Robert Lewandowski w swoim trzecim meczu w Barcelonie znowu bez gola. Wygląda na to, że trafi do siatki dopiero jak zagra z „9” na plecach
Robert Lewandowski zakończył amerykańskie tournee swojej nowej drużyny FC Barcelona bez gola. W trzecim występie w „Blaugranie”, tym razem przeciw zespołowi MLS - New York Red Bulls „Lewy” miał aż sześć wybornych okazji strzeleckich, ale znowu żadnej nie wykorzystał.
Trener Xavi Hernandez trzymał Polaka na murawie do 71. minuty, licząc że goleador się przełamie i wreszcie trafi do siatki. Bramki jednak ponownie zdobywali inni - najlepszy strzelec tournee w Barcelonie Ousmane „Mosquito” Dembele w 40. minucie i zmiennik Lewandowskiego - Memphis Depay w 87. minucie. Barca wygrała 2:0 i tym samym zaliczyła trzecie zwycięstwo i czwarty mecz bez porażki na swojej trasie po USA. W Red Bulls wystąpił inny polski npastnik Patryk Klimala.
[twitter]https://twitter.com/FCBarcelona/status/1553582608193388546[/twitter]
Lewandowski zagrał kolejny raz z numerem 12 i znowu „dwunastka” przyniosła mu pecha. Tym razem skrzydłowi Dembele i Raphinha stwarzali Polakowi świetne szanse, aby wreszcie wpisał się na listę strzelców. Od początku, jak w poprzednich meczach z Realem Madryt i Juventusem Turyn, Robert był aktywny i szukał swoich okazji do zdobycia bramki.
Dziesięć minut po rozpoczęciu spotkania „Lewy” po idealnym dośrodkowaniu Jordiego Alby uderzył piłkę głową obok spojenia. Chwilę później po podaniu Andreasa Christensena Polak popisał się podręcznikowym atakiem - minął zwodem dwóch obrońców i choć wszystko zrobił perfekcyjnie, znowu przestrzelił. Zaraz potem, gdy wydawało się, że piłka wyłożona jak na patelni przez Raphinhę musi już wpaść do siatki, została odbita końcem stopy przez bramkarza i Lewandowski tylko pokręcił z niedowierzaniem głową.
Przed przerwą „Lewy” miał cztery dobre okazje, a w drugiej połowie jeszcze dwie do zdobycia swojej debiutanckiej bramki w Barcy. Nowy napastnik „Dumy Katalonii” tak bardzo chciał strzelić gola, że Xavi trzymał go na boisku do 71. minuty, kiedy to opuścił plac gry przy owacji na stojąco 24 tysięcy widzów na Red Bull Arena, zastąpiony przez Depaya, który nosi na plecach „9”, przeznaczoną dla Polaka. Co nie udało się Lewandowskiemu, powiodło się Memphisowi - pod koniec spotkania zdobył bramkę, ustalając zwycięstwo „Blaugrany” 2:0. Pedri i Franck Kessie pocieszali „Lewego”, mówiąc, że prędzej czy później piłka wpadnie do siatki. A Xavi nawet pogratulował mu występu i zaagnażowania w zadaniach obronnych i konstruowaniu akcji. Ale polski snajper czuł się sfrustrowany, podobnie jak w zeszłyym sezonie zatracający skuteczność urugwajski „El Pistolero” Luis Suarez.
[polecany]23345859[/polecany]
Xavi poprosił Polaka, aby nie rozpaczał: - Gole strzelał już na treningach. Będzie strzelał i w meczach. Widzieliśmy je przez całą jego karierę. Ale nie chodzi tylko o gole, a wszystko, co wnosi. Musimy kontynuować, co zaczęliśmy. Bardzo w niego wierzę i on o tym wie. To kwestia czasu. Nie martwię się. To tylko mecze towarzyskie. Prawdziwa rywalizacja zaczyna się za dwa tygodnie, ale naciska, bardzo pomaga, wie, jak rozwiązywać sytuacje... Bardzo się cieszę, że mam go w zespole - przyznał trener Barcy.
Poza brakiem goli, LewaNO-GOLski mógł się podobać. Pomagał w defensywnie, odbierał piłkę rywalom, przecinając groźne ataki Red Bulls i schodził do środka, aby współuczestniczyć w konstruowaniu gry. Dochodził do podań, chronił piłkę ciałem podczas każdej akcji i był zawsze w idealnym miejscu i momencie przez cały swój występ.
Komentatorzy klubowej telewizji Barcy chwalili jego grę. Podkreślali, że aby zdobyć bramkę, musisz stwarzać sobie szanse i ostatecznie Xavi zyskał napastnika, który stwarza sobie takie okazje. A gole wcześniej czy później nadejdą. Lewandowski przecież nastrzelał ich już multum w swojej karierze i teraz nie zamierza przestać. To tylko kwestia czasu. Wygląda na to, że jego pierwszy gol barwach Barcelony padnie, kiedy wreszcie zagra z upragnioną „9” na plecach.