Paweł Dawidowicz, czyli apoteoza pracy (KOMENTARZ)
Sprzedaż Pawła Dawidowicza z Lechii Gdańsk do Benfiki Lizbona za ponad 2 mln euro, to sukces klubu, który go wypromował i sukces samego zawodnika, potrafiącego wycisnąć z jednego roku wszystko, co najcenniejsze.
fot. Tomasz Bolt / Polskapresse
To brzmi jak piękny sen, lecz Dawidowicza szczypać nie trzeba, bo to chłopak wielkiej wiary; wiary we własne możliwości, w talent, wiary w istotę postępu i także w to, że z polskiej ligi, z przeciętnej drużyny można się wybić do europejskiego potentata. Nie ma przypadku w tym, że Benfika wyselekcjonowała właśnie „Hienkę” z grupy kandydatów mających papiery na piłkę. Na początku sezonu imponował czystymi przechwytami, później popracował nad siłą, teraz natomiast do swojego arsenału dołożył długie podania za plecy obrońców, co potwierdziła asysta przy golu Zaura Sadajewa w meczu z Lechem Poznań.
Ale sceptycy warczą złowieszczo: Dawidowicz nie został jeszcze ukształtowany jako piłkarza, a w Lizbonie zajmie pozycję siedzącą! Zgoda. Zapominają jednak, że w maju skończy dopiero 19 lat, a obecny sezon jest jego pierwszym w seniorskiej piłce. Po to zresztą idzie do Benfiki, żeby zrobić kolejny krok naprzód. Oczywiście, miał pewien kryzys w połowie sezonu, kiedy grał słabiej. Pochylimy jednak czoło przed tym, który znajdzie w lidze choćby jednego rówieśnika „Hienki”, o którym można powiedzieć, że prezentuje równą, wysoką formę od pierwszej kolejki. Uprzedzimy tylko, że penetrowanie nazwisk wydaje się być pozbawione sensu, bo nie ma nastolatka, którego ominął kryzys. A z Dawidowiczem i tak obszedł się on dość łagodnie.
Dawidowicz ma wiele rzeczy do wypracowania i co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Znając jednak jego zacięcie, ambicje, można być spokojnym, że podoła. Podejściem do życia i do piłki sprawia bowiem wrażenie osoby sumiennej, pracowitej, która wie, co znaczy ciężka praca i jak wiele dzięki niej da się osiągnąć. Charakter? Do pozazdroszczenia. Nie nosi pstrokatych ubrań, nie kręcą go sopockie kluby, nie wydaje fortuny na gadżety technologiczne, czy sportowe samochody. To fajny, ułożony chłopak (właśnie zdaje maturę), z dystansem i poczuciem humoru. Nie będzie cienia przesady, jeżeli napiszemy, że jest też skromny i wyjątkowo szczery. Może to szczegół, ale po każdej porażce potrafi stanąć przed obiektywem kamer i się z niej wytłumaczyć. Nie wszyscy starsi koledzy mają tyle odwagi…
Poniekąd szkoda, że Dawidowicz odchodzi w najciekawszym dla Lechii momencie. Szkoda dla zespołu, który na ostatniej prostej sezonu zajmuje czwarte miejsce i ma duże szanse na grę w eliminacjach do Ligi Europy. Trudno jednak winić Dawidowicza, że podjął decyzję o odejściu. Benfika to zupełnie inny, lepszy wymiar i chyba nie trzeba się nad tym szerzej rozwodzić. W Lechii Paweł i tak osiągnął wiele: sprofesjonalizował trening, zagrał kilkanaście meczów na pięknym bursztynowym stadionie, przy fantastycznej publiczności. Klub zetknął go z presją (a więc przygotował na wyjazd) i otworzył bramy popularności. Pozwolił także zagrać przeciwko wielkiej FC Barcelonie z Leo Messim i Neymarem w składzie. W Benfice z piłkarzami podobnego formatu, a więc reprezentantami mocnych krajów i wodzącymi rej w europejskich pucharach, Dawidowicz będzie miał styczność na porządku dziennym. W Lechii miał ich jedynie od święta.
PS Osobny akapit należy się dwóm trenerom: Bogusławowi Kaczmarkowi i Michałowi Probierzowi. Pierwszy pozwolił Dawidowiczowi zadebiutować w seniorach, drugi - nie bacząc na wiek - zaczął na niego regularnie stawiać. U Probierza Dawidowicz rozegrał aż 26 meczów w podstawowej jedenastce. W lidze na próżno szukać drugiego osiemnastolatka, który mógłby liczyć na takie wsparcie od swojego szkoleniowca. I to wypada oddać Probierzowi. W jakiejś mierze zarobił dla Lechii ponad 2 mln euro, które Benfika przeleje za transfer.
LECHIA GDAŃSK - serwis specjalny Ekstraklasa.net