menu

Weteran przedłuża nadzieje Słowaków na Ligę Mistrzów. Remis Slovana z BATE

20 sierpnia 2014, 22:37 | Jakub Podsiadło

Nie byli ligowcy z polskich boisk, a Robert Vittek przesądził o wyniku środowego starcia Slovana Bratysława z BATE Borysów - za sprawą doświadczonego snajpera Słowacy wyszarpali remis 1:1 (0:1). Byłemu lechicie Siergiejowi Kriwcowi została asysta i nadzieje na awans po rewanżu na Białorusi.

Bratysławskie Pasienky nie widziały takich tłumów od blisko czterdziestu lat - dokładnie w 1975 stołeczne derby Słowacji przyciągnęły na ten stadion komplet widzów. Powtórzyć ten wyczyn udało się dopiero, gdy do walki o fazę grupową Ligi Mistrzów stanął Slovan - mecz z białoruskim BATE Borysów odbył się przy pełnych trybunach, na przekór słabnącej popularności piłki za naszą południową granicą. Pierwszy kwadrans dał potężny ładunek nadziei czekającym cztery lata na fazę grupową LM Słowakom - po dośrodkowaniu kapitana Igora Žofčáka z najbliższej odległości tylko w bramkarza trafił Pavel Fořt, a zaledwie minuty później tylko przytomne wybicie Dmitrija Lichtarowicza z linii bramkowej udaremniło niechybną bramkę dla Slovana po jego główce. Potem do pracy wziął się ten, na którego po decydującej bramce w dwumeczu z Węgrami z Debreczyna w Borysowie liczą chyba najbardziej - w 26. minucie rzut wolny Siergieja Kriwca skończył się tylko poprzeczką.

Goście za nic mieli przedmeczowe kurtuazje trenera Alaksandra Jermakowicza i na zagrożenie ze strony Slovana zareagowali ze zdwojoną siłą. Prawdziwą katastrofę dla piłkarzy ze stolicy Słowacji poprzedziły groźne okazje Kriwca i Witalija Rodionowa. W pierwszej z dwóch bramek w środowym meczu BATE miało tylko połowę zasług - tuż przed gwizdkiem na przerwę do tej pory solidnego Erika Čikoša zabrakło przy Kriwcu, który posłał opadające dośrodkowanie w pole karne. Rodionowa dość zaskakująco uprzedził Tomáš Jablonský i w kuriozalny sposób wpakował piłkę do własnej bramki. Były lechita mógł cieszyć się z asysty, a czeski stoper Slovana tylko skryć twarz w dłoniach i razem z kolegami z zespołu zastanawiać się, czemu gospodarze schodzą na przerwę przegrywając - równie dobrze na tablicy wyników mogło widnieć 2:0.

Remedium na kłopoty Slovana miał być powracający z Włoch Richard Lásik - młody pomocnik zmienił w przerwie kompletnie bezużytecznego Samuela Štefánika. Mało brakowało, a cały plan trenera Frantiszka Straki wziąłby w łeb w 56. minucie - Rodionow na poły szczęśliwie, na poły dzięki własnym umiejętnościom utrzymał się przy piłce po niefortunnym wślizgu Nicolasa Gorosito i strzelił wprost w ręce Dušana Perniša. Goście trochę pochopnie postanowili cofnąć się do obrony i straszyć gospodarzy jedynie pojedynczymi kontrami - na ich szczęście, po zejściu kapitana Žofčáka Slovan zdawał się w ogóle nie mieć pomysłu na zaskoczenie poukładanego rywala. Oblicze meczu zmieniła roszada trenera Straki w 72. minucie - na boisku pojawił się jeden z lepszych słowackich piłkarzy ostatniej dekady, napastnik Robert Vittek. 32-latek zaliczył wręcz filmowe wejście, już osiem minut później wykorzystując podanie Juraja Halenára i sprytnym strzałem z ostrego kąta pokonując Siarhieja Czernika.

Gdyby nie skondensowany spryt i wspaniały instynkt Vittka pod bramką BATE, pierwsze z dwóch spotkań w dwumeczu gospodarze mogliby spisać na straty nie tylko z powodu tego, że do uniknięcia porażki brakowało im jednej bramki. Gol uskrzydlił Slovana na tyle, że po upływie kilku minut całe Pasienky eksplodowały z radości, gdy główka Vittka minęła golkipera BATE i wpadła do bramki. Świętowanie drugiej bramki przerwał gwizdek sędziego - zanim piłka dotarła do słowackiego napastnika, głową zgrał ją jeden z zawodników Slovana i przedłużył jej lot na tyle, że w momencie strzału Vittek był na spalonym. Białorusini nie znaleźli już sił i motywacji, żeby przed końcem meczu powalczyć o drugą bramkę i dlatego do rewanżu ze Slovanem przystąpią jedynie z przewagą wyjazdowego trafienia. Z całego tria byłych ligowców mecz najlepiej będzie wspominał Kriwiec, choć wspaniała pierwsza połowa i asysta przy nieszczęsnym golu Jablonskyego nie wystarczyła, żeby pomóc piłkarzom z Borysowa dorównać przedmeczowym oczekiwaniom.


Polecamy