Totolotek Puchar Polski. Gryf Słupsk w historii gościł znane marki. Na kolejną taką szansę musi poczekać [ZDJĘCIA]
Puchar Polski to najbardziej sprawiedliwe rozgrywki w piłce nożnej - powtarzają kibice i piłkarze. Tylko w tych rozgrywkach Dawid z ligowych nizin może stanąć naprzeciwko Goliata z ekstraklasy, I, czy II ligi. I chociaż cuda w tych rozgrywkach zdarzają się rzadko, to sam fakt przyjazdu ligowego giganta na prowincję bywa wydarzeniem, które napędza lokalny sport i budzi niezapomniane przez lata emocje. Tak jak w Słupsku.
W ubiegłym roku Gryf Słupsk pokonał Grom Nowy Staw w finale Regionalnego Pucharu Polski 3:0. Pewne zwycięstwo na własnym stadionie IV-ligowego Gryfa nad trzecioligowcem otworzyło mu zespołowi Grzegorza Bednarczyka drogę w rozgrywkach centralnych, gdzie czekał na nich II-ligowy Górnik Łęczna. Mimo ambitnej gry, górą był zespół z Łęcznej, który przy pełnych trybunach wygrał w Słupsku 3:1. Przy okazji warto wspomnieć, że przed laty w Słupsku, przy ulicy Zielonej trzecioligowy Gryf Słupsk stawał naprzeciw w pierwszoligowych potentatów m.in. Legii Warszawa z Kazimierzem Deyną i ŁKS-owi z Jackiem Ziobro. W ówczesnym systemie pierwsza liga była najwyższą klasą rozgrywkową.
Słupszczanie w 1977 roku wyeliminowali u siebie pierwszoligową Arkę Gdynia. W regulaminowym czasie było 0:0. W rzutach karnych było 5:3. Decydującą "jedenastkę" wykorzystał kapitan Gryfa Artur Suruło i słupszczanie awansowali do 1/8 finału Pucharu Polski. Warto wspomnieć, że wówczas Arka świetnie wystartowała w I lidze i ostatecznie zakończyła rozgrywki na siódmym miejscu jak dotąd najwyższym w historii klubu. Natomiast rok po pucharowej porażce z Gryfem zespół z Gdyni sięgnął po Puchar Polski. -W drodze do 1/8 pokonaliśmy Wdę Świecie, Stal Stalową Wolę, Arkę Gdynia. Stal była wtedy czołową drużyną drugiej ligi. W Arce grali Boguszewicz, Korynt, mieli fajnych zawodników -wylicza Suruło. -Potem trafiliśmy na Legię, która piłkarsko była o dwie klasy lepsza.
Deyna wygwizdany w Słupsku
Po zwycięstwie nad Arką Gdynia, 9 listopada 1977 roku, Gryf Słupsk podejmował prowadzoną przez Andrzeja Strejlaua i naszpikowaną gwiazdami Legię Warszawę, m.in. z Leszkiem Ćmikiewiczem, Markiem Kusto i Kazimierzem Deyną w składzie.
Legioniści przylecieli do Słupska dzień wcześniej. Wylądowali na lotnisku w podsłupskim Redzikowie, które jeszcze wówczas obsługiwało ruch pasażerski. - Legia w tamtym okresie z Deyna, Topolskim, Kusto, Ćmikiewiczem w składzie była w tedy prawie nie do przejścia - wspomina Artur Suruło, w tamtym czasie kapitan Gryfa Słupsk. - Przed meczem z nami w lidze pokonali 4:0 Szombierki Bytom. Byli na fali, mieli ogromny potencjał zawodników, czterech z nich grało w pierwszej reprezentacji. My graliśmy przede wszystkim ambicją.
W dniu meczu lało jak z cebra, ale to nie przeszkodziło 7000 kibiców wypełnić szczelnie stadion przy ulicy Zielonej. Stadion nie miał sztucznego oświetlenia, spotkanie rozegrano o 13.30. - To było wielkie święto futbolu w Słupsku, jak zawsze, kiedy w Pucharze Polski do mniejszej miejscowości przyjeżdża mocna drużyna. Na trybunach nie było gdzie stanąć. - opowiada Suruło. - To była typowo jesienna szaruga. Nie dość, że całą noc, to jeszcze padało do południa. Boisko było nasiąknięte jak gąbka. Zielona w tamtym okresie praktycznie nie odprowadzała wody, trudno się grało. W 1/8 nie było słabych zespołów, bo weszła cała I liga, ale my trafiliśmy najgorzej. Liczyliśmy na naszą ambicję, że Legia wyjdzie zbyt pewna siebie i nie skoncentruje się wystarczająco a my strzelimy pierwsi. I była ku temu okazja. Nasz środkowy napastnik, Jaskuła, były w dogodnej sytuacji, nie wykorzystał jej i zaraz potem straciliśmy bramkę.
W 35 minucie prowadzenie dał Legii Tadeusz Nowak. Gol „ustawił” mecz, który przebiegał pod dyktando Legii. W 63 min. podwyższył na 2:0 Marek Kusto, a wynik ustalił w 70 minucie Kazimierz Deyna. Genialny zawodnik nie był jednak lubiany poza Warszawą. Odczuł to również w Słupsku. - Jak niemal na każdym stadionie w Polsce Deyna był wygwizdywany przy każdym kontakcie z piłką, ale to mu nie przeszkadzało w grze. Odpowiadał za niego ś.p. Waldek Wieliczko, który miał go kryć. Ale Deyna założył mu dwie "siatki" na spokoju i tyle - wspomina kapitan Gryfa.
Po wyeliminowaniu Gryfa Słupsk, Legia odpadła przegrywając z Polonią Bytom 1:2. Na kolejną pucharową przygodę z pierwszoligową drużyną Gryf Słupsk czekał do 1988 roku. Zespół ze Słupska prowadził wówczas Tadeusz Wanat. W pierwszej rundzie Gryf po rzutach karnych wygrał na wyjeździe z Błękitnymi Stargard Szczeciński. Potem pokonał w Słupsku Stoczniowca Gdańsk 3:2 i GKS Bełchatów 2:0. W 1/16 finału Gryf Słupsk trafił na ŁKS Łódź. Mecz rozegrano w Słupsku na stadionie 650-lecia. Oglądało go 11 tys. kibiców. - Pamiętam, że w tym spotkaniu działacze ŁKS-u obserwowali grę Piotrka Cejrowskiego. Byli nim zainteresowani, ale ostatecznie trafił do Amiki Wronki – mówi Tadeusz Wanat, obecnie szkoleniowiec grających w lidze okręgowej Aniołów Garczegorze.
Gryf Słupsk, mimo ambitnej gry przegrał z ŁKS-em 1:4. Bramki dla gości strzelali: Sławomir Różycki (18, 85), Jacek Ziober (27, 72). Honorowa bramkę dla Gryfa zdobył Mariusz Lisicki (44).