Legia Warszawa pozbędzie się trenera. Vuković zrobił swoje i... Vuković może odejść
Aleksandar Vuković obwieścił po przegranym meczu Legii z Piastem Gliwice (0:1) w lany poniedziałek, że po bieżącym sezonie przestanie pracować na Łazienkowskiej jako trener pierwszej drużyny. Niby nic nowego, powiedział bowiem to, czego większość się spodziewała, ale do końca nie miała pewności, czy „Vuko” nie będzie jednak brany pod uwagę przy wyborze trenera na przyszły sezon.
fot. Szymon Starnawski
– Ten temat wałkowany jest od jakiegoś czasu – oznajmił Vuković przed kamerami Canal+, jako gość programu Liga+Extra. – A moja przyszłość już jest jasna. I nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Dla mnie nie jest to w tej chwili aż tak istotne, bo ważne są przede wszystkim nadchodzące mecze. Do końca sezonu chcę jak najlepiej wykonać swoją pracę. Marzy mi się, by zostawić tę drużynę w zupełnie innej atmosferze i dyspozycji niż w momencie, kiedy ją obejmowałem. To dla mnie najważniejsze – przyznał.
Nawiązał też do tego, co powiedział na początku kwietnia dyrektor Legii, Jacek Zieliński, iż „Vuko” będzie pierwszą osobą, która się dowie, jaka będzie jego przyszłość w klubie. Serbski szkoleniowiec usłyszał to, czego mógł się już wcześniej domyślać, że poprowadzi Legię tylko do końca bieżących rozgrywek i opuści Łazienkowską wraz z dniem ostatniego ligowego meczu. Nie chciałby więc być dalej wymieniany jako kandydat na szkoleniowca na kolejny sezon, bo coś takiego w ogóle nie wchodzi w rachubę.
„Vuko” więc zrobił swoje i... „Vuko” może odejść. Przejął drużynę w całkowitym rozpadzie po Marku Gołębiowskim, który tymczasowo prowadził Legię po zwolnieniu Czesława Michniewicza. Mistrzowie Polski balansowali nad przepaścią, groziło im ugrzęźnięcie w strefie spadkowej i degradacja. Vuković, któremu właściciel Legii, Dariusz Mioduski, musiał nadal wypłacać pensje do końca sezonu za zerwany wcześniej kontrakt, podjął się karkołomnego zadania uratowania drużyny przed spadkiem. I wywiązał się z tego bez zarzutu. Jednak w dalszych planach Mioduskiego nie był w ogóle brany pod uwagę, najpewniej też z racji krytyki klubowych władz, jakiej dopuścił się po zamianie go na Michniewicza w poprzednim sezonie.
Właściciel Legii miał zupełnie inną wizję naprawy drużyny po Michniewiczu, która nie uwzględniała ponownego sięgnięcia po „Vuko”. Warszawian od nowego sezonu miał przejąć w pierwszej wersji Marek Papszun, ale gdy Raków Częstochowa nie zgodził się oddać swojego trenera, kolejnym „wynalazkiem” Mioduskiego okazał się Kosta Runjaić, któremu akurat wygasa kontrakt z Pogonią Szczecin.
Vuković był więc tylko wariantem zastępczym i oszczędnościowym. Przejął ponownie Legię do końca sezonu tylko dlatego, że znał drużynę, nie musiał się jej od nowa uczyć i co ważniejsze dla Mioduskiego, nie musiał znowu sięgać głębiej do kieszeni, aby awaryjnie zatrudnić nowego trenera.