Rafał Mikulec: Zagrałem w europejskich pucharach, a chcę jeszcze zrealizować kolejne – awansować z Wisłą do ekstraklasy i w niej pograć.
W poprzednim sezonie Rafał Mikulec rozegrał 32 mecze w pierwszej lidze w Resovii. Nadal gra na tym poziomie, ale też dodatkowo wystąpił w europejskich pucharach w Wiśle Kraków, do której się przeniósł. Pucharowa przygoda „Białej Gwiazdy” dobiega końca, po meczach z Cercle Brugge (1:6, 4:1) w play-offach Ligi Konferencji UEFA.
fot. Andrzej Banaś
Cercle to był najtrudniejszy przeciwnik, z jakim mierzyłeś się w swojej karierze?
Rafał Mikulec: Piłkarsko Rapid Wiedeń wyglądał lepiej, ale fizycznie Cercle było niesamowicie mocne, zwłaszcza w pierwszym meczu w Krakowie. Ciężko było ich powstrzymać, te długie podania do napastnika, który zbijał piłki sprawiały nam mnóstwo problemów. Belgowie grali bardzo szybko, ale trzech goli na pewno można było uniknąć, powinniśmy się lepiej zachować. Szkoda też naszych okazji, bo takie stwarzaliśmy, do końca ambitnie dążyliśmy do zdobywania goli, udało się tylko honorowego.
Dwa, trzy lata temu brałeś pod uwagę, że zagrasz w europejskich pucharach?
Nie spodziewałem się tego pół roku temu, ale w piłce nożnej sytuacja zmienia się dynamicznie. Pojawił się temat Wisły Kraków, skorzystałem z szansy i walczę z nowym zespołem o awans do pierwszej ligi i w europejskich pucharach. Rywalizacja z tak silnymi zespołami pomaga mi w podnoszeniu poziomu sportowego. Takich drużyn, tak grających piłką jak Rapid czy Cercle nie spotyka się w pierwszej lidze, więc nawet tak bolesne lekcje powinny nam wyjść na dobre.
Byłeś zaskoczony reakcją fanów Wisły po klęsce z Cercle?
Oni kibicowali nam, gdy przegrywaliśmy 0:6, cały czas czuliśmy ich wsparcie. Fani Wisły zachowywali się cudownie, niespotykanie szczególnie w Polsce, a nam naprawdę przykro było ponieść taką dotkliwą porażkę. Chcieliśmy w Belgii i w jakimś stopniu się zrehabilitować i to nam się udało. Zabrakło naprawdę niewiele do dogrywki.
Występy w Europie nie wpłyną niekorzystnie na wasze wyniki w pierwszej lidze?
Grając co trzy dni na pewno inaczej się funkcjonuje, ale się przyzwyczailiśmy. W lidze pokazujemy dużą jakość, choćby w meczach z Arką i Ruchem, gdy ładnie wychodził nam pressing, troszkę nas jednak prześladuje pech, łapiemy za dużo czerwonych kartek. Punkty czasami głupio uciekają, ale taka jest piłka nożna, a przed nami jeszcze bardzo wiele meczów. Cieszę się z każdego występu w europejskiej rywalizacji, zyskałem bardzo wiele. Jeśli się uczyć, to od lepszych.
Najpierw Wisłą Sandomierz, a teraz Wisła Kraków...
Wisła Kraków ma wspaniałą historię, tradycje, myślę, że też wielką przyszłość. Przyjąłem ofertę od „Białej Gwiazdy”, bo było kilka ciekawych czynników. Spełniło się jedno z marzeń, zagrałem w europejskich pucharach, a chcę jeszcze zrealizować kolejne – awansować do ekstraklasy i w niej pograć. Mamy na to ekipę. Nauczyłem się, że w piłce nie można się nigdy poddawać. Pamiętam, jak kiedyś występowałem w Wiśle Sandomierz, mieliśmy bardzo dobrego trenera – Tadeusza Krawca, aż dziwne, że nie pracuje teraz minimum w pierwszej lidze i super skład, szkoda, że przegraliśmy baraż z Radomiakiem o drugą ligę. Trener mnie wtedy mobilizował, czułem, że wierzy we mnie, jak potem w Resovii, a dzięki temu dane mi było sprawdzić się w europejskich pucharach.
Rozmawiał Jaromir Kruk