menu

Za Franciszkiem Smudą tytuły i Euro, do kanonu piłki przejdą jego cytaty

18 sierpnia, 10:40 | Kaja Krasnodębska

W niedzielę 18 sierpnia zmarł w wieku 76 lat trener Franciszek Smuda, były szkoleniowiec m.in. Widzewa Łódź, Legii Warszawa, Wisły Kraków i Lecha Poznań, oraz selekcjoner reprezentacji Polski w piłce nożnej. Przypominamy archiwalny tekst z najlepszymi bon-motami, które padły z ust trenera.


fot. Fot. Tomasz Ho£Od / Polska Press

fot. Anna Kaczmarz/Dziennik Polski/Polskapresse

fot. Marek Zakrzewski/Polskapresse

fot. Dziennik Lodzki

fot. Fot. Arkadiusz Lawrywianiec/Polskapresse

fot. Bartek Syta

fot. Anna Kaczmarz / Polskapresse / Dziennik Polski

fot. Andrzej Szozda/Polskapresse

fot. Fot.Szymczak Krzysztof / Polska Press

fot. Fot.Szymczak Krzysztof / Polska Press

fot. Andrzej Banas

fot. Andrzej Banas

fot. Andrzej Szozda/Polskapresse

fot. Fot.Szymczak Krzysztof / Polska Press

fot. Anna Kaczmarz / Polskapresse / Dziennik Polski

fot. Dziennik Lodzki

fot. Andrzej Banas

fot. Marek Zakrzewski/Polskapresse

fot. Fot.Szymczak Krzysztof / Polska Press

fot. Anna Kaczmarz/Dziennik Polski/Polskapresse

fot. Fot. Janusz Wojtowicz / Polskapresse
1 / 21

„Nie jestem żadnym Mesjaszem. Lubię o coś walczyć: albo o spadek, albo o mistrzostwo. Lepiej o mistrzostwo, ale o spadek też jest adrenalina. Mnie to jest potrzebne” - to tylko jedna z wypowiedzi Franciszka Smudy, która przeszła do kanonu polskiego futbolu. Tej potrzeby u byłego selekcjonera reprezentacji Polski nie można kwestionować. Choć w czerwcu skończy 71 lat, a czasy świetności ma dawno za sobą, nadal pozostaje czynny zawodowo. Tak było przynajmniej do wtorku, kiedy to po bezbramkowym remisie w Górniku Łęczna podziękowano mu za współpracę. Choć zespół ze środka tabeli 2. ligi poprowadził tylko w dziewięciu meczach (bilans: 3/4/2), informacja o jego zwolnieniu traktowana była na równi z tą o odsunięciu Adama Nawałki czy Ricardo Sa Pinto. W polskiej piłce Smuda wciąż jest ikoną.

Nawet mimo to, że w ostatnich latach niewiele szło po jego myśli. „Jakbym nie wierzył w sukces, to powinienem już jutro porzucić pracę trenera” - mówił, choć patrząc na jego poprzednie miejsca pracy oraz wyniki, o tę wiarę coraz ciężej. Najbliżej osiągnięcia sukcesu był w czerwcu ubiegłego roku w Widzewie, chociaż i wówczas nie mógł cieszyć się z drużyną z wywalczonego awansu do II ligi. Doświadczonego szkoleniowca zwolniono po prawie dwunastu miesiącach pracy, na kolejkę przed zakończeniem sezonu. Drużynę przejął Radosław Mroczkowski i to on świętował osiągnięcie celu, na który przez poprzednie miesiące w dużej mierze zapracował Smuda. To był jego powrót do Widzewa po latach. To właśnie z tym klubem dwukrotnie zdobył mistrzostwo Polski (sezony 1995/1996 i 1996/1997) oraz Superpuchar i awansował do Ligi Mistrzów. Później udało mu się to tylko z Wisłą Kraków, która okazała się jego pierwszym ekstraklasowym klubem po zakończeniu przygody z kadrą.

Rolę selekcjonera pełnił przez ponad dwa lata, prowadząc ją w 37 spotkaniach. Do historii przejdzie jako ten, który nie wyszedł z grupy podczas polskich mistrzostw Europy 2012. Kontrowersyjne powołania (w tym stawianie na Sebastiana Boenischa i innych „farbowanych lisów”) oraz porażka z Czechami 0:1 przelały czarę goryczy. Już wcześniej krytykowany, po zakończeniu turnieju musiał pożegnać się ze stanowiskiem.

„Smuda to dobry trener, bo ma niezły warsztat, ale selekcjoner nie. On się ośmieszył udziałem w reklamie, stwierdzając, że każdy może być powołany. Na trenera drużyny narodowej trzeba się nadawać, a to zajęcie przerasta Smudę. O jego pomyłkach moglibyśmy rozmawiać godzinami” - mówił o nim Piotr Świerczewski, ale i sam selekcjoner nie pozostawał dłużny ekspertom. „Jeżeli oni prowadziliby reprezentację, to dopiero byłaby kompromitacja” - potrafił powiedzieć w wywiadach.

Pół roku po zakończeniu pracy w reprezentacji przeniósł się do niemieckiego Jahn Regensburg, gdzie pracował, póki nie dostał oferty z Białej Gwiazdy. Właśnie Kraków był miejscem, w którym po 2012 roku zagościł najdłużej. Wsławił się nie tylko wysokimi zwycięstwami nad Górnikiem Zabrze, Pogonią Szczecin czy Zagłębiem Sosnowiec, ale przede wszystkim kolejnymi nietuzinkowymi wypowiedziami. „Arek Głowacki to zawodnik, który nie kalkuluje. Gdyby ktoś rzucił mu cegłę, to zagłówkuje”.

Patrząc na ostatnie ruchy Smudy, on także raczej nie kalkuluje. Po rozstaniu z Wisłą przez kilka miesięcy pozostawał bez pracy, by w końcu przejąć kroczący ku spadkowi Górnik Łęczna. W debiucie przegrał 0:5 na wyjeździe z Legią, ale sentymentu do stadionu w Warszawie nie stracił „A co, to brzydki stadion jest?” - żartował podczas konferencji prasowej. Do śmiechu nie było mu już w kolejnym spotkaniu, kiedy taki sam wynik padł podczas starcia w Białymstoku. Ostatecznie to on był trenerem łęcznian podczas ich ostatniego spadku z ekstraklasy. Trzeba jednak przyznać, że nie sprzyjały mu okoliczności. Kontuzje wszystkich stoperów sprawiły, że musiał przestawiać na tę pozycję doświadczonego Przemysława Pitrego. „To jest piłkarz kompletny” - mówił o nim.

Kompletna wydaje się też być kariera Smudy. Za sobą ma mistrzostwa Polski, epizod zagraniczny oraz lata w roli selekcjonera reprezentacji Polski. Przed sobą niewiele perspektyw: do ekstraklasy raczej nie wróci. Czyżby nadszedł moment, by przejść na emeryturę?


Polecamy