Real - Barcelona LIVE! Futbolowy świat wstrzymuje oddech. El Clasico wchodzi na scenę
Dziś o godzinie 18:15 oczy kibiców na całym świecie będą zwrócone na Estadio Santiago Bernabeu. Na madryckim stadionie zostanie rozegrany najbardziej elektryzujący mecz na świcie - El Clasico. Kto tym razem wyjdzie zwycięsko z pojedynku pomiędzy odwiecznymi rywalami?
Na początek trzeba powiedzieć, że będzie to wyjątkowe El Clasico. Wyjątkowe nie dlatego, że obie drużyny są w nieziemskiej formie, czy ze względu na pojedynek Messiego z Cristiano Ronaldo - do takiej wyjątkowości się już przyzwyczailiśmy. Tym razem fani będą oglądać to spotkanie mając w głowie wydarzenia z Paryża i z Hanoweru. I wcale nie chodzi tu o realne zagrożenie ataku terrorystycznego, ale o strach, który zasiali w sercach fanów futbolu terroryści. Organizatorzy przygotowują się na różne scenariusze i już wiadomo, że dzisiejszy pojedynek zasłynie z największej liczby policjantów na stadionie w historii El Clasico. Na meczu ma być minimum 1000 policjantów oraz ponad 1400 osób pozostałych służb mundurowych.
O ile przez pierwszych kilka dni po zamachach w Paryżu i odwołaniu meczów w Hanowerze i Brukseli El Clasico na chwile zeszło na dalszy plan, to po kilku kolejnych dniach kibice znów zaczęli mówić tylko o jednym. A mieli o czym mówić, bo tym razem wokół piłkarzy Realu i Barcelony było bardzo głośno. Zaczęło się od sprawy zamieszania Benzemy w sekstaśmy Valbueny i telefonu zawodnika Realu, który wyciekł do mediów. Później wypłynęła informacja, że media są w posiadaniu kolejnych taśm, tym razem z udziałem Pique i Shakiry. W efekcie w ostatnich dniach mieliśmy typowy medialny burdel przed El Clasico. Nic nowego.
Do tego dochodzi jeszcze kontuzja Messiego i słabsza forma Cristiano Ronaldo, o czym można przeczytać chyba ze sto artykułów dziennie. Ronaldo strzelił, o zgrozo, tylko(!) osiem goli w 11 meczach i nie trafił do siatki już od 254 minut. Tak, słabsza dyspozycja jednego z dwójki najlepszych piłkarzy świata jest tematem, który nie schodzi z pierwszych stron gazet. Sam Portugalczyk jeszcze bardziej podkręcił atmosferę mówiąc coś na ucho Laurentowi Blancowi po meczu z PSG. Odejdzie? Nie odejdzie? To pytanie pada z ust dziennikarzy średnio co kilkanaście sekund.
TVN24/x-news
Sytuacja z Messim jest zupełnie inna, ale kontrowersji również nie brakuje. Argentyńczyk był kontuzjowany i jego występ w meczu z Realem stał pod znakiem zapytania. Piłkarz nie pojechał więc na mecze reprezentacji z Brazylią i Kolumbią, ale na dzisiejszy mecz ma już być gotowy. Co na to kibice "Albicelestes"? No cóż, mogą być oburzeni i mają do tego prawo, ale trener Gerardo Martino już oburzony nie będzie, bo trudno się pozbyć wrażenia, że został on wybrany na selekcjonera ze względu na Messiego.
Messi powrócił już po kontuzji i być może pojawi się w wyjściowym składzie, ale w Barcelonie wciąż nie są zdrowi Rafinha i Douglas. O ile nieobecność tego pierwszego można traktować jako pewne osłabienie, to ten drugi zapewne i tak nie znalazłby się w kadrze na spotkanie z Realem. Niespodzianką może być za to brak powołania dla Marca Bartry, ale to już decyzja samego Luisa Enrique. W Realu również nie ma tragedii jeśli chodzi o absencje. W dzisiejszym meczu nie zagrają kontuzjowani Nacho, Arbeloa i Czeryszew.
Należy jednak pamiętać, że tym razem Messi i Cristiano Ronaldo niekoniecznie muszą odegrać kluczowe role. W Barcelonie w fenomenalnej formie znajdują się Neymar i Luis Suarez, a w Realu liczą przede wszystkim na Jamesa Rodrigueza. Czyżby miałby to być mecz, w którym największe gwiazdy ostatnich lat zostaną odsunięte w cień?
Jakie nastroje panują w obozach obu drużyn? Rafa Benitez przed spotkaniem sprawiał wrażenie pewnego siebie. Szkoleniowiec Realu otwarcie mówił, że to jego drużyna jest faworytem w tym spotkaniu, pomimo faktu, że to Barcelona jest obecnie liderem Primera Division. Luis Enrique zapytany czy zgadza się ze słowami Beniteza, odpowiedział, że Barca jedzie do Madrytu po trzy punkty.
Podsumowując, wszystko - jak zawsze - zweryfikuje boisko. Jednak tym razem na boisku piłkarze mogą być tak samo spięci jak miało to miejsce za czasów Jose Mourinho. Na szczęście, a może na nieszczęście, tym razem na ławce zasiadają nie Mourinho i Guardiola, a Benitez i Luis Enrique. Czy znajdą oni sposób, żeby wykrzesać ze swoich piłkarzy więcej niż zwykle? Czy zdołają wprowadzić do gry jakiś element zaskoczenia? Przekonamy się po ostatnim gwizdku sędziego Davida Fernandeza.