menu

Gołębiewski zabrał punkty dziesięciu lechitom. "Czerwień" Kamińskiego ustawiła mecz w Kielcach

3 grudnia 2013, 22:26 | Wojciech Maćczak

Piłkarze Korony Kielce przez niemal całe spotkanie 19. kolejki T-Mobile Ekstraklasy przeciwko Lechowi Poznań grali z przewagą jednego zawodnika. W 9. minucie czerwoną kartką ukarany został bowiem obrońca "Kolejorza" Marcin Kamiński. Podopiecznym trenera Pachety, mimo wielu okazji, długo nie udawało się trafić do siatki rywali, świetnie interweniował Maciej Gostomski. W końcu w 89. minucie gol rezerwowego Daniela Gołębiewskiego zapewnił Złocisto-krwistym trzy punkty.

Spotkanie rozpoczęło się bardzo dobrze dla kielczan. Wprawdzie nie wyszli na prowadzenie, ale od dziewiątej minuty grali z przewagą jednego zawodnika. Wszystko przez ogromny błąd Marcina Kamińskiego. Obrońca Lecha miał bliżej do piłki i wygrał pojedynek biegowy z Marcinem Korzymem przy górnym podaniu, tyle że zamiast zagrać od razu do Macieja Gostomskiego, lekko trącił piłkę i stracił ją na rzecz rywala. Później lekko popychał napastnika Korony, czym spowodował jego upadek. Faul był niewątpliwy, a sędzia Marcin Borski po konsultacji z asystentem uznał, że reprezentantowi Polski należy się w tej sytuacji czerwona kartka.

„Kolejorz” stracił zawodnika, a niewiele brakowało, by stracił również bramkę. Do podyktowanego w tej sytuacji rzutu wolnego podszedł Paweł Golański i huknął w poprzeczkę (po drodze piłkę musnął jeszcze Gostomski, ratując swój zespół). Chwilę później gospodarze mieli kolejną okazję – tym razem "poszła" długa piłka do niepilnowanego, wychodzącego na pozycję Korzyma, szybszy był jednak wychodzący z bramki Gostomski.

Grający w dziesiątkę Lech nie ustępował jednak miejsca rywalowi. Poznaniacy prowadzili grę na połowie przeciwnika, starali się wyszukiwać luki w obronie Korony i zagrywać do czającego się z przodu Łukasza Teodorczyka. Jedna z takich piłek mogła przynieść powodzenie, gdyby napastnik Lecha szybciej się obrócił i oddał mocniejszy strzał.

Zejście Kamińskiego nie było końcem nieszczęść poznaniaków w pierwszej połowie. Bowiem już kwadrans później zespół Mariusza Rumaka stracił kolejnego zawodnika – Rafała Murawskiego. Kapitan Lecha zasygnalizował kontuzję i opuścił boisko, a zastąpił go Barry Douglas. Szkot powędrował na środek defensywy, łatając lukę po „Kamyku”, a jedynym defensywnym pomocnikiem został Dimitrije Injac, wspomagany ewentualnie przez Karola Linettego.

Od 27. minuty stan sił na boisku mógł być wyrównany. Stałoby się tak, gdyby sędzia Borski konsekwentnie podejmował decyzje i pokazał czerwoną kartkę Vlastimirowi Jovanoviciowi. Bośniak bezpardonowo "wpakował się" w nogi Gergo Lovrencsicsa, gdy ten nie miał już piłki przy nodze, ale 40-letni arbiter z Warszawy zdecydował się pokazać w tej sytuacji tylko żółty kartonik.

Z minuty na minutę przewaga Korony rosła, tyle że podopieczni Jose Rojo Martina Pachety nie za bardzo mieli pomysł, co z nią zrobić. Stworzyli sobie jedną naprawdę dobrą okazję, gdy strzał Siergieja Pilipczuka obronił Gostomski. Poza tym nie potrafili wykorzystać lekkiego chaosu, który powstał w defensywie Lecha po zejściu Kamińskiego. Pojawiały się drobne błędy i nieporozumienia, ale bardziej brak 21-letniego obrońcy było widać w wyprowadzaniu piłki.

Kolejną wyśmienitą okazję zawodnicy z Kielc mieli w 49. minucie. Po dośrodkowaniu Kamila Sylwestrzaka ponownie głową strzelał Pilipczuk i znów skończyło się świetną interwencją golkipera Lecha. Niespodziewanie to właśnie bramkarz wicemistrza Polski był bohaterem zespołu, za sprawą jego postawy między słupkami „Kolejorz” zachowywał czyste konto.

Później Gostomski miał już mniej pracy. Przewaga Korony wciąż była widoczna, ale kielczanie nie stwarzali kolejnych klarownych sytuacji. To, co mieli, nie sprawiało większego zagrożenia w okolicy pola karnego poznaniaków. Szalę zwycięstwa na swoją korzyść przechylili dopiero w 89. minucie spotkania. Po dośrodkowaniu Pilipczuka i błędzie Manuela Arboledy wyśmienicie broniącego przez cały mecz Gostomskiego pokonał Daniel Gołębiewski.


Polecamy