menu

"Czeski Messi" - Vaclav Pilar

19 czerwca 2012, 17:08 | Paweł Kucharski/Gazeta Wrocławska

Strzelił jedyną bramkę dla reprezentacji Czech w przegranym 1:4 meczu z Rosją. Trafił też przeciwko Grecji, kiedy jego zespół podnosił się z kolan i rozpoczynał marsz do ćwierćfinału Euro 2012. W spotkaniu z Polską na listę strzelców się nie wpisał, ale i tak był jednym z najlepszych na boisku.

Łukasz Piszczek jeszcze długo będzie pamiętał, w jak dziecinny sposób ogrywał go niepozorny lewoskrzydłowy drużyny czeskiej. Vaclav Pilař, bo o nim mowa, to jedno z odkryć trwających mistrzostw Europy. Piłkarz udowadnia, że łatka "czeskiego Messiego" nie przylgnęła do niego bez powodu.

Pilař urodził się 13 października 1988 roku w niewielkiej miejscowości Chlumec nad Cidlinou. Przygodę z piłką zaczął w drużynie z Novego Bydžova, ale już jako nastolatek trafił do FC Hradec Kralove, największego klubu w regionie. Gdy osiągnął pełnoletność, był podstawowym zawodnikiem zespołu. W sezonie 2010/2011 zadebiutował w czeskiej ekstraklasie. Rok później został kupiony przez ówczesnego mistrza Viktorię Pilzno. Spisywał się bardzo dobrze, zarówno w rodzimej Gambrinus Lidze, jak i w Lidze Mistrzów przeciwko takim tuzom, jak Barcelona czy Milan. Imponował przede wszystkim szybkością, dobrym dryblingiem, techniką, a także uderzeniem z dystansu. Już wtedy zaczęto o nim mówić "Messi z Czech".

- To określenie jest bardzo miłe i pochlebia mi, ale Leo Messi jest tylko jeden. Na mnie tak mówią pewnie tylko ze względu na wzrost - śmieje się Pilař, który mierzy 170 centymetrów. Dokładnie tyle samo, co reprezentant Argentyny i zdobywca trzech Złotych Piłek w plebiscycie France Football.

Po pół roku gry w Viktorii Pilzno Pilař wpadł w oko trenerowi Felixowi Magathowi. Działacze VfL Wolfsburg również byli zainteresowani czeskim skrzydłowym i już w styczniu br. podpisano z nim kontrakt. Jednak zielony trykot ósmego zespołu Bundesligi przywdzieje dopiero po zakończeniu Euro.

- Kiedy przyszła propozycja z Wolfsburga, bardzo chętnie z niej skorzystałem. Gra w Bundeslidze to dla mnie duże wyzwanie i szansa na to, by stać się lepszym piłkarzem. Wiem, że będzie duża rywalizacja, ale mam nadzieję, że trener Felix Magath ogląda nasze mecze na Euro - żartuje Pilař. W Niemczech powinno być mu raźniej ze względu na obecność w klubie Jana Polaka (nie został powołany do kadry na Euro) i Petra Jiračka.

Przed rozpoczęciem polsko-ukraińskich mistrzostw Europy Pilař wyceniany był na dwa miliony euro. Nieoficjalnie mówi się, że Wolfsburg musiał za niego zapłacić kwotę o połowę mniejszą, co nie byłoby problemem nawet dla czołowych polskich klubów. Dziś jednak wartość lewoskrzydłowego z Czech mocno poszło w górę, a on sam trafił do notatników wielu menedżerów z najmocniejszych lig Starego Kontynentu.
- Nie żałuję, że związałem się z Wolfsburgiem. Dla mnie ważne jest, że to im zależało na moim transferze. Stoi przede mną duża szansa. Nie interesuje mnie to, co mogłoby być - stwierdza.

Tak czy inaczej głowy Pilařa nie zaprzątają teraz myśli o grze w Bundeslidze. Najważniejszy jest ćwierćfinałowy mecz z Portugalią (czwartek, Stadion Narodowy w Warszawie). Czesi liczą, że powtórzy się historia z roku 1996. Wtedy to nasi południowi sąsiedzi pokonali w 1/4 finału piłkarzy z Półwyspu Iberyjskiego 1:0 po bramce Karela Poborsky'ego. Pilař miał wówczas osiem lat.

- Doskonale pamiętam tamten mecz. Oglądałem go na żywo, a później był wiele razy powtarzany w telewizji. To była wspaniała chwila. Poborsky strzelił piękną bramkę lobem - wspomina i od razu przechodzi do teraźniejszości. - Moim marzeniem było zagrać przeciwko Portugalii. W ich zespole jest mnóstwo gwiazd i indywidualności. Nie jesteśmy faworytem, ale jeśli uda nam się zagrać tak, jak w drugiej połowie z Polską, to mamy szansę wygrać.

Osiem lat temu na Villa Park przeciwko Portugalii zagrał m.in. Vladimir Šmicer. Dziś jest on menedżerem reprezentacji Czech. Jak mówi, jego młodsi koledzy są w stanie awansować do półfinału. - Mamy duży szacunek dla rywali, bo Portugalia to bardzo dobry zespół. My jednak musimy być przekonani o swojej wartości. Nie wyszliśmy z grupy A przez przypadek czy zbieg szczęśliwych okoliczności. Zasługiwaliśmy na to. Zagramy bez presji. Nasi piłkarze mogą napisać nową historię występów Czechów na Euro - stwierdził Šmicer, który jeszcze nie tak dawno wspólnie z Jerzym Dudkiem i Liverpoolem świętował triumf w Lidze Mistrzów.

Jest bardzo prawdopodobne, że w czwartek Czesi znów będą musieli radzić sobie bez kontuzjowanego Tomaša Rosickiego. Czy rolę lidera zespołu przejmie zatem Pilař? - Jestem dumny ze swoich goli i dobrej gry na tych mistrzostwach. To jednak zasługa ciężkiej pracy całego zespołu. Cieszę się, że to mi dwa razy przypadło być tym, który wykańcza akcje i strzela bramki. My jesteśmy drużyną - odpowiada sam zainteresowany.

Przed bojem z Portugalią Czesi mają tylko jedno zmartwienie. Chodzi o to, że spotkanie odbędzie się w Warszawie. - Gdyby była taka możliwość, to chętnie przeniósłbym ten mecz do Wrocławia - śmieje się Pilař. Przypomnijmy, że w stolicy Dolnego Śląska nasi południowi sąsiedzi mają swoją bazę, a na Stadionie Miejskim rozegrali wszystkie mecze grupowe. Na wczorajszym treningu przy Oporowskiej co prawda wielu kibiców nie było, ale ci, którzy przyszli, zgotowali piłkarzom Michala Bilka gorącą owację. Nawet mimo faktu, że ci przecież wyrzucili za burtę biało-czerwonych.

- Jesteśmy zachwyceni polskimi kibicami. W hotelu, na ulicach wszyscy są dla nas bardzo serdeczni. Dziękuję im za atmosferę, jaką stworzyli. Moim życzeniem było, żeby z grupy A oprócz nas awans wywalczyli także współgospodarze Euro. Szkoda, że przed naszym ostatnim meczem taka sytuacja nie była już możliwa - mówił Pilar.

Tymczasem w czeskim obozie zapanowała moda na... zarosty. A wszystko przez zakład, jakiego podjęli się piłkarze, trenerzy i inne osoby towarzyszące kadrze. Dopóki zespół będzie w turnieju, nikt nie ma prawa się golić. - Kto się wyłamie, będzie musiał płacić karę. Nie są to jednak duże kwoty. Tu chodzi przede wszystkim o zasady. Te są dla nas najważniejsze, dlatego nikt się nie goli - tłumaczy Pilar.

- Na razie nie wyglądam jeszcze źle, ale mam nadzieję, że za jakiś czas będzie z tym znacznie gorzej - dodał z uśmiechem na ustach Šmicer.

Czytaj także: Oto nagroda dla Czechów za wygrany mecz z Polską [ZDJĘCIA]

Gazeta Wrocławska