menu

Lechia rozniosła grające w "9" Podbeskidzie! Wbiła pięć goli, a mogła jeszcze więcej [RELACJA, ZDJĘCIA]

13 lutego 2016, 19:52 | Jacek Czaplewski

Znakomity debiut trenerski Piotra Nowaka w Lechii. Gdański zespół pod jego wodzą rozgromił Podbeskidzie Bielsko-Biała 5:0 (0:0). Pomogła nowa ofensywna taktyka i to, że „Górale” przez końcówkę pierwszej połowy i całą drugą musieli biegać w dziewiątkę.

Lechia Gdańsk - Podbeskidzie
fot. Karolina Misztal / Polska Press
Lechia Gdańsk - Podbeskidzie
fot. Karolina Misztal / Polska Press
Lechia Gdańsk - Podbeskidzie
fot. Karolina Misztal / Polska Press
Lechia Gdańsk - Podbeskidzie
fot. Karolina Misztal / Polska Press
Lechia Gdańsk - Podbeskidzie
fot. Karolina Misztal / Polska Press
Lechia Gdańsk - Podbeskidzie
fot. Karolina Misztal / Polska Press
1 / 6

Lechia po raz pierwszy na bursztynowym stadionie, a gra na nim od przeszło czterech lat, wyszła w ustawieniu 3-5-2. To pomysł trenera Nowaka - wedle niego najlepszy do wydobycia potencjału piłkarzy i zadowolenia wymagającej publiczności. Cały styczeń zespół szlifował więc nowy schemat. Najpierw na obozie w Turcji, potem podczas treningów w Gdańsku. Próbą generalną był ostatni sparing przed wznowieniem ligi – z Zawiszą Bydgoszcz. Lechia wygrała go 2:0. Nowak nie krył zadowolenia i z wyniku, z i realizacji założeń taktycznych.

Prawdziwym testem dla nowego sposobu gry Lechii było jednak dzisiejsze spotkanie. Wymarzonym można rzec, bo Podbeskidzie nie dość, że zamyka tabelę, to jeszcze traci w lidze najwięcej bramek (35 w 21 meczach). Gdańszczanie wyszli w ataku z Grzegorzem Kuświkiem i debiutującym Flavio Paixao. Jego brat bliźniak Marco znalazł się poza kadrą meczową. Ten los podzielił również podstawowy stoper, Gerson (zagrał za niego Mario Maloca).

Lechiści od początku częściej wymieniali piłkę od „Górali”. Jakoś to jednak nie przekładało się na sytuacje. Pierwszą klarowną stworzyli sobie zresztą rywale. W 11 minucie po złym wyprowadzeniu przez bramkarza Marko Maricia bliski jego przelobowania był Damian Chmiel. Potem jeszcze, w 30 minucie, po rzucie wolnym bitym przez Adama Mójtę piłka trafiła w poprzeczkę.

Kibice Lechii po raz pierwszy zwątpili wtedy w zawodników i nową taktykę (zupełnie niesłusznie). Zaczęli skandować: Lechia grać, k… mać! Pięć minut później wiarę próbował przywrócić im Flavio Paixao. Doszedł do stuprocentowej sytuacji, złożył się do strzału, ale kopnął wysoko nad poprzeczką.

Podbeskidzie od tamtej pory grało bardzo zachowawczo. I przede wszystkim agresywnie. Otóż jeszcze przed zejściem do szatni na przerwę straciło… dwóch zawodników! To był najważniejszy moment meczu. Najpierw za dwie żółte kartki z boiska wyleciał Kohei Kato, a potem krótko po nim za to samo kapitan Marek Sokołowski. Obóz Podbeskidzia wściekał się na sędziego Daniela Stefańskiego, prosił go o zmianę decyzji, ale nie przyniosło to żadnego rezultatu.

Bielszczanie tak naprawdę to sami siebie skazali na grę w dziewiątkę przez całą drugą połowę. Długo tego zresztą nie wytrzymali. W 48 minucie piłkę ręką we własnym polu karnym dotknął Adam Deja. Do rzutu karnego podszedł Sebastian Mila i strzałem w prawy róg wyprowadził Lechię na prowadzenie. To pierwszy gol doświadczonego pomocnika w tym sezonie i także pierwszy na stadionie w Gdańsku w biało-zielonych barwach. Wcześniej trafiał na nim tylko w koszulce Śląska Wrocław.

Lechia poczuła absolutny luz. Posypały się więc kolejne bramki. W 59 minucie było już 4:0! Do siatki trafili kolejno: Mario Maloca, Grzegorz Kuświk, Milos Krasić. Szczególnie gol Kuświka był nadzwyczajnej urody. Napastnik, w którego zdążono już sześć razy zwątpić, przymierzył zza pola karnego niemal w okienko.

Widownia zaczęła śpiewać: jeden, dwa, trzy, cztery – mało! Prośby zostały wysłuchane. W końcówce wynik na 5:0 ustalił Sławomir Peszko. To jego pierwsza bramka w Lechii. Czekał na nią piętnaście spotkań.


Polecamy