Łukasz Wolsztyński: Gdynia jest pięknym, bardziej rozrywkowym miastem. Chojnice są mniejsze i spokojniejsze
Łukasz Wolsztyński urodził się w Knurowie i jest wychowankiem tamtejszej Concordii. Potem wiele sezonów spędził w Górniku Zabrze, z którym występował na poziomie ekstraklasy. Obecnie żyje i gra na drugim końcu Polski. 26-latek zaaklimatyzował się na północy kraju.
fot. Arkadiusz Gola
Czy Łukasz Wolsztyński tęskni za Śląskiem, gdzie się wychował i sportowo ukształtował?
- Jasne, że tak. Pochodzę stamtąd i właśnie to miejsce jest najbliższe mojemu sercu, ale od pewnego czasu przebywam na Pomorzu i też jestem zadowolony. Wcześniej była Gdynia, teraz są Chojnice. Są to dwie różne lokalizacje do życia. Gdynia jest pięknym, większym i zdecydowanie bardziej rozrywkowym miejscem. My mieszkając 300-400 metrów od morza, w dzielnicy Orłowo, prawie codziennie spacerowaliśmy po plaży. Tam przed molo jest wielki plac zabaw i razem z dziećmi często na nim bywaliśmy. Chojnice są mniejsze i spokojniejsze. Jest tutaj więcej zielonych terenów, a okolica do spacerów i wycieczek rowerowych jest piękna. Zdążyliśmy się przekonać, że tutejsze tereny też są ciekawe.
Wolsztyńskiemu życie zmieniło się również pod względem rodzinnym. Po raz kolejny został ojcem. – W Gdańsku, czyli jeszcze będąc w Gdyni, urodził mi się syn i teraz z dwójką dzieci jest weselej i ciekawiej. Ciągle coś się dzieje i nie ma czasu na nudę - wyjaśnia.
Pomocnik, który 79 meczów zaliczył na poziomie ekstraklasy przez pewien czas zmagał się z poważnymi kontuzjami. To one zastopowały jego karierę. – Nie myślę o tym, co było kiedyś. Gram w Chojniczance, jestem zdrowy i chcę dać drużynie jak najwięcej. Pragnę cieszyć się piłką, grać jak najczęściej i pomóc zespołowi najmocniej jak mogę. Myślę, że trener mi ufa, a ja chcę to zaufanie spłacić w najlepszy możliwy sposób - dodaje 26-latek.
Wolsztyński razem ze swoim bratem bliźniakiem w poprzednim sezonie znalazł się w składzie Arki Gdynia. Obecnie Rafał przeniósł się do Finlandii, gdzie gra na pozycji napastnika w SJK Seinaejoki. Łukasz nie wyklucza, że kiedyś pójdzie w jego ślady. – Cieszyłem się, że znów mogłem dzielić szatnię ze swoim bratem. W Gdyni była bardzo wesoła atmosfera. Dodatkowo znałem kilku chłopaków z terenów województwa śląskiego, więc szybko się w nią wkomponowałem. Co do Finlandii, nigdy nie wiemy, jaki scenariusz napisze życie. Ja jestem otwarty na wszystko. Zobaczymy co się wydarzy - mówi z uśmiechem.
Na półmetku sezonu Chojniczanka zajmuje w tabeli trzecie miejsce, za plecami Stali Rzeszów i chorzowskiego Ruchu. Pomocnik zespołu z Grodu Tura wierzy w bezpośredni awans swojego klubu na zaplecze ekstraklasy. - Piłka ma to do siebie, że jest nieobliczalna i dopóki jest w grze to bardzo dużo się może zdarzyć i zmienić. Podstawa to skupić się na sobie i konsekwentnie w każdym kolejnym meczu punktować najlepiej jak się da. Byłem już w sytuacji, w której nikt nie wierzył w awans. Górnik wygrał wtedy sześć spotkań z rzędu i się udało, więc wiara we własne możliwości i konsekwentne dążenie do celu to klucz do sukcesu - przekonuje Łukasz Wolsztyński.
Dawid Frąckowiak, dyrektor sportowy Chojniczanki nie miał łatwo, by namówić Wolsztyńskiego na grę w drugiej lidze. - Nie będę ukrywał, że trochę się wahałem, ale z drugiej strony zdawałem sobie sprawę z momentu, w którym jestem i czego chcę od piłki. Chciałem się na nowo nią cieszyć. Być z nią na boisku jak najczęściej i dlatego zdecydowałem się na Chojnice. Oprócz negocjacji z dyrektorem rozmawiałem też z trenerem i to wszystko sprawiło, że byłem przekonany o słuszności tego kroku - mówi zawodnik "Chojny".
Nasz rozmówca w pomorskiej ekipie gra z numerem 77. Dwie siódemki przynoszą mu szczęście? - Nie było wolnej dziesiątki, siódemka też była zajęta, więc wziąłem taki numer. Ogólnie nie ma nic głębszego w jego wyborze. Wyznaję zasadę, że numer jest najmniej ważny i nie przywiązuję do tego wagi - śmieje się piłkarz, który zaczyna mecze w podstawowym składzie Chojniczanki.
Czego życzyć na koniec doświadczonemu piłkarzowi? - Zdrówka przede wszystkim, bo jak będzie zdrowie, to reszta jest w mojej głowie i nogach i zależy tylko ode mnie - zauważa Łukasz Wolsztyński.