Niemiecko-francuskim zygzakiem do Euro
Samochodowa podróż z Polski do La Baule to 2000 km. Na całej trasie mistrzostwa Europy są niewidoczne. W przeciwieństwie do remontów
fot. Bartek Syta / Polska Press
Przejazd samochodem z Niemiec do Francji nie wywiera specjalnego wrażenia. Nie tylko dlatego, że na granicy - wbrew ostrzeżeniom - nie przywrócono kontroli celnych, ale również z powodu problemów organizacyjnych. Zarówno od strony naszych zachodnich sąsiadów, jak i w kraju gospodarza mistrzostw w najlepsze trwają bowiem remonty austostrad i dróg szybkiego ruchu. Zwężenia, słupki i kombinacje białych i żółtych linii są nie wyjątkiem, a regułą, mocno utrudniającą życie kierowcom. Ci jednak przyjmują ten stan ze spokojem - chociaż przejazd francuskimi autostradami to spory koszt. Ten stoicyzm momentami zadziwia, zapewne także dlatego, że gdyby podobna sytuacja miała miejsce w 2012 r. zostałaby z pewnością wykorzystana do rozgrywek politycznych. We Francji ten chaos nie budzi natomiast większych emocji.
Pomimo podwyższonej gotowości służb bezpieczeństwa także sam Paryż - tkwiący od czasu pamiętnych zamachów w stanie wyjątkowym - sprawia wrażenie miasta żyjącego własnym, całkowicie niezależnym od Mistrzostw Europy rytmem. W przeciwieństwie do polsko-ukraińskiego turnieju sprzed czterech lat symbole Euro - poza stadionami będącymi arenami imprezy - właściwie są niewidoczne. Co więcej, na oddalonych od ścisłego centrum ulicach, między innymi wokół stadionu Parc de Princes, leżą śmieci, a kloszardzi w najlepsze urządzają własne imprezy.
- To wszystko się zmieni tuż przed pierwszym meczem. Na razie nie ma wielu turystów, spodziewamy się ich dopiero w ostatnich godzinach przed inauguracją mistrzostw - tłumaczył ochroniarz patrolujący teren przed biurem prasowym.
W ostatnich dniach przed meczem otwarcia organizatorzy mają ręce zajęte czymś innym. Trwa instalacja stref kibica, które dla służb bezpieczeństwa będą punktami newralgicznymi. A te nie są na ulicach na razie specjalnie widoczne. Mundurowi rzucają się w oczy właściwie przede wszystkim na lotniskach wokół Paryża i w samym mieście. Przylatujących do Beauvais witało trzech funkcjonariuszy w pełnym rynsztunku, podobny tercet kontrolował pasażerów wsiadających do autobusów w kierunku centrum francuskiej stolicy. A te, po przyjeździe do miasta, niezmiennie tkwią w korkach i chaosie drogowym, urozmaiconym wolnoamerykanką kierowców walczących o miejsca do parkowania na wąskich ulicach. W dodatku część bałaganu spowodowana jest ubiegłotygodniowymi problemami związanymi z wysokim stanem Sekwany. Zresztą w Paryżu wciąż z obawami patrzą w niebo, bo kolejny paraliż komunikacyjny w czasie imprezy miałby jeszcze bardziej opłakane skutki.
Zapewne właśnie trudne doświadczenia tego miasta z ostatnich miesięcy sprawiają, że na razie futbol został zepchnięty na dalszy plan. Nikt nie ma jednak wątpliwości, że od piątku nie będzie już ważniejszych tematów niż gra Trójkolorowych.