menu

Liga chorwacka. Nenad Bjelica: Już nie cirkus i skandaloza, tylko kolejne mistrzostwo Chorwacji

25 kwietnia 2019, 11:35 | Kaja Krasnodębska

Nenad Bjelica w niecały rok po objęciu Dinama Zagrzeb świętuje drugi mistrzowski tytuł z tym klubem. Na koncie ma też Puchar Chorwacji i występ w 1/8 finału Ligi Europy. W głowie frustrację, że w Polsce z Lechem nie udało się wygrać nic.


fot. Grzegorz Dembinski

Wtorkowa wygrana 2:0 z NK Osijek zapewniła Dinamu Zagrzeb awans do finału krajowego pucharu. Pewne zwycięstwo nad niżej ocenianym rywalem sprawiło, że ekipa ze stolicy Chorwacji wciąż ma o co grać w tym sezonie. Po odpadnięciu z rozgrywek Ligi Europy (przegrana w 1/8 z Benficą Lizbona) jedynym celem stał się krajowy dublet. Tylko katastrofa mogłaby sprawić, że podopieczni Nenada Bjelicy nie odniosą sukcesu.

W finale Pucharu Chorwacji, zaplanowanym na 22 maja na godzinę 20 w Puli, zmierzą się bowiem z wiceliderem 1. HNL HNK Rijeką, z którą w marcu wygrali zresztą 3:1. W całej tamtejszej ekstraklasie nie ma zespołu niepokonanego przez zagrzebian w obecnych rozgrywkach. W 30 kolejek odnieśli aż 25 ligowych zwycięstw i dokładając do tego zaledwie jedną porażkę (w listopadzie przegrali na wyjeździe 0:1 właśnie z Rijeką), nie jest zaskoczeniem, że mistrzowski tytuł mają już zapewniony. Tytuł fetowali w ten weekend, na sześć kolejek przed zakończeniem sezonu. To 20. mistrzostwo kraju w historii Dinama. Całości dopełniło skromne zwycięstwo z walczącym o utrzymanie Slavenem Koprivnica. W wyjściowym składzie zagrzebian na to spotkanie znalazł się Damian Kądzior.

Polak dołączył do Dinama latem, z polecenia Nenada Bjelicy. Chorwacki szkoleniowiec reprezentanta kraju chciał mieć w swojej drużynie jeszcze jako trener Lecha. Po zmianie klubu nie ustał w próbach sprowadzenia pomocnika do siebie i wraz z klubem zaproponował mu kontrakt do czerwca 2021 roku. Jak na razie Kądzior nie ma powodów, by żałować tej decyzji. Podczas gdy jego były klub - Górnik Zabrze marzy o pozostaniu w Lotto Ekstraklasie na kolejny rok, on jest podstawowym zawodnikiem mistrza Chorwacji. Jak dotąd w lidze zanotował 25 występów, które uświetnił czterema bramkami. Zagrał też w eliminacjach Ligi Mistrzów czy Lidze Europy. Już teraz może być pewien kolejnych spotkań w europejskich pucharach w przyszłym sezonie.

Żałować mogą włodarze poznańskiego Lecha, którzy niespełna rok temu, bo 10 maja 2018 roku, zdecydowali się rozstać z chorwackim szkoleniowcem. W Poznaniu pracował kilkanaście miesięcy, z polskim klubem związał się pod koniec sierpnia 2016. Początkowo zbierał świetne oceny, zwłaszcza za szybko opanowany język, później wraz z gorszymi wynikami skończyła się cierpliwość dziennikarzy, kibiców czy w końcu osób decyzyjnych w Kolejorzu. Trudno się dziwić, za jego kadencji Lech nie dopisał sobie żadnego tytułu. Jak przyznał sam Bjelica w wywiadzie z Jakubem Radomskim z „Przeglądu Sportowego”, nadal odczuwa frustrację z tego powodu. - Myślę jednak, że swoją pracą przed objęciem Lecha i teraz, prowadząc Dinamo, pokazałem, że Nenad Bjelica jest bardzo dobrym trenerem - mówił w rozmowie przeprowadzonej w styczniu. Już wtedy mógł się domyślać, że kilka miesięcy później będzie cieszył się z mistrzostwa Chorwacji.

Dla niego to już drugi taki tytuł w karierze, pierwszy kiedy może być dumny tylko z siebie. Mistrzostwo w rodzimej lidze zapisano mu również za zeszły sezon, ale wówczas objął zagrzebian dopiero w samej końcówce sezonu. Po zwolnieniu z Kolejorza bez pracy pozostawał zaledwie pięć dni. Później zgodził się przyjąć ofertę już wcześniej składaną mu przez Dinamo i poprowadził nowy zespół w ostatnich meczach 1. HNL oraz kluczowych starciach Pucharu Chorwacji.

Bjelica może pochwalić się także kilkoma sukcesami w niższych ligach austriackich. Przed Lechem pracował bowiem w Wolfsberger AC, Austrii Wiedeń czy włoskiej Spezii Calcio. Z żadnym z tych klubów nie odnosił jednak takich sukcesów jak teraz. Oprócz Kądziora pomagają mu w tym także dwaj inni byli piłkarze Lecha: Emir Dilaver oraz Mario Situm. Drugi z nich, podobnie jak Bjelica w Polsce, nie pokazał pełni swojego potencjału.

Za „cirkus i skandalozę” zapamiętany w naszym kraju, w Zagrzebiu już przeszedł do historii, awansując do 1/8 finału Ligi Europy. W kolejnym sezonie może zajść w niej jeszcze dalej. Awans do europucharów ma już zapewniony.


Polecamy