menu

Finałowa rutyna Deschampsa. Spokój w ekipie Francuzów

12 lipca 2018, 11:28 | Kaja Krasnodębska

Po awansie do finału oszalała nie tylko Francja. W ekipie Didiera Deschampsa panuje jednak spokój. Trójkolorowi są gotowi na ciężką pracę, a Belgowie szukają winnych.


fot. Damian Kosciesza

- Mecz sam w sobie był słaby, ale jesteśmy dumni z tego zwycięstwa. Dużo fizycznej walki, mniej technicznej gry. Poprzednie nasze spotkania na tym mundialu wyglądały lepiej, ale to ten przyniósł nam finał. Bardzo się cieszymy, ale teraz już czas na pracę i przygotowania do niedzielnego starcia - mówił Kylian Mbappe po wtorkowym zwycięstwie nad Belgami.

Zawodnik PSG po raz kolejny stał się głównym bohaterem pomeczowych komentarzy. Tym razem jednak mówiono o nim nie tylko w superlatywach, bo stworzył kolegom sześć groźnych sytuacji, wygrał większość pojedynków, ale nie oddał żadnego strzału na bramkę Thibauta Courtoisa. W dodatku symulował po wejściach rywali. Choćby ze względu na jego zachowanie po faulu Jana Vertonghena zaczęto porównywać go do Ney-mara, z którym dzieli szatnię w klubie. Na temat jego relacji z Brazylijczykiem zdania są jednak podzielone. Matka Mbappe skarżyła się niedawno na łamach prasy, że były zawodnik FC Barcelony dokucza jej synowi z powodu podobieństwa do jednego z Wojowniczych Żółwi Ninja.

- Głośne mówienie o zdobyciu mistrzostwa świata byłoby aroganckie. Przed nami jeszcze bardzo długa droga, a ja jako selekcjoner muszę tonować ich entuzjazm - stwierdził Didier Des-champs. - Jestem dumny, ale wiem, że moi zawodnicy mogą być jeszcze lepsi. Czternastu z nich debiutuje na mistrzostwach świata, to pokazuje, jak duży mają potencjał. Jeżeli nie osiądą na laurach, tylko będą kontynuować swoją pracę, będą w stanie przenosić góry.

Selekcjoner Trójkolorowych, podobnie jak jego podopieczni, sprawia wrażenie wyjątkowo spokojnego. Po zakończeniu meczu w ekipie Francuzów nie było euforii czy głośnych krzyków, a jedynie nieśmiałe uśmiechy czy gratulacje dla rywala. Mimo młodego wieku są bardzo dojrzali i wiedzą, że najtrudniejszy mecz rozegrają dopiero w niedzielę o 17, w Moskwie. Dla samego Deschampsa, który reprezentację Francji prowadzi od 2012 roku, mecze finałowe nie są niczym nowym. W 1998 roku jako zawodnik zdobył złoty medal na mundialu w swoim kraju, a przed dwoma laty poprowadził swój zespół do wicemistrzostwa Europy. - Porażka z Portugalią była bardzo bolesna. Zarówno dla mnie, jak i dla całego kraju. Nie chciałbym powtórki w niedzielę. - Nawet nie potrafię sobie wyobrazić ogromu szaleństwa, jakie musi panować teraz we Francji. Nie mogę się doczekać 16 lipca, kiedy kibice przywitają nas w kraju - przyznaje jeden z nestorów reprezentacji Olivier Giroud. Gdy Deschamps podnosił puchar za mistrzostwo świata, napastnik miał 12 lat. - Bardzo liczę na powtórkę, marzy mi się też gol strzelony w finale.

W przeciwieństwie do zawodników, ich fani nie kryli entuzjazmu po zwycięstwie nad Belgią. Swoją radość wyrażali nie tylko na ulicach we Francji, ale feta trwała również w byłych koloniach: Laosie, Kambodży, Wietnamie czy Kanadzie. Piłkarze stali się prawdziwymi bohaterami, a dziennik „L’Equipe” porównuje ich do zawodników z 1998 roku. Hugo Lloris to nowy Fabien Barthez, a Mbappe jest następcą Thierry’ego Henry’ego.

Najlepszy strzelec w historii Francji, który obecnie pełni rolę asystenta selekcjonera Belgii Roberto Martineza, boisko opuszczał niepocieszony, ale w jeszcze gorszym nastroju mógł być jego ojciec. Tony Henry na łamach francuskich mediów krytykował reprezentację swojego kraju i przewidywał, że w starciu z ekipą jego syna będą bez szans. - Nie zobaczyłem w grze Francji niczego ciekawego. Awansowali, bo mieli furę szczęścia. W grupie nie mieli groźniejszych przeciwników, a z Argentyną dostali już trzy gole - opowiadał.

We wtorek boisko pokazało, jak bardzo się mylił. Belgowie dłużej utrzymywali się przy piłce, ale oddali mniej strzałów i w konsekwencji powalczą jedynie o brązowy medal. Mimo że nie zagrali wybitnych zawodów, winowajców szukali gdzie indziej. - Sędzia nie radził sobie w tym spotkaniu - ocenił Thibaut Courtois. - Francja nie zasłużyła na grę w finale. W meczu z nami wcale nie byli lepsi. - Oni tylko się bronili, grali antyfutbol, jak Panama. Robili to zresztą przez cały turniej, przeciwko Urugwajowi też strzelili ze stałego fragmentu, to hańba.

- To dla nas coś strasznego. Mecz był bardzo wyrównany, a o zwycięstwie zdecydował detal - wtórował mu Martinez. W sobotę przed jego podopiecznymi mecz o trzecie miejsce.


Polecamy