menu

Gran Derbi. Real Madryt faworytem, Carlo Ancelotti posprzątał po Mourinho

20 marca 2014, 12:31 | Hubert Zdankiewicz/Polska The Times, Foto Olimpik/x-news

Carlo Ancelotti pogodził skłóconą szatnię Realu i w tym roku Królewscy imponują skutecznością. W niedzielę w El Clasico włoski szkoleniowiec będzie chciał przechytrzyć Barcelonę i Gerarda "Tatę" Martina.

Przystępujemy do El Clasico w dobrym momencie. Jesteśmy lepsi niż w poprzedniej rundzie - stwierdził Carlo Ancelotti pytany o niedzielny mecz z Barceloną (początek o 20.55, transmisja w Canal+ Sport). Włoski szkoleniowiec Realu Madryt nie gustuje - w przeciwieństwie do swojego poprzednika - w słownych prowokacjach, nie ma więc co doszukiwać się w tym choćby cienia bufonady. Eliminując z Ligi Mistrzów Manchester City i gromiąc w lidze 7:0 Osasunę Pampeluna, Messi i koledzy poprawili trochę humory katalońskim kibicom, ale to Królewscy z Madrytu będą tym razem faworytem. Nie tylko dlatego, że będą gospodarzami.

Po prostu Real jest ostatnio na fali. W dużej mierze dzięki Ancelottiemu, któremu w końcu udało się posprzątać bałagan, jaki zostawił po sobie Jose Mourinho. Nie było to łatwe, jeszcze pod koniec ubiegłego roku media spekulowały, że długo w stolicy Hiszpanii nie popracuje, bo Real miał w lidze sześć punktów straty do Barcelony. Dziś ma trzy punkty przewagi, a jeśli wygra w niedzielę, będzie miał sześć. Od początku roku Królewscy wygrali w sumie 17 spotkań i tylko dwa zremisowali, a w dwumeczu jednej ósmej finału Ligi Mistrzów wprost zdeklasowali (bilans bramek 9:2) Schalke 04 Gelsenkirchen. Grają przy tym nie tylko skuteczny, ale też ładny dla oka futbol. To akurat w przypadku Realu równie ważne jak wygrywanie.

Podsumowanie 28. kolejki La Liga: pokaz siły Barcelony przed El Clasico (WIDEO)

Rzecz jasna duża w tym zasługa fenomenalnie spisującego się Cristiano Ronaldo, który tylko w tych ostatnich rozgrywkach zdążył strzelić już 13 bramek (25 w lidze). Do jego poziomu równają jednak w końcu koledzy, nawet krytykowany jesienią Gareth Bale. Walijski skrzydłowy nie ukrywa, że duża w tym zasługa właśnie Ancelottiego. - To trener, który potrafi przekazać wszystkie swoje pomysły i daje wiarę w twoje umiejętności. Dzięki niemu jesteśmy przekonani o naszej sile i ufamy mu, że to, co robimy, jest najlepsze - mówi.

- Nie chcę porównywać go z Mourinho, bo to by nie było sprawiedliwe. Każdy trener jest inny, ma własną filozofię, osobowość i styl bycia - dyplomatycznie ocenia Sergio Ramos. On również dodaje jednak, że bardzo ceni sobie współpracę z nowym szkoleniowcem. - Jest bardzo znany dzięki swojemu CV, wszystkim wygranym trofeom i z powodu wiedzy na temat gry. Był również profesjonalnym piłkarzem, więc umie wczuć się w sytuację gracza. Ma z nami bardzo dobre relacje. Myślę, że możemy wiele się od niego nauczyć - podkreśla.

Właśnie dobra atmosfera w szatni to największa różnica w porównaniu do tego, co działo się pod koniec kadencji Mourinho, gdy do mediów co chwila trafiały przecieki o podziałach między piłkarzami i konflikcie Portugalczyka z klubową starszyzną. Wraz z przyjściem Ancelottiego to się skończyło. No prawie nikt, bo kataloński "Sport" donosił w styczniu (pytanie tylko, ile w tym prawdy) o szarpaninie i ostrej wymianie zdań pomiędzy Włochem a Alvaro Moratą.

Nie do końca zadowolony ze swojej sytuacji jest również ponoć Iker Casillas, który wrócił wprawdzie do bramki Realu (po kontuzji stał się u Mourinho numerem dwa), ale tylko na mecze w Lidze Mistrzów i Pucharze Króla. W Primera Division nadal broni Diego Lopez. Oficjalnie jednak nikt nie narzeka.

- Trudno porównywać moje poprzednie drużyny, ale mogę powiedzieć, że ten zespół ma wszystko. Doświadczenie, młodość, charakter, osobowość. Prawdopodobnie jest to najbardziej kompletna drużyna - chwali swoich podopiecznych Włoch, który - przypomnijmy - pracował w przeszłości m.in. w PSG, Chelsea i AC Milan. Z tym ostatnim zespołem wygrał nawet dwa razy Ligę Mistrzów.

W Barcelonie też dużo mówi się ostatnio i pisze o trenerze, jednak z zupełnie innego powodu. Gdy latem ubiegłego roku Gerardo "Tata" Martino przejmował zespół od chorego na raka Tita Vilanovy, wydawało się, że jest to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Tym bardziej że rekomendować na to stanowisko miał go osobiście Leo Messi.

Ostatnio hiszpańskie media obiegła jednak informacja, że Argentyńczyk odejdzie po zakończeniu sezonu. Powód? Nie czuje się dobrze w Katalonii, nie po drodze mu również z klubowymi działaczami, którzy torpedują jego pomysły na wzmocnienia zespołu. ESPN Brasil informował ostatnio, że w październiku przedstawił im listę ośmiu piłkarzy, których chciałby sprowadzić zimą na Camp Nou. Byli na niej m.in. Sergio Agüero, Neven Subotić, Ilkay Gündogan i Miroslav Klose.

Kierownictwo Barcy i otoczenie samego Martino na razie stanowczo dementują te plotki, ale nie można wykluczyć, że są to tylko wymysły dziennikarzy. Tym ważniejsze dla jego przyszłości w Katalonii będzie w tej sytuacji niedzielne spotkanie.

Polska The Times


Polecamy