Remis w hicie ligi portugalskiej. Sędzia skrzywdził Porto! (ZDJĘCIA)
W meczu na szczycie ligi portugalskiej Sporting Lizbona zremisował z FC Porto 1:1. Do siatki trafiali wyłącznie piłkarze gospodarzy, najpierw bramkarza Porto pokonał Jonathan Silva, a później strzałem do własnej bramki stan meczu wyrównał Sarr. "Smoki" mogą czuć się pokrzywdzone, bowiem w końcówce spotkania arbiter nie zauważył zagrania ręką jednego z obrońców lizbończyków w polu karnym.
Na stadionie Jose Alvalado ciężko było znaleźć wolne miejsce. Nic dziwnego, rozgrywający tam swoje mecze Sporting podejmował odwiecznego rywala - FC Porto. Dla "Lwów" był to mecz o podium, bowiem w razie zwycięstwa podopieczni trenera Marco Silvy wyprzedziliby "Smoków" w tabeli i wskoczyliby do ścisłej czołówki. Z kolei Porto w razie zwycięstwa przynajmniej na chwilę znalazłoby się na pierwszym miejscu w tabeli Ligi Sagres.
Początek był jednak fatalny dla przyjezdnych. Po znakomitej akcji zespołowej piłkarzy Sportingu celnym strzałem popisał się 20-letni Argentyńczyk, Jonathan Silva. Warto odnotować, że to dopiero drugi występ byłego piłkarza Estudiantes w lidze portugalskiej, ale już widać, że może odgrywać w Sportingu podobną rolę jak Marcos Rojo, który odszedł do Manchesteru United.
Zdobyta bramka wpłynęła korzystnie na gospodarzy. To oni w pierwszej połowie dyktowali warunki gry i kilka razy niebezpiecznie szarżowali pod polem karnym rywala. Porto początkowo nie miało żadnych argumentów, żeby przeciwstawić się bojowo nastawionym lizbończykom. Długo skutku nie przynosiła taktyka, polegająca na szukaniu za wszelką cenę Jacksona Martineza. Być może wynikało to ze słabości w środku pola, bowiem zarówno Casemiro jak i Ruben Neves wyglądali tego dnia bardzo przeciętnie. "Orły" nie rezygnowały z długich piłek do Martineza i ta konsekwencja w końcu przyniosła skutek bramkowy, tyle że reprezentant Kolumbii w 45. minucie znajdował się na pozycji spalonej.
Druga połowa należała już do gości. Po akcji przeprowadzonej prawym skrzydłem przez Danilo w 56. minucie piłkarze Sportingu sami strzelili sobie bramkę. Pechowcem okazał się Mouhamado Sarr, który próbując wybić piłkę skierował ją do siatki. Sarr mógł później mówić o szczęściu, ponieważ w jednej z kolejnych sytuacji mógł strzelić kolejną bramkę samobójczą.
Porto mogło rozstrzygnąć losy meczu na swoją korzyść, ale w pewnym momencie zabrakło kilku centymetrów. Po potężnym uderzeniu Herrery piłka uderzyła w poprzeczkę i odbiła się tuż przed linią bramkową, po czym wyszła w pole. W końcówce sprytnym strzałem piętą popisał się Jackson Martinez. Kolumbijczyk chciał pójść w ślady legendarnego piłkarza Porto, Rabaha Madjera, który uderzeniem piętą wpisał się na listę strzelców podczas finału Pucharu Mistrzów z Bayernem Monachium w 1987 roku, tyle, że po jego uderzeniu piłka trafiła w rękę jednego z obrońców rywali, czego nie dostrzegł sędzia. "Smoki" mogły więc czuć się pokrzywdzone ze względu na pomyłkę sędziego, ale z przebiegu gry remis można uznać za sprawiedliwy wynik.
Sporting Lizbona - FC Porto 1:1 (1:0)
Bramki:
1:0 - Jonathan Silva 2'
1:1 - Mouhamadou-Naby Sarr 56' (samobójcza)