MAGiera – coach, mistrz zen, taktyk, cudotwórca, ale przede wszystkim… normalny człowiek
Choć wszyscy go znali, kiedy grał w Legii, to nikt nie powiedziałby o nim – gwiazda. Magiera nie był postacią spektakularną. Nie nosił kontrowersyjnej fryzury, nie pyskował sędziom, nie był liderem na boisku, ani wodzirejem w szatni. Nie był bramkostrzelnym napastnikiem, fenomenalnym dryblerem w środku pola, ani charakternym obrońcą. Nie zagrywał piętą, nie strzelał goli z rzutów wolnych, ani z przewrotki. Wdzięku w jego grze nie było żadnego. Po boisku poruszał się raczej mało wytwornie. Nie robił furory. Ani na boisku, ani poza nim. Był jednak niesamowicie pracowity i solidny. Solidny jak nikt inny. Jakie to piękne, że w czasach wielkich gwiazd, showmanów, przebojowych indywidualistów, skandalistów, ludzi o gigantycznym ego, tak spektakularny sukces jak zwycięstwo polskiej drużyny w Lidze Mistrzów osiąga człowiek tak skromny, tak spokojny, tak elegancki, tak altruistyczny. Po prostu - normalny.





























