menu

Poprzednie lato to tylko wspomnienie. Co z Kapustką, Krychowiakiem i całą plejadą

20 września 2017, 16:11 | Michał Skiba

Rok temu byliśmy zachwyceni transferami polskich piłkarzy. Nastała moda na Polaka, jak kiedyś na Czecha po Euro 96. Problem jest taki, że nasi zachodni sąsiedzi poszli za ciosem, a my stoimy. Kapustka i inni młodzi nie grają, a kilku czołowych piłkarzy o swoich losach zadecydowało w ostatniej chwili okienka transferowego.


fot. Fot. Wojciech Szubartowski / Polska Press

Udane Euro 2016 i „boom” na polskich piłkarzy jaki po nich nastąpił mógł zdarzyć się tylko raz. Grzegorz Krychowiak, Arkadiusz Milik, Piotr Zieliński, Kamil Glik, Bartosz Kapustka, Jakub Błaszczykowski i cała reszta zmieniła kluby za ponad sto milionów euro. Mimo że nie wszyscy spełnili oczekiwania, poprzedniego lata byli bohaterami.

Takowych zabrakło podczas minionego już okienka transferowego. Kamil Grosicki, Wojciech Szczęsny, Michał Pazdan i wspomniany Krychowiak - to jest grupa, która elektryzowała najbardziej. Gdyby zapytać każdego z osobna, czy potrzebują zmiany, odpowiedzieliby głośnym „tak”. Tymczasem Pazdan i Bordeaux nie podjęli konkretnych rozmów i cała opinia oparta na Euro 2016 i dobrych występach Legii opadła w Europie. Zabrakło determinacji. Grosicki, wbrew swoim marzeniom, pozostał w Hull City i zamiast Premier League ma tylko jej zaplecze. Krychowiak pośród paryskich gwiazd się nie odnalazł, jest za to odbudowa w mieście pod Birmingham, w ekipie West Bromwich. I tylko Szczęsny zrobił dobrze, bo on chciał do Juventusu, a Juventus zechciał jego. Sam Polak zapierał się, że nie ma w umowie zapisu o konkretnej liczbie występów, ale trener Allegri faktycznie daje mu grać.

Wszyscy wiedzieliśmy, że Krychowiak ma w PSG świetny kontrakt, na 60 tys. funtów tygodniowo nie musi narzekać Grosicki, a Szczęsny Wengera musiał zranić do żywego, bo tak należy rozumieć odpuszczenie młodego bramkarza w wiekiej formie - za małe pieniądze.

Zachłanność. To chyba pozostało polskim piłkarzom z zeszłego lata. Dwanaście miesięcy temu było euforycznie, teraz jest tragicznie. Można to nazwać letnim zejściem na ziemie. Jan Bednarek przeszedł do Southampton za sześć milionów euro. Anglicy nie wzięli Bednarka, tylko jego potencjał. Jak na razie zapewniony ma jedynie sektor VIP. Kapustka? Dostał nową szanse, pokazał się we Freiburgu w sposób taki, że trener Christian Streich ściągnął dwóch piłkarzy na jego pozycję. Drużyna jest w opłakanym stanie, na przedostatnim miejscu w tabeli, a Bartosz Kapustka i tak ma pod górkę.

Być może to nieudane sportowo młodzieżowe Euro U-21 rzuca taki szlagwort, ale liczby popierają tezę. Kownacki w Sampdorii? Nie gra. Stępiński miał wiele, by w Nantes czuć się dobrze. Udzielał się nawet medialnie po francusku. Forma jednak pikowała - jest w Chievo Werona i tam też jest rezerwowym, bo snajperem nr 1 jest legendarny już we Włoszech Giampaolo Pazzini. - Jeśli idę na wypożyczenie z Nantes do Chievo, to ląduje w piątek w Weronie i w niedzielę już muszę grać - tłumaczył Mateusz Borek, komentator Polsatu. Italia nie sprzyja również Pawłowi Dawidowiczowi. Wypożyczony z Benfiki do Palermo, głęboka rezerwa. O sile Palermo nie stanowią też Radosław Murawski, i Przemysław Szymiński, których sycylijczycy kupili latem z polskiej ekstraklasy.

Może czas zejść na ziemię. Wstrzymać „ohy i ahy” nad tymi, którzy zagrali w swojej karierze dobre 45 minut na wysokim poziomie w ważnym meczu. Czas chyba powiedzieć otwarcie, że polscy piłkarze załapali się na niebezpiecznie rosnącą świnkę-skarbonkę, którą w tym momencie rozbili szejkowie z PSG, kupując Neymara. Kibice mogą się obawiać, że jedyne co będzie w najbliższym czasie pozytywne w polskiej piłce to Robert Lewandowski i jego sukcesy oraz ranking FIFA.

Follow @Skibowy