menu

Warszawa czeka na wielki finał Ligi Europy

26 maja 2015, 19:08 | Tomasz Dębek/AIP

W środę o 20.45 na Stadionie Narodowym Sevilla zagra z Dnipro w finałowym meczu Ligi Europy. Zespół Grzegorza Krychowiaka jest faworytem, ale Ukraińcy sprawili już wiele niespodzianek.

W środę na Stadionie Narodowym zostanie rozegrany finał LE
W środę na Stadionie Narodowym zostanie rozegrany finał LE
fot. BARTEK SYTA/POLSKA PRESS

Dopóki w Polsce nie odbędzie się finał Ligi Mistrzów, środowy mecz będzie bezapelacyjnie największym wydarzeniem w piłce klubowej, które zorganizowano nad Wisłą. Transmisje telewizyjne w ponad stu krajach, kibice z całego świata (bilety zakupiły osoby z 91 krajów), ponad 50 tysięcy fanów na trybunach, a na boisku dwie najlepsze drużyny tej edycji Ligi Europy – poza Euro 2012 w Polsce nie było piłkarskiego wydarzenia na taką skalę.

– Emocje sięgają zenitu. Jesteśmy szczęśliwi nie do opisania, finał i atmosfera wokół niego robią na nas wielkie wrażenia. Uczynimy wszystko co w naszej mocy, by wypaść jak najlepiej – zapowiada Rusłan Rotań, pomocnik Dnipro i reprezentacji Ukrainy.

Awans zespołu z Donbasu do finału LE jest wielką sensacją. Jedyną gwiazdą z prawdziwego zdarzenia jest tam Jewhen Konoplanka, łączony od dłuższego czasu z czołowymi klubami Premier League i Serie A. Pozostali zawodnicy to w większości Ukraińcy, którzy nie sprawdzili się w Dynamie Kijów i Szachtarze Donieck. Podbój Europy klubowi skomplikowała też sytuacja polityczna na Ukrainie. Przed wojną rok temu uciekł trener Juande Ramos, który pracował z drużyną od 2010 roku. Przez cały sezon w LE Dnipro grało na wyjeździe. Ze względów bezpieczeństwa podejmowali gości w Kijowie, prawie 500 kilometrów od Dniepropietrowska.

Mimo tylu przeszkód zespół Myrona Markewicza potrafił wyeliminować m.in. Olympia-kos Pireus, Ajax Amsterdam, Club Brugge czy Napoli. – Gdyby ktoś na początku sezonu powiedział że zagramy w finale, potraktowałbym to jako żart. Zdecydowanie tego nie planowaliśmy (śmiech). Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. Po meczu z Olympiakosem w 1/8 finału wiedziałem, że stać nas co najmniej na półfinał – przekonuje 64-letni trener Dnipro.

Na drodze do największego sukcesu w historii klubu Ukraińcom stoi faworyzowana Sevilla. Za złotówkę postawioną na wygraną Dnipro można zarobić u bukmacherów sześć-siedem, na Hiszpanów – 50-60 groszy. Drużyna z Donbasu potwierdziła jednak już, że potrafi radzić sobie z rywalami prezentującymi styl z Półwyspu Iberyjskiego. Choćby w półfinałach z Napoli trenowanym przez Rafę Beniteza. Sevilli powinno grać się łatwiej dzięki murawie specjalnie sprowadzonej z Niemiec – polska nie spełniła wymagań UEFA.

Ewentualny sukces drużyna Dnipro chce zadedykować rodakom cierpiącym z powodu działań wojennych. – To, co ma miejsce się w Donbasie, nie jest dobre dla kraju. Zagramy dla Ukrainy, reprezentujemy nasz naród. Będziemy zwarci i gotowi od pierwszego gwizdka – zapowiada Walerij Fedorczuk. – Wielu ludzi przez wojnę brakuje choćby drobnych radości. Mam nadzieję że wygramy i dodamy im w ten sposób trochę sił oraz nadziei – dodaje Rotań.

Ukraińscy piłkarze pomogli kibicom, którzy chcieli obejrzeć mecz na żywo. Dołożyli się do biletów, pokryli też część kosztów podróży. Podobnie postąpiły władze klubu z Andaluzji – aby do Polski wybrało się jak najwięcej fanów, dofinansowali im zakup wejściówek i biletów lotniczych. Wydali na to ok. 1,4 mln euro.

Oba kluby liczą na wsparcie polskiej publiczności. Dla Sevilli gra Grzegorz Krychowiak, który apelował do polskich kibiców by przyszli na Narodowy jak zwykle, w biało-czerwonych barwach. – Warszawa jest bliżej Dniepropietrowska niż Sewilla, poza tym jesteśmy sąsiadami. Chcielibyśmy, żeby Polacy dopingowali nam – podkreśla Fedorczuk.

Polska The Times


Polecamy