menu

Dużo emocji na Selhurst Park, Sunderland ogrywa Crystal Palace

3 listopada 2014, 23:15 | Damian Wiśniewski

Wyjazdowym zwycięstwem 3:1 nad Crystal Palace zakończyli tę kolejkę Premier League piłkarze Sunderlandu. Dla gości dwukrotnie trafił Steven Fletcher, raz Jordi Gomez. Dla gospodarzy samobójczego gola strzelił Wes Brown.

Pierwsza połowa zaczęła się od mocnego uderzenia gości i, niestety, katastrofalnego błędu arbitra. Ale po kolei. Już w pierwszej minucie Fraizer Campbell indywidualnie wdarł się w pole karne Sunderlandu, ale tam z pozoru przegrał pojedynek z bramkarzem. Powtórka pokazała jednak, że zawodnik Crystal Palace został ewidentnie faulowany w szesnastce przez Verginiego i podopieczni Neila Warnocka powinni dostać rzut karny, a argentyński obrońca wylecieć z boiska z czerwoną kartką.

Pierwsze minuty to ogólnie okres przewagi gospodarzy. Swoimi szybkimi atakami łatwo przedostawali się oni pod pole karne gości, ale za każdym razem czegoś im brakowało. Albo to było ostatnie dokładne podanie, albo lepsze wykończenie. Czarne Koty z kolei coraz bardziej się rozkręcały i z minuty na minutę wyglądały lepiej.

Kilkakrotnie udało im się zbliżyć pod bramkę Speroniego i jedne z takich podejść zakończyło się zdobyciem gola. Patrick van Aanholt w 31. minucie gry świetnie dośrodkował z lewej strony boiska, a w polu karnym Steven Fletcher zgubił krycie Brede Hangelanda i ładnym strzałem głową nie dał szans bramkarzowi.

Do końca pierwszej połowy strzałów nie brakowało, ale najbliżej trafienia był Vergini, którego mocny strzał genialnie obronił jednak Speroni.

Nie zabrakło też kolejnego błędu arbitra. W 33. minucie gry Patrick van Aanholt ewidentnie faulował we własnej jedenastce Wilfrieda Zahę, ale sędzia nie zdecydował się na podyktowanie rzutu karnego. Pech chciał, że Holender doznał przy tym wejściu kontuzji i musiał przedwcześnie opuścić murawę. Jego miejsce zajął Wes Brown.

Początek drugiej połowy wyglądał, jak pierwsze minuty jej poprzedniczki. Znów zdecydowanie dominowali gospodarze, którzy raz po raz powinni zdobywać bramki. Ta sztuka udała się dziesięć minut po wznowieniu gry. Zaha świetnie zakręcił obrońcami na lewej stronie, dośrodkował w pole karne, a tam po sporym zamieszaniu do własnej bramki piłkę skierował wprowadzony z ławki Brown.

Czarne Koty były w dość sporym szoku i przez jakiś czas nie potrafiły się z tego otrząsnąć. Po kilku minutach odrętwienie jednak minęło i Vergini znów mógł pokonać bramkarza. Jego argentyński rodak był jednak tego dnia wyśmienicie dysponowany (podobnie jak jego kolega z drugiej strony) i znów popisał się fenomenalnym refleksem.

Mecz był szybki, żywy. Momentami może brakowało jakości w grze, ale poziom emocji był ogromny. Crystal Palace może żałować, że w tym świetnym okresie tuż po przerwie nie potrafiło zdobyć gola, bo później było tylko gorzej. Najpierw ładnym strzałem tuż sprzed pola karnego na ponowne prowadzenie swoją ekipę wyprowadził Jordi Gomez.

Następnie w 87. minucie gry za dwie zasłużone żółte kartki z boiska wyleciał kapitan zespołu Neila Warnocka, Mile Jedinak. Arbibter doliczył pięć minut do drugiej połowy, ale to wcale nie podziałało na korzyść gospodarzy. W piątej minucie doliczonego czasu gry fatalny błąd przed własną szesnastką popełnił Jason Puncheon i piłka trafił do Bridcutta. Ten podał następnie do Stevena Fletchera, a on ładnym strzałem zewnętrzną częścią stopy nie dał szans bramkarzowi.

Sunderland zwyciężył i wydostał się ze strefy spadkowej, ale cieniem na ten wynik kładzie się postawa arbitra. Gdyby nie fatalne błędy Phila Dowda, to nie wiadomo, czy Czarne Koty zgarnęłyby trzy oczka.