menu

Czerwona kartka Linettego załatwiła Lecha. Bazylea znowu ograła mistrza Polski [RELACJA]

1 października 2015, 20:48 | Kaja Krasnodębska

FC Basel odniosło trzecie zwycięstwo nad Lechem Poznań w obecnym sezonie w europejskich pucharach. Mistrz Polski nie istniał po tym, jak głupią czerwoną kartkę na początku drugiej połowy zobaczył Karol Linetty.

Takich wyników, jak w tym sezonie, kibice Kolejorza nie spodziewali się w najgorszych koszmarach. Ich ulubieńcy zawodzą na wszystkich frontach - i to nie tylko słabymi wynikami, ale także mierną boiskową postawą. Od jakiegoś czasu w Poznaniu wszyscy czekają na przełamanie. Czy przyniósł je mecz z FC Basel? Motywacje piłkarzy na pewno były ogromne, tylko czy wystarczyły na pokonanie tak mocnej europejskiej firmy?

Zaczęło się bardzo niepozornie. Oba zespoły czaiły się w środku boiska i piłka podróżowała krótkimi podaniami między zawodnikami obu drużyn. Gra z obu stron wyglądała niezwykle spokojnie. Drużyny poznawały siebie i swoje dzisiejsze możliwości. Nie minął kwadrans, a coraz bardziej uwidaczniała się przewaga gospodarzy. Zaczęli nacierać w pole karne Lecha, tworząc sobie coraz groźniejsze sytuacje. Ich mnogość nie przełożyła się jednak na gole. Poznaniacy bowiem bardzo skutecznie się bronili. Do defensywy przeszła cała drużyna, a obrońców szczególnie skutecznie wspierał Dariusz Formella.

Z pierwszą akcją podopieczni Macieja Skorży nieśmiało wybiegli dopiero w 24. minucie. Do przodu pociągnął Darko Jevtić. Prawą stroną minął rywali, ale nie zdołał oddać celnego strzału. Poza tą sytuacją, nadal atakowali gospodarze. Przed szansami stawali Breel Embolo i Birkir Bjarnason, ale nie zdołali pokonać nieźle spisującego się Macieja Gostomskiego.

Przed drugą częścią gry Maciej Skorża dokonał pierwszej roszady co jednak nijak nie wpłynęło na zmianę obrazu gry. W miejsce niewidocznego Dawida Kownackiego na boisko wbiegł Kasper Hamalainen. Fin, razem z Darko Jevticiem i Dariuszem Formellą usiłowali stworzyć coś na połowie rywali, ale nie zdołali nawet skonstruować niczego co zwróciłoby uwagę kibiców. To udało się Karolowi Linettemu, który mając już na koncie jedną żółtą kartkę w środku boiska brutalnie sfaulował Birkira Bjarnassona. Arbiter nie wahał się ani chwili i wyrzucił młodego reprezentanta Polski z murawy. W rezultacie na 40 minut przed końcem gry, poznaniacy pozostali na boisku w dziesięciu.

Na reakcje piłkarzy z Bazylei nie trzeba było długo czekać. Długie podanie Waltera Samuela sprytnie odebrał Birkir Bjarnason, wyminął Marcina Kamińskiego i umieścił piłkę w siatce.

Stracony gol zdecydowanie nie dodał lechitom skrzydeł. Właściwie w ogóle nie zmienił ich boiskowej postawy. Niby próbowali coś skonstruować, starali się wpadać na połowę gospodarzy, ale grając w dziesiątkę z mocniejszym rywalem, nie byli w stanie nic zrobić. Nie oddali nawet jednego celnego strzału na bramkę, nie myśląc nawet o golu. Większych ambicji na bramkę nie pokazywali także Szwajcarzy. Mając przewagę nie bywali zbyt często pod bramką Macieja Gostomskiego.

Pod sam koniec spotkania do gry wreszcie obudzili się poznaniacy. Kasper Hamalainen wraz z Dariusze Formellą stworzyli parę sytuacji, a Tamas Kadar popisał się całkiem celnymi dośrodkowaniami w pole karne. Podopiecznym Macieja Skorży udało się oddać nawet strzał na bramkę - głową szczęścia szukał Paulus Arajuuri. Żadne z tych poczynań nie wpłynęły jednak na końcowy rezultat.

Wynik został zmieniony przed gospodarzy w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry. Defensorzy Lecha najwyraźniej czekali już na ostatni gwizdek i bardzo liberalnie wpuścili Breela Embolo we własne pole karne. Paulus Arajuuri oraz Tamas Kadar po prostu stanęli i przyglądali się poczynaniom przeciwników. Maciej Gostomski był blisko udanej interwencji, ale piłka zatrzepotała w siatce Kolejorza po raz drugi.


Foto Olimpik/x-news


Polecamy