Przemysław Płacheta: Z czasem gry przychodzi pewność siebie. Nie żałuję powrotu do Polski
Jako junior trenował w niemieckim RB Lipsk, pierwsze seniorskie szlify również zdobywał za zachodnią granicą. W ubiegłym sezonie spadł z 1. ligi z Pogonią Siedlce, mimo to znalazł miejsce w Podbeskidziu Bielsko Biała, gdzie coraz częściej występuje w wyjściowym składzie. Przemysław Płacheta wciąż pamięta o Łowiczu, a wiosną chce zawalczyć o ligową czołówkę.
fot. Andrzej Wisniewski / Polskapresse
Nie pojawiłeś się na boisku turnieju Gwiazdy na Gwiazdkę, ale pojawiłeś się na trybunach. Skąd taka decyzja?
Pochodzę z Łowicza, to jest moje miasto. Mieszkam tutaj i przyjeżdżam, gdy tylko mam taką możliwość. Dostałem zaproszenie od burmistrza, jednak nie mogłem wystąpić. Od dłuższego czasu miałem problemy z kolanami, ale nie chciałem tego leczyć kosztem rundy jesiennej. Teraz, gdy jest chwila wolnego, chciałem to wyleczyć. Dlatego musiałem trochę ograniczyć ruch i bardziej kontuzjogenne sytuacje. Mimo to nie wyobrażałem sobie nie pojawić się na turnieju. To świetna inicjatywa, bardzo fajny turniej. Pojawiło się tutaj wielu naprawdę dobrych zawodników, a wszystko w szczytnym celu.
Sam nie zagrałeś, ale podobno przyprowadziłeś tutaj Bartłomieja Urbańskiego, zawodnika holenderskiego Willema II Tilburg.
Z Bartkiem znamy się od czasów gdy byłem jeszcze w Polonii Warszawa. Razem graliśmy w juniorach i od zawsze mamy kontakt. Był akurat w Polsce, mieszka blisko Warszawy, więc powiedziałem o turnieju. Zgodził się bez wahania.
Ty też kiedyś byłeś za granicą. Grałeś w młodzieżowych drużynach RB Lipsk oraz walczącym w niższych ligach niemieckich SG Sonnenhof Großaspach. Żałujesz, że wróciłeś?
Nie. Wiadomo, że miło wspominam tamten okres. Dużo nauczyłem się za granicą, efekty tamtych treningów widać w mojej grze do dziś. Nie zastanawiam się jednak, co by było gdybym został w Niemczech. Skupiam się na tym, co jest tu i teraz. Wróciłem do Polski, muszę tutaj regularnie grać i co rundę stawiać sobie nowe, coraz wyższe cele.
To z powodu kolan czasem wypadałeś z meczowej osiemnastki?
Nie powiedziałbym tak. Z początku nie grałem wiele ze względu na późny transfer. Pojawiłem się w klubie już pod koniec okresu przygotowawczego i potrzebowałem czasu, aby zgrać się z drużyną oraz zaaklimatyzować w nowym miejscu. Przychodząc wiedziałem, że niczego nie otrzymam za darmo, musiałem sobie wywalczyć skład. Nawet mając status młodzieżowca, muszę ciężko pracować, by na każdym treningu udowadniać trenerowi, że zasługuję na grę. Myślę, że mój rocznik nie ma wpływu na występy, sztab szkoleniowy wszystkich traktuje równo i tak samo musimy pracować na regularną grę. W końcówce udawało mi się występować już częściej. Mam nadzieję, że podobnie będzie na wiosnę.
Trzy ostatnie mecze przyniosły Ci grę w wyjściowym składzie.
To prawda. W sumie w całej rundzie miałem osiem takich spotkań. We wrześniu zacząłem grać już regularnie, przyszły także gole. Cieszę się, że się udaje, bo te minuty są mi bardzo potrzebne. Wiosną chcę mieć ich jeszcze więcej. Z czasem gry przychodzi pewność siebie.
Do Podbeskidzia przyszedłeś z Pogoni Siedlce, która przed sezonem rozstała się z rozgrywkami 1.ligi.
Tak się stało, że spadliśmy. Nie uważam jednak, że na tle innych ekip byliśmy dużo słabsi. Nie ma jednak co wspominać tamtego sezonu. Przyszedłem do Podbeskidzia. Jest to klub o większej marce, ale poziomem mnie nie zaskoczył. Jest tu wielu bardzo dobrych zawodników, od których mogę się uczyć, jednak regularne występy są w zasięgu moich możliwości.
Po 21. kolejce macie 32 punkty i plasujecie się na piątej pozycji w tabeli. Do czwartego ŁKS-u macie pięć oczek straty, do lokat premiowanych awansem kolejno szesnaście i sześć. Jesteście zadowoleni?
Nie do końca. Wynik mógłby być lepszy i moglibyśmy być w tej tabeli jeszcze wyżej. Nie jest najgorzej, ale wiosną chcemy jeszcze mocniej zbliżyć się do czołówki. Strata nie jest duża, więc myślę, że po dobrze przepracowanym okresie przygotowawczym, będzie do odrobienia.