Dwa gole Surdykowskiego nie dały Bytovii pukntu w wyjazdowym meczu z GKS Tychy
Zwycięstwem gospodarzy zakończył się mecz 11. kolejki 1. ligi w Jaworznie. Przed przerwą prowadzenie GKS-owi dał Maciej Kowalczyk, ale po przerwie goście z Bytowa ukłuli dwa razy. Ostatnie słowo należało jednak do tyszan, którzy zwycięskie trafienie na 3:2 zapewnili sobie w doliczonym czasie gry.
fot. Polskapresse
Mecz w Jaworznie od pierwszych minut był prowadzony na wysokiej intensywności, zawodnicy obu ekip nie odpuszczali żadnego zagrania, czego efektem była zmiana już w 5. minucie kontuzjowanego Mariusza Zganiacza.
Cztery minuty później padła pierwsza bramka. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Wojciecha Trochima fatalną interwencją popisał się bramkarz Bytovii, który nieudanie próbował łapać piłkę, z czego skrzętnie skorzystał Maciej Kowalczyk pakując futbolówkę z najbliższej odległości do bramki rywali.
W kolejnych minutach dość dużą przewagę mieli zawodnicy GKS-u Tychy, ale nie potrafili tego udokumentować drugą bramką. Bytovia natomiast groźnie kontrowała i dwukrotnie mogło to skończyć się bramką, jednak dużą przytomnością umysłu popisywał się Piotr Misztal, który za każdym razem wychodził zwycięsko z pojedynków z rywalami. Zatem do przerwy nie było więcej goli.
W drugiej części meczu inicjatywę przejęła Bytovia. Goście coraz poważniej zaczęli zagrażać bramce Misztala. O ile w 54. minucie bramkarz tyszan jeszcze zdołał wybić na rzut rożny uderzenie z dystansu, o tyle w 68. minucie nie miał już żadnych szans przy wrzutce z rzutu wolnego Michała Jakóbowskiego, którą w polu karnym tyszan przeciął Janusz Surdykowski doprowadzając do wyrównania.
Minęły zaledwie trzy minuty, a Bytovia stanęła przed szansą na objęcie prowadzenia. Jeden z graczy tyskiej drużyny faulował we własnym polu karnym zawodnika gości i sędzia musiał podyktować rzut karny. Jedenastkę pewnie na bramkę zamienił Surdykowski i Bytovia prowadziła 2:1.
To jednak nie był koniec emocji w Jaworznie. Zaledwie trzy minuty później padła kolejna bramka. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Marcina Wodeckiego najlepiej w polu karnym gości zachował się Mateusz Bukowiec i strzałem głową pokonał bramkarza rywali doprowadzając do remisu.
Trwała wymiana ciosów i gdy wydawało się, że mecz ostatecznie zakończy się remisem, w drugiej minucie doliczonego czasu gry Łukasz Wróbel tak niefortunnie interweniował we własnym polu karnym przy próbie wybicia piłki, że wpakował futbolówkę do własnej bramki, czym wprawił w ekstazę piłkarzy i cały sztab trenerski GKS-u Tychy.
Chwilę później arbiter zakończył spotkanie i tyszanie mogli cieszyć się z drugiego zwycięstwa w tym sezonie. Za tydzień podopieczni Przemysława Cecherza zagrają z Pogonią Siedlce, natomiast Bytovia zmierzy się z Arką Gdynia.