menu

Boateng bohaterem Bayernu! Mistrz Anglii bronił się dzielnie do 89. minuty (ZDJĘCIA)

17 września 2014, 22:37 | Konrad Kryczka

Dopiero w ostatniej minucie padła pierwsza i ostatnia bramka w starciu Bayernu Monachium z Manchesterem City. Joe Hart bronił jak w transie i skapitulował dopiero po strzale Jerome'a Boatenga.

Dwie wielkie drużyny. Obie z ogromnymi apetytami związanymi z bieżącą edycją Ligi Mistrzów. W końca każdy z zespołów był mistrzem swojego kraju. Dodatkowo kraju, który piłkarsko należy do światowej czołówki. Nazwy Bayern Monachium i Manchester City mówią same za siebie, a ich konfrontacja mogła oznaczać wielkie emocje. Takie, które dotrą do kibiców na całym świecie, a nie tylko tych, którzy zasiedli na Allianz Arenie.

Obie drużyny spotkały się zresztą na tym samym etapie rozgrywek już w zeszłym sezonie. Wtedy w grupie najlepszy był Bayern, a Manchester City uplasował się tuż za jego plecami. W konfrontacjach bezpośrednich między tymi drużynami mieliśmy natomiast remis. Przynajmniej jeżeli chodzi o zdobyte punkty, bo bramkowo ciut lepsi byli Bawarczycy, którzy wyjazdowe spotkanie wygrali 3:1, a u siebie musieli uznać wyższość rywali z Anglii, przegrywają 2:3. Dzisiejsze spotkanie nie obfitowało w aż tyle trafień, choć okazji nie brakowało. Zwłaszcza ze względu na grę gospodarzy, bo to oni przeważali, wymieniając piłkę w ataku pozycyjnym.

Obywatele natomiast skoncentrowali się na defensywie, choć o wybijaniu piłki na oślep trudno w tym przypadku mówić (przynajmniej przez długi czas). Manuel Pellegrini (sam oglądał mecz z wysokości trybun) zaprogramował swoim zawodnik po prostu inteligentny sposób grania w tym meczu. Wyczekanie rywala, odebranie mu piłki i liczenie na dobrze wyprowadzony kontratak, a jeżeli ma się do dyspozycji Yaya Toure (odbiór i rozpoczęcie ataku) oraz Jesusa Navasa (szybkość i przebojowość na skrzydle), to może być iście zabójcza broń. Tym bardziej, że monachijczycy również popełnili sporo prostych błędów, co tylko ułatwiało zadanie gościom. Golem dla Obywateli jednak się to nie skończyło.

Największy problemem Bayernu, jeżeli chodzi o zdobycie gola, była… boczna siatka. Nie żaden zawodnik, nawet nie sędzia (choć ten podjął kilka spornych decyzji w obie strony, m.in. nie odgwizdał karnego za zagranie ręką Fernandinho czy za możliwy faul Benatii na Silvie), tylko boczna siatka, którą gospodarze sprawdzali w pierwszej połowie dwukrotnie, choć wydawało się, że w każdej z tych sytuacji piłka przekroczyła linię bramkową i dotknęła siatki z właściwej strony. Jedna z tych okazji miała miejsce już w pierwszej minucie meczu. Wtedy Bayern tak przyspieszył, że defensorzy gości nie za bardzo zorientowali się w tym, co się dzieje, ale Thomas Mueller po minięciu Joe Harta nie zdołał trafić do bramki.

Podobnie zachował się Robert Lewandowski. Dla reprezentanta Polski był to pierwszy mecz w barwach Bayernu w rozgrywkach Ligi Mistrzów i z pewnością mógł być to występ lepszy, choć z pewnością zaangażowania, szukania gry i boiskowej pracy „Lewemu” odmówić nie można. Wspominany wcześniej Mueller mógł jeszcze zdobyć bramkę głową, ale zatrzymał go Hart. Bramkarz City nie dał się również zaskoczyć celnym strzałom Mario Goetze. Nie pokonał go także Rafinha, choć z jego strzałem Anglik miał akurat spore problemy.

Bramkarz Manchesteru City byłby dzięki temu pewniakiem do tytułu gracza meczu. Przynajmniej gdyby nie Jerome Boateng… Jedną bombę obrońcy Hart wybronił, natomiast ze strzałem z pola karnego już sobie nie radził. Bramka w końcówce spotkania spowodowała, że broniący się zaciekle Obywatele wyjeżdżają z Monachium bez punktów, choć do końca starali się zatrzymać maszynkę Pepa Guardioli. W przypadku Bayernu trudno natomiast mówić o niezasłużonym zwycięstwie. Gospodarze cale spotkanie dążyli do strzelenia gola, od pierwszego uderzenie Muellera, przez strzał Lewandowskiego w boczną siatkę, aż po trafienie Boatenga, które niejako zwieńczyło dziewięćdziesięciominutowy trud całego zespołu.


Polecamy