Echa Superpucharu: Adrian jak Rocky, Lampard jest dumny
Liverpool w środę wygrał z Chelsea w rzutach karnych 5:4 (2:2 w regulaminowym czasie gry) i zdobył Superpuchar Europy. Angielska prasa chwali obie drużyny, a Jurgen Klopp porównuje bohatera meczu do słynnej postaci filmowej.
fot.
"Kolejne zwycięstwo Liverpoolu w Stambule. Mimo że bez takiego dramatyzmu jak w 2005 roku, to wydarte w ten sam sposób, bo po rzutach karnych" - pisze Jason Burt z gazety "Guardian". The Reds sięgnęli w środę po 13 europejskie trofeum w historii i 46 w ogóle, dzięki czemu wyprzedzili Manchester United i stali się najbardziej utytułowanym klubem w Anglii. W finale dwa gole zdobył Sadio Mane, ale ostatecznie bohaterem został ktoś inny.
- Co za historia. Adrian! On jest jak Rocky - mówił po meczu szczęśliwy Jurgen Klopp o bramkarzu, który obronił ostatni rzut karny w konkursie jedenastek. Golkiper dołączył do Liverpoolu zaledwie 11 dni wcześniej i miał być tylko rezerwowym dla Alissoona Beckera. Tymczasem dzięki kontuzji Brazylijczyka Adrian zagrał w finale i zapracował na swoje przysłowiowe pięć minut. W strefie wywiadów to Hiszpan był najdłużej wypytywany przez dziennikarzy, którzy nie chcieli wypuścić go do autobusu. Interweniować musiał sam Klopp, który wrócił do "mixed zony", zagwizdał na całą salę i krzyknął, że piłkarz ma natychmiast wracać, bo w weekend Liverpool gra mecz.
"ADRIAN!!!!!!!!"Of course Jurgen Klopp has gone full Rocky Balboa on us [unicode_pictographs]%F0%9F%98%82[/unicode_pictographs][unicode_pictographs]%F0%9F%8E%A4[/unicode_pictographs] @DesKellyBTS pic.twitter.com/BZzG4hNXxo— Football on BT Sport (@btsportfootball) 14 sierpnia 2019
Tak zadowolony jak Niemiec nie był po meczu Frank Lampard, choć Anglik chwalił swoich zawodników za walkę. - Szanuję Liverpool, ale czułem, że byliśmy silniejszą drużyną. Jestem wielkim przegranym, ale mimo to czuje dziś dumę - przyznał trener Chelsea. "The Blues dłuższymi fragmentami spotkania byli lepsi ale zabrakło im szczęścia i odpowiedniego przygotowania. Londyńczycy mieli też dwa dni mniej na odpoczynek niż Liverpool." - podkreśla George Bond na łamach Daily Mail.
Kibice Londyńczyków mogli poczuć w środę małe deja vu. Superpuchar - 1:1 po 90 minutach, 2:2 po dogrywce - rzuty karne i ostatnia jedenastka przestrzelona przez perspektywicznego młodego napastnika, aż wreszcie porażka. Fani The Blues przeżyli dokładnie ten sam scenariusz w 2012 roku w Superpucharze przeciwko Bayernowi Monachium, a teraz zmienili się jedynie wykonawcy. Co za ironia losu.
Po meczu sporo mówiło się o pracy sędziów, ponieważ był to pierwszy przypadek w historii, gdy kobiecy skład sędziował w finale rozgrywanym przez mężczyzn. Arbiter Stephanie i jej zespół zebrały raczej dobre recenzje - nie popełniły dużych błędów i w sprawny sposób współpracowały z sędziami VAR. Arbiter Mark Clattenburg w tekście dla "Daily Mail" napisał, że "wyznaczyły one szybkie tempo spotkania i nie popełniły błędu w kluczowym momencie, jakim było podyktowanie karnego dla Chelsea".
Stambuł znów więc był szczęśliwy dla Liverpoolu, który równie dobrze mógłby rozgrywać w Turcji swoje domowe spotkania. W środę przewaga kibiców w czerwonych koszulkach przytłaczała zarówno na ulicach miasta jak i na stadionie. Po meczu fani długo bawili się i śpiewali przyśpiewki. Fragment jednej z nich brzmi: "Od Paryża aż do Turcji, wygraliśmy bardzo dużo". I o ile po finale Ligi Mistrzów w Madrycie trzeba było zmienić na chwile tekst, to od środy znów Stambuł i Turcja jest magicznym miejscem dla The Reds.