menu

Blisko niespodzianki we Włoszech. Borussia rzutem na taśmę awansowała do 1/8 finału Ligi Europy

22 lutego 2018, 23:51 | Kaja Krasnodębska

We Włoszech blisko było niespodzianki. Do 82. minuty to niżej oceniani na papierze gospodarze byli bliżej awansu do 1/8 Ligi Europy. W końcówce wystarczający do wiktorii w dwumeczu remis zapewnił Borussii powracający po kontuzji Marcel Schmelzer.

Dzięki zwycięstwie w pierwszym meczu, Borussia awansowała do kolejnej rundy Ligi Europy.
Dzięki zwycięstwie w pierwszym meczu, Borussia awansowała do kolejnej rundy Ligi Europy.
fot. AFP/EAST NEWS

Przed tygodniem praktycznie nieznanym szerszej publiczności piłkarzom Atalanty Bergamo udało się zdobyć dwie bramki na zapełnionym praktycznie w komplecie stadionie w Dortmundzie. Dla ekipy, dla której występy w europejskich rozgrywkach nie są codziennością, był to nie lada sukces. Choć ostatecznie ulegli Borussii 2-3, kibice nie mogli mieć do nich pretensji. W Niemczech zaprezentowali ogromną wolę walki, a decydujący gol Michy Batshuayi’ego padł w doliczonym czasie gry. Do czwartkowego rewanżu mogli więc przygotowywać się z wysoko podniesionymi czołami. Faworytem nadal byli goście, ale przed pierwszym gwizdkiem nie mogli być bynajmniej pewni awansu.

Ich zwycięstwo w dwumeczu wisiało na włosku praktycznie do 83. minuty. Dokładnie wówczas bramkę na wagę remisu zdobył wprowadzony z ławki rezerwowych Marcel Schmelzer. Dla Niemca to powrót na boisko po ciągnącej się od początku stycznia kontuzji. Obrońca wykorzystał pomyłkę praktycznie bezbłędnego wcześniej Etrita Berishy i z bliskiej odległości wcisnął piłkę do siatki. Tym samym zrobił to, czego nie udało się dokonać fenomenalnemu w tej rundzie Batshuayi’emu, Mario Goetzemu czy Marco Reusowi. To Borussia przez całe spotkanie nieco dłużej utrzymywała się przy futbolówce, zdołała też oddać znacznie więcej strzałów. Długo nie przynosiło to jednak wymiernego efektu. Pewniej na murawie poczuła się dopiero po zdobyciu bramki. Wówczas wiadomo było, że tym razem niespodzianki nie będzie.

Do wyrównania do piłkarzy z Włoch nie można było się przyczepić. Na tle solidnej firmy, jaką bez wątpienia jest zespół z Dortmundu ponownie prezentowali się całkiem fajnie. Nie wystraszyli znacznie bogatszego przeciwnika, a wręcz przeciwnie – długo pokazywali, że pieniądze nie grają. Podopieczni Petera Stoegera od samego początku musieli uważać na szybkie kontrataki swoich rywali. Ich celne dośrodkowania oraz umiejętność odnalezienia się w polu karnym Romana Burkiego sprawiały, że goście cały czas musieli być w pełni skoncentrowani. Zwłaszcza, że przegrywali już od 11. minuty kiedy to Rafael Toloi najlepiej zachował się po centrze z rzutu rożnego.

Wraz z upływem czasu Włochom udawało się utrzymać prowadzenie, a ogromna niespodzianka wisiała w powietrzu. Gospodarze nie byli gorszym zespołem, natomiast Niemcy łapali kolejne żółte kartki. Indywidualne kary spotkały m.in. golkipera Borussii czy Łukasza Piszczka. Polski obrońca rozegrał kolejne pełne 90. minut, a swoimi interwencjami dołożył kolejną cegiełkę do awansu. Reprezentant kraju mógł być z siebie zadowolony, lecz już za chwilę wraz z całym zespołem musi się wziąć do pracy. W poniedziałek drużynę z Dortmundu czeka spotkanie z Augsburgiem, a na zwycięstwo w Bundeslidze może być potrzebne znacznie lepsza meczowa postawa.


Polecamy