Krzysztof Danielewicz przed derbami: Dużo będzie zależało od nas samych i zamierzamy z tego skorzystać! [ROZMOWA]
- Derby to specyficzny mecz i żeby wygrać, nie zawsze wystarczy lepiej grać w piłkę. Wchodzimy w decydującą fazę sezonu, „poczuliśmy krew”, jeśli chodzi o wejście do baraży – mówi Krzysztof Danielewicz ze Stali Rzeszów. Danielewicz w przeszłości grał m.in. w Zagłębiu Lubin, Ruchu Radzionków, Cracovii, Śląsku Wrocław i Górniku Łęczna.
fot. Paweł Dubiel
Po narodzinach Niko, najpierw strzeliłeś bramkę w sparingu z Stalą Mielec, później w meczu przed własną publiczność w meczu Zagłębiem Sosnowiec – kołyska dla syna to wyjątkowa sprawa i bodziec do dalszej ciężej pracy?
Generalnie narodziny syna dały mi niezłego „powera” i to chyba rzeczywiście odzwierciedlają te bramki, mam nadzieję, że będzie ich więcej.
W ostatnim spotkaniu pauzowałeś za żółte kartki. Wymuszona przerwa bardziej bolałaby, gdyby trafiła się w najbliższy weekend?
Zawsze boli, ale myślę, że rzeczywiście bardziej by bolała, gdybym opuścił derby. Każdy piłkarz czeka na takie spotkania.
[polecany]24784529[/polecany]
W jesiennych derbach przegraliście po szalonym spotkaniu 3:4. W szatni można było odczuć rangę tego spotkania podczas tygodnia? Ponieważ nie gracie tylko o „panowanie” w Rzeszowie, lecz też bardzo ważne punkty, jeżeli chcecie myśleć o miejscu dającym możliwość grania w barażach..
Zgadza się, wchodzimy w decydująca fazę sezonu, „poczuliśmy krew”, jeśli chodzi o wejście do baraży, a dzięki korzystnemu terminarzowi dużo będzie zależało od nas samych i zamierzamy z tego skorzystać.
Przed jesiennymi derbami, można było usłyszeć w waszych szeregach, że do spotkania podchodzicie jak do każdego innego. Nie uważasz, że do derbów się tak nie da? Samo spotkanie podbija „adrenalinę”, a często właśnie takie spotkania wygrywa bardziej zdeterminowana drużyna?
Zgadzam się, że derby to specyficzny mecz i żeby wygrać, nie zawsze wystarczy lepiej grać w piłkę. Często w tych meczach jest więcej walki i spięć, niż w innych meczach. Jednak z doświadczenia wiem, że w głowie piłkarza trzeba to wypośrodkować i po prostu dobrze mentalnie przygotować się do takiego meczu.
Które derby wzbudzały u ciebie największe emocje?
Myślę, że największe emocje generowały derby Krakowa i to te sklasyfikowałbym najwyżej. Chociaż muszę przyznać, że w Rzeszowie też czuć, że derby są blisko i mam nadzieję, że te derby zapamiętam na długo, w pozytywnym sensie oczywiście (uśmiech).
Pracowałeś z trenerem Franciszkiem Smudą. Czym najbardziej zaskakiwał ciebie były selekcjoner?
Trener Smuda najbardziej zaskoczył mnie swoją pamięcią. Jak zaczęliśmy razem pracować w Górniku Łęczna, to powiedział mi, że pamięta mnie z juniorów Zagłębia Lubin, co było dla mnie zaskoczeniem. Trener Smuda potrafił zrobić 30 minutowy trening na skrawku trawy, po którym połowa drużyny wymiotowała. Rzadko się to zdarza.
W Akademii Zagłębia Lubin spotkałeś Piotra Zielińskiego – już wtedy było mówione „Zielu Kot”?
Tak, Piotrek od małolata był kozakiem. Jak miał 15 lat, to już wtedy wypatrzył go trener Smuda i zapraszał raz w tygodniu na trening pierwszej drużyny, a Piotrek wyróżniał się na tle seniorów. „Zielu” już wtedy potrafił strzelać bramki z rzutów wolnych obiema nogami, coś niesamowitego. Świetny piłkarz oraz skromny, fajny człowiek.