piłkarzy Barcy, mimo że grał on w Barcelonie, choć wcześniej umówił się, iż podpisze kontrakt z Realem Madryt? Swoją drogą jest to ciekawa historia, bowiem jeden z dyrektorów Barcelony znał słabość Kubali do alkoholu, dlatego podczas pobytu Węgra w Madrycie ów dyrektor upił piłkarza w Madrycie, zaciągnął go do pociągu i tam podsunął mu kontrakt z Barceloną, który w stanie upojenia alkoholowego podpisał Kubala.
W relacjach z 1943 znajdziemy jeden punkt wspólny pomiędzy wersją madrycką i barcelońską. Obie strony przyznają, że tego dnia Real grał po prostu lepiej. W przypadku tego meczu prawda leży prawdopodobnie po środku. Relacja Juana Samarancha, Katalończyka, mówiła o tym, że Real zasługiwał na zwycięstwa różnicą czterech bramek, ale nie dziesięciu. Osobiście uważam, iż piłkarze Barcelony po prostu bali się kibiców zgromadzonych na stadionie, dlatego po prostu odpuścili ten mecz i nie stawiali oporu, bojąc się o własne życie. Generałowi Franco tak naprawdę było wszystko jedno, kto wygra, bo zdarzyło się w historii nawet tak, że sam Franco wręczał puchar swojego imienia Barcelonie i to na stadionie Realu Madryt. Którą wersję zdarzeń, drogi Czytelniku, wybierzesz za prawdziwą? Wybór należy do Ciebie.