menu

Bogdanka odprawiła Wartę z kwitkiem. Trzy punkty wreszcie na koncie ekipy z Łęcznej

19 września 2012, 21:38 | Daniel Harasim

Piłkarze GKS-u Bogdanka nie potrafili wygrać z Wartą od 2009 roku. Dziś w końcu nastąpiło przełamanie złej passy i łęcznianie w bardzo dobrym stylu odesłali "Zielonych" do domu z zerowym zarobkiem punktowym.


fot. Łukasz Tardyś

Przed tym spotkaniem trzeba było wykazać się nie lada odwagą, by postawić u bukmachera na jakikolwiek wynik. Mogłoby się wydawać, że mecz ten po prostu przegra zespół, który będzie miał nieco gorszy dzień. Bogdanka bowiem mimo dobrych wyników tak naprawdę prezentowała bardzo nierówną formę, Warcie z kolei zawsze dobrze gra się z zielono-czarnymi. W dodatku poznaniacy od kilku kolejek nie zaznali smaku zwycięstwa, co zawsze wzmaga zaangażowanie i walkę o upragnione punkty.

Ostatecznie, to gospodarze z dzisiejszego meczu wyszli zwycięsko. I to w jakim stylu! Tak dobrego spotkania w Łęcznej w tym sezonie jeszcze nie oglądaliśmy. Cały mecz toczył się w atmosferze walki, w powietrzu wręcz unosił się zapach prawdziwego piłkarskiego spektaklu. To spotkanie stanowczo mogło się podobać kibicom zgromadzonym na Stadionie przy al. Jana Pawła II. Tych niestety było dziś wyjątkowo mało, na co z pewnością wpłynął niekorzystny termin w środku tygodnia.

Początkowe minuty meczu poświęcone były jakby poznawaniu swoich możliwości przez zawodników obu drużyn. Piłka prowadzona była mądrze, ostrożnie, bez szaleńczych wyrywów w kierunku bramki rywala.

Pierwszym poważniejszym zagrożeniem okazał się niepozorny strzał młodziutkiego Piotra Hermanna z 20. minuty meczu. Po strzale Tomasa Pesira z przed pola karnego odbita piłka znalazła się około 35 metrów od bramki Łukasza Radlińskiego, niedaleko linii bocznej boiska. Tam niespodziewanie ile sił w nogach prawą nogą kropnął wspomniany Hermann. Strzał po rykoszecie nabrał bardzo nienaturalnej, łukowej rotacji, a futbolówka poleciała wprost w okienko bramki gości. Zdrowym refleksem popisał się w tej sytuacji bramkarz, który w ostatniej chwili wybiciem zażegnał zbliżające się niebezpieczeństwo.

Tak Warta, jak i Bogdanka wciąż szukały swoich szans na otworzenie wyniku, co udało się w 27. minucie gospodarzom. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Veljko Nikitovicia piłka spadła wprost na głowę Tomasza Midzierskiego. Strzał zanim odnalazł drogę do bramki odbił się jeszcze od słupka oraz zdezorientowanego bramkarza gości. Futbolówkę próbowali jeszcze wybijać obrońcy, ale starania nie przyniosły zamierzonego efektu i środkowy obrońca łęcznian mógł cieszyć z drugiej bramki w tym sezonie.

Do końca pierwszej części spotkania mogliśmy obserwować bardzo wyrównane spotkanie. Oba zespoły prowadziły bardzo wyrównaną grę, a wynik niezupełnie odzwierciedlał faktyczny stan tego, co działo się na murawie. Szczególnie aktywnym zawodnikiem tej części meczu był Piotr Giel. Były zawodnik Ruchu Radzionków kilka razy próbował zaskoczyć Sergiusza Prusaka, obrońcy Bogdanki musieli poświęcać mu dużo uwagi.

W 43. minucie po raz kolejny z dystansu uderzał Piotr Hermann. Młody zawodnik Bogdanki, który za kilka dni będzie obchodził swoje 20 urodziny, bez kompleksów wszedł do pierwszej jedenastki swojego zespołu. Popełniał niewiele błędów, grał bardzo pewnie, nie bał się podłączać do ofensywnych akcji kolegów z ataku. Mimo tak małego doświadczenia na prawej stronie spisywał się o wiele lepiej niż jego starszy kolega z drugiej strony defensywy Michał Benkowski. "Benek" nie jest ostatnio w zbyt dobrej formie. Gra ociężale, łatwo daje się ogrywać rywalom. Trener Rzepka stanowczo ma problem z obsadzeniem lewej strony obrony, bowiem także zmiennik Benkowskiego - Grzegorz Wojdyga - gra ostatnio znacznie poniżej oczekiwań.

Drugą połowę od kolejnego zastrzyku pozytywnej energii rozpoczęli gospodarze. W 50. minucie Bartłomiej Pawłowski chwilę po pojawieniu się na placu gry wywrócił w polu karnym Sebastiana Szałachowskiego. Sędzia Sebastian Krasny w niewątpliwej sytuacji wskazał na jedenasty metr. Do ustawionej na wapnie piłki podszedł Veljko Nikitović po to, by pewnym, mocnym uderzeniem w środek bramki podwyższyć wynik na tablicy na 2:0. W Łęcznej odetchnięto z ulgą, bowiem gdyby "Velo" nie wykorzystał tej jedenastki, to byłaby to już... czwarta zmarnowana tego typu sytuacja w czterech ostatnich meczach!

Z każdą następną minutą spotkanie nabierało dynamiki i urody. Zespoły naprzemiennie kąsały się, praktycznie ani na chwilę nie mieliśmy przestoju. Gra była bardzo czysta, bez niechlujstwa i nieprzyjemności. Na boisku spotkały się po prostu dwie dobrze grające drużyny chcące pokazać dobry futbol - bez symulacji, kontuzji na niby, krzyków, płaczu, złośliwości. Bardzo dobre zawody rozgrywała także trójka arbitrów. Przepis idealny na ciekawy mecz piłki nożnej.

W 64. minucie przed poważną szansą na zdobycie kontaktowego gola stanęli piłkarze Warty. Po wrzutce z lewej strony boiska piłkę mocno głową uderzał Tomasz Magdziarz. Ta uderzyła w poprzeczkę i odbiła się gdzieś w okolicy linii bramkowej. Ciężko było stwierdzić, czy padł gol, czy nie. Poznaniacy zaufali sędziemu i obyło się bez protestów, choć bezsprzecznie mogli mieć do tego podstawy. Arbiter gwizdał dzisiaj jednak dobrze i pewnie, więc wszyscy zgodzili się z jego interpretacją - futbolówka nie przekroczyła całym obwodem linii bramkowej, toteż kontaktowego gola nie było.

Od sytuacji na Magdziarza to co działo się na boisku można nazwać encyklopedycznym przykładem ultra-ciekawego spotkania piłkarskiego. Chwilę po jego sytuacji swoją odpowiedź przygotowali gospodarze. Najpierw z prawego rogu pola karnego po ładnym podaniu Hermanna Szałachowski mocno uderzył prosto w dobrze broniącego dziś Radlińskiego.

Minutę później Bartoszak po półgórnym podaniu ze środka pola znalazł się w sytuacji sam na sam z Prusakiem. Ustawiony tyłem do bramki zawodnik Warty uderzył jednak wysoko nad poprzeczką.

Niedługo potem groźną kontrę z przewagą liczebną gospodarzy przerwał jeden z obrońców gości - gdyby nie jego interwencja dwóch łęcznian stanęłoby do pojedynku z osamotnionym Radlińskim.

Swoją przewagę wypracowali - a może jednak przypadkowo otrzymali - zawodnicy Warty. Z długą piłką z głębi pola minął się tak Sołdecki, jak i Midzierski, przez co dwóch rozpędzonych przyjezdnych wyprzedziło linię obrony i tylko dzięki bardzo szybkiej interwencji Piotra Hermanna w polu karnym Sergiusz Prusak nie znalazł się w sytuacji bez wyjścia.

W 83. minucie spotkania gospodarze zdołali zabezpieczyć swój zwycięski wynik. Na jedenasty metr piłkę do Sebastiana Szałachowskiego zgrał Grzegorz Wojdyga. "Szałka" płaskim strzałem między nogami bramkarza podwyższył prowadzenie na 3:0.

Potem było już tylko ciekawiej. W 88. minucie po rzucie rożnym osamotniony w rogu pola karnego Alain Ngamayama strzelił w kierunku długiego słupka. Nie było tam Sergiusza Prusaka, ale był Dawid Sołdecki, który wybił piłkę z linii bramkowej. "Sołdi" spisał się w roli bramkarza także przy uderzeniu Bartłomieja Pawłowskiego, które miało miejsce chwilę po sytuacji Ngamayamy.

W odpowiedzi z błyskawiczną kontrą kilka minut później wyszli piłkarze GKS-u. Nikitović długą piłką po ziemi zaraz za polem karnym obsłużył wprowadzonego chwilę wcześniej Macieja Ropiejkę. Niestety, przeżywający niż formy napastnik gospodarzy strasznie przekombinował wyśmienitą sytuację i w sytuacji sam na sam z bramkarzem, mając obrońców daleko za sobą próbował lobować Radlińskiego, który bez problemu wyłapał lecącą tuż nad nim piłkę.

W 93. minucie już po raz trzeci w przeciągu ostatnich kilku minut gospodarze musieli wybijać piłkę z linii bramkowej. Na nic się to zdało, gdyż strzelającego na bramkę Magdziarza faulował interweniujący Prusak. Sędzia Sebastian Krasny podyktował więc rzut karny, który honorowego gola zamienił Grzegorz Bartczak.

Zaraz po wykonanym rzucie karnym arbiter gwizdkiem ogłosił koniec spotkania. Po emocjonującym spotkaniu między GKS-em Bogdanką a Wartą Poznań trzy punkty zostały w Łęcznej. Warta kontynuuje swoją słabą ligową passę, Bogdanka z kolei wyszła z doskwierającego jej ostatnio kryzysu nierównej formy. To był szczęśliwy dzień dla łęczyńskich kibiców - ich ulubieńcy zgarnęli komplet punktów, a zarządcy stadionu po niemal dwuletniej przerwie wreszcie dopuścili do działania uwielbiane w Łęcznej oświetlenie, zapewniające na stadionie sentymentalną, ekstraklasową atmosferę wieczornego meczu. Tutaj wciąż marzy się o powrocie do najwyższej klasy rozgrywkowej - jeżeli podopieczni Piotra Rzepki już do końca sezonu będą grać tak jak dziś, sen nie ma szans się nie ziścić.


Polecamy