Piotr Zieliński: Zostanę supergwiazdą! Po Napoli będzie Real?
WYWIADówka Staszewskiego. Mam wszystko, aby zostać czołową postacią Napoli. To kwestia czasu - mówi Piotr Zieliński, pomocnik reprezentacji Polski. - Mundial w Rosji to jest top, bal dla najlepszych. Marzę, by tam zagrać - dodaje.
fot. Bartek Syta / Polska Press
Miesiąc temu podpisał Pan pięcioletni kontrakt z wicemistrzem Włoch Napoli. Po transferze urósł Pan jako piłkarz?
No właśnie coś takiego w środku czuję. Że ten transfer mi pomógł. W dwóch pierwszych kolejkach Serie A z Pescarą i Milanem wchodziłem co prawda z ławki, ale fajnie to wyglądało. Kibice szybko mnie polubili, pozytywnie komentowali moje mecze. Eksperci też wyrazili raczej pochlebne opinie.
Zgadza się Pan z tezą, że ma Pan wszystko, aby w Neapolu zaistnieć? Począwszy od umiejętności piłkarskich, przez styl gry zespołu, aż po trenera Maurizio Sarriego, z którym zna się Pan z Empoli?
Zdecydowanie tak. Uważam, że nie mogłem trafić lepiej. W Neapolu nie brakuje mi niczego, aby stać się czołową postacią w tej wielkiej drużyny. W Serie A pokazałem już, że potrafię grać w piłkę. Na szczęście Napoli to bardzo podobny zespół, co Empoli. Staraliśmy się grać techniczną piłkę po ziemi, nie wykopywaliśmy na pałę. W Neapolu też klepiemy piłeczką.
Gracie włoską odmianę tiki-taki. Nie kręci się od niej czasami w głowie?
Nie, ja nadążam. Świetnie się w tym czuję. Klepka, drybling, zmiana strony. To moja gra. Trener Sarri wie, że to lubię. Znakomicie się dogadujemy.
Czyli bajka.
No bajka, ale mam dopiero 22 lata. W klubie jestem od miesiąca. Fajnie, że szybko znalazłem się w orbicie piłkarzy grających, zbieram minuty. W tej chwili jestem pierwszym, albo drugim do zmiany. Akceptuję to, bo wiem, że Sarri nie miał prawa wywalić na ławkę Marka Hamšíka czy Allana, bo za nimi znakomite sezony. Mam świadomość tego, że aby zyskać mocną pozycję, potrzebuję czasu. Dlatego zachowuję spokój. Nigdzie mi się nie śpieszy.
To prawda, że do ostatniej chwili z Neapolem licytował się o Pana AC Milan?
Tak, zgadza się. O szczegóły trzeba byłoby jednak zapytać prezydenta Udinese Franco Soldatiego. To on rozdawał karty, dogadywał się, zmieniał warunki. Ja mogę powiedzieć tylko jedno: jestem bardzo szczęśliwy, jak ten serial się zakończył. Zresztą moja rodzina i dziewczyna także.
Jeszcze przed mistrzostwami Europy, na zgrupowaniu reprezentacji w Juracie, rozmawialiśmy o Pana transferze do Liverpoolu. Wówczas sprawa wydawała się przesądzona. Dlaczego ostatecznie nie trafił Pan do Premier League?
Identyczna sytuacja, jak w przypadku Milanu. To nie była moja decyzja. Ja chciałem tam grać. Później pojawiła się oferta z Neapolu i zacząłem się wahać. Zdecydował za mnie prezydent Soldati.
I wziął za Pana 20 milionów euro?
Nie dopytywałem, bo mnie to nie interesuje. Ale fajnie, że wszystko kręciło się wokół takiej cyfry, bo widać, że cenią moje umiejętności.
Liverpool, Milan, Napoli, 20 milionów i tak dalej. Wstaje Pan rano, patrzy w lustro i myśli: „Io sono un grande giocatore”, jestem wielkim piłkarzem?
Wielkim może jeszcze nie, bo cały czas jestem bardzo młody. Czuję się doceniony, ale wiem też, że ceny za zawodników znacząco poszły w górę. Kiedyś za 20 milionów kupowało się supergwiazdy. A ja supergwiazdą dopiero będę.
Mocna deklaracja.
Tak jest. Będę robił wszystko, aby tak było. Aby ta klauzula, która jest wpisana w mój kontrakt - a wynosi aż 65 milionów euro - nie była dla kogoś problemem. Aby ktoś przyszedł i wyłożył taką kasę. Nie jest to mała suma… Ale to żaden pomysł na teraz. W Neapolu czuję się świetnie i nie zamierzam nic zmieniać. Najpierw chcę coś osiągnąć na Stadio San Paolo.
A czy jest taki klub, o którym marzył młody Piotrek, junior Zagłębia Lubin?
Od zawsze - Real Madryt. Kibicowałem im i kibicuję dalej, bo przecież to nic złego wspierać drużynę, którą kocha się od dziecka. Fajnie, że teraz poszedłem do Napoli, gdzie mam przyjemność trenowania z byłymi piłkarzami Realu: José Maríą Callejónem i Raúlem Albiolem. To czysta przyjemność. Kto wie, może mi też kiedyś będzie dane zagrać w Madrycie?
Jak aklimatyzuje się w Neapolu Pana amico polacco Arkadiusz Milik?
Arek radzi sobie bardzo dobrze. Pokazał to zresztą w pierwszym meczu ligowym. Na San Paolo strzelił Milanowi dwa gole, przywitał się pięknie z kibicami. Cały czas uczy się języka, zapamiętuje nowe słówka. Kiedy nie rozumie czegoś po włosku, pyta nas po polsku, albo po angielsku Driesa Mertensa. Pomagamy mu ile tylko możemy.
„My”, czyli Pan i Igor Łasicki, trzeci Polak w Napoli. Ma szansę na grę?
Na regularne granie to raczej nie. Igor to wie. Na swojej pozycji ma naprawdę świetnych rywali. Ale w klubie został jako jeden z nielicznych z młodzieżowej Primavery. Dali mu szansę przygotowywania się z pierwszą drużyną i zaprezentował się na tyle dobrze, że pozwolili mu zostać z seniorami. Nie wiem, czy w tym roku, ale może za jakiś czas dostanie prawdziwą szanse. Na treningach nie odstaje, stara się. Znam go jeszcze z Zagłębia i mogę zaświadczyć, że bardzo się rozwinął.
Stworzyliście w Neapolu “NeaPOL”?
Tak, spędzamy razem bardzo dużo czasu. W miasto za często nie ruszamy, choć czasem gdzieś wyjdziemy. Z Igorem znam się jeszcze z Lubina, teraz mieszkamy zresztą w tym samym hotelu. Z Arkiem natomiast od lat spotykaliśmy się na obozach młodzieżowych reprezentacji. Cały czas mamy świetny kontrakt.
Neapol to nie tylko futbol, ale także mafia…
Na szczęście nie znam jej i nie chcę jej poznać. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.
W klubie nie ostrzegali?
Nic. Widziałem tylko w Internecie koszulki Gonzalo Higuaína pozakładane na kosze. Chłop zdecydował się odejść, ale nie ma się co martwić. Teraz jest Milik. Też będzie strzelał.
Kiedy mówi Pan w Italii „Polonia”, Włosi odpowiadają: „Grande Squadra”?
Po mistrzostwach Europy niektórym Włochom utkwiła w głowie nasza dobra gra. My też uwierzyliśmy w siebie. Jesteśmy dziś uznaną marką. Już przed meczem z Kazachstanem mówiłem, że nie możemy się ich bać. Że trzeba tam jechać, wygrać i wrócić. Mamy znakomitych zawodników w najlepszych klubach świata. Znamy swoją siłę. A co do Włochów, to pytali też dlaczego nie grałem na Euro…
I co Pan im mówił?
No co? Że nie wykorzystałem szansy i tyle.
Ma Pan do siebie żal?
Nie, w ogóle.
Ale pamiętam z Francji, że po każdym meczu wychodził Pan z szatni zły.
Po meczach tak, wiadomo. Nie mogę jednak tym żyć cały czas. Poszedłem do Napoli, z kadry nie wypadłem. I ciągle mam 22 lata. To co? Mam załamać się przez jeden czy drugi mecz?
Pamiętam też naszą telefoniczną rozmowę po przegranym ćwierćfinale z Portugalią. Na koniec powiedział Pan: „Spokojnie, jesteśmy młodzi. Jeszcze pojeździmy”.
Miałem na myśli, że jeszcze kilka turniejów przed nami. Samym wiekiem nigdy się nie usprawiedliwiałem. Wychodzę na boisko i robię swoje. We Francji wszedłem, nie zrobiłem i bach. Ławka. A Kuba Błaszczykowski wyszedł, strzelił i został bohaterem.
O miejsce w kadrze walczy Pan dziś z Karolem Linettym i Krzysztofem Mączyńskim?
Jest jeszcze Tomek Jodłowiec. Grzesiek Krychowiak to natomiast pewniak. Do niego Nawałka będzie dobierał partnera. Ja robię wszystko, abym to był ja. Nikt z nas jednak nie jest w kadrze przypadkiem, każdy ma swoje atuty. W Napoli gram na pozycji numer 8 i w reprezentacji też odnajdę się w tej roli. Najpierw jednak muszę to udowodnić selekcjonerowi.
W niedzielę rozpoczęły się eliminacje mistrzostw świata…
Cały czas walczymy o nasze marzenia. Chcemy zagrać kilka dobrych spotkań, wygrać grupę eliminacyjną i pojechać do Rosji. Mistrzostwa świata to jest top, bal dla najlepszych. W 2018 roku będę miał 24 lata, a w CV występ na Euro 2016 i grę w Lidze Mistrzów. Kolejną pozycją ma być Mundial.