Billboardy rozgrzeją, może spłoną, ale czy coś zmienią? (KOMENTARZ)
Kibice Wojskowych spoza stolicy i Mazowsza wyjdą z cienia? W zwykle wrogich kibicowsko miastach pojawią się billboardy z odważnym hasłem, „Możesz być nawet z ... (w miejsce kropek: Poznania, Krakowa, Wrocławia, Łodzi lub Gdańska) jeśli jesteś kibicem Legii”. Marketingowcy mistrza Polski liczą, że dzięki odważnej kampanii fani… No właśnie, na co liczą marketingowcy?
Jeszcze więcej kibicowskich newsów? POLUB nasz KIBICOWSKI FANPAGE!
Sprawa wydaje się oczywista. Nie ma nad czym mędrkować, filozofować – kampania skazana jest na klęskę, i to totalną. Billboardy Legii w tak nieprzychylnych piłkarsko miastach jak Poznań czy Kraków (w tym przypadku podwójnie tj. Wisła, Cracovia) to już coś abstrakcyjnego, zupełnie nie na miejscu.
Najważniejsze w Polsce kibicowskie zgody i układy są dobrze znane, ale wbrew pozorom relacje między fanami dwóch klubów nie muszą się ograniczać wyłącznie do „zgody” lub „kosy”. Pozostają jeszcze stosunki najbliżej oddawane przez słowo „neutralne”, co sprowadza się np. do sporadycznych bluzgów lub w ogóle ich braku podczas meczu, i to z obu stron. Jak to się ma do Legii? Ano właśnie, że prawie wcale, bo kibice Wojskowych niemal zawsze witani są obraźliwymi przyśpiewkami i oczywiście porcją gwizdów. Bo przecież Legia to… Legia, klub o wojskowej przeszłości „podkradający najlepszych piłkarzy innym”, „pupilek PZPN”, a na dodatek drużyna „z Warszawy”. Stereotypy bardziej czy mniej prawdziwe, ale wiecznie żywe, przekazywane z kolejnego pokolenia fanatyków na kolejne. Legia to najmniej lubiany klub w Polsce? Znak zapytania tylko przez grzeczność.
I właśnie billboardy Legii zawisną w największych polskich miastach, kibicowsko zionących do niej nienawiścią. Więcej, billboardy nie będą sławić warszawskiego klubu, ale zasugerują, że „nawet” w Poznaniu są jego kibice. Oczywiście to prawda, fani Legii są też w Rzymie, Sydney, Nowym Sączu, Kijowie czy Rzeszowie. I dziesiątkach innych miast, podobnie jak kibice "Kolejorza". W obu przypadkach „iluś tam”. Billboardy wzbudzą jednak spore emocje, bo wykraczają nawet nie tyle poza stereotypowy porządek świata, co faktyczny. Poznań jest Lecha, a kibice Legii w stolicy Wielkopolski, w Gdańsku czy Wrocławiu to drobny procent. Ciężko, aby marketingowcy Wojskowych o tym nie wiedzieli… Na co więc liczą?
Na pewno na rozgłos, styczeń to przecież sezon w Polsce piłkarsko martwy. Zawodnicy odpoczywają, potem zaczną się pierwsze treningi, zgrupowania, sparingi. Na wielkie transfery nikt nie ma gotówki, brak też reprezentantów w pucharach, żeby można już pompować balonik. Słowem nuda. Oryginalna, nieszablonowa akcja marketingowa może wzbudzić więcej zainteresowania niż plotki transferowe. Gdy billboardy zawisną, sprawę poruszą lokalne media, po części inicjatywę podchwycą i delikatnie ogólnopolskie tytuły. Pikanterii doda zapewne fakt dewastacji czy spalenia kilku billboardów przez miejscowych chuliganów. W każdym razie o Legii będzie się mówić, i to w pozytywnym tonie.
Nikt przy Łazienkowskiej chyba nie liczy, że nagle po centrach Gdańska czy Wrocławia zaczną paradować kibice Legii w szalikach. Respekt pozostanie. Bo przecież fanów miejscowych klubów akcja billboardowa nie przekona w żaden sposób. A pozostałych mieszkańców? Zwłaszcza tych nieinteresujących się piłką, z pewnie jakąś tam wiedzą o kibicowskich nastrojach, ale raczej mglistą? Kierowców rzucających na billboardy okiem, kiedy stoją na światłach? Emerytów w tramwajach? Dzieci wracające ze szkoły? Ludziom oglądającym mecze, czytającym o piłce, po prostu interesującym się futbolem często ciężko sobie wyobrazić, że dla większości społeczeństwa ich pasja niewiele znaczy. Ot, popularniejszy sport w mediach, które mimowolnie między wiadomościami a pogodą dostarczają o nim strzępki informacji. Jako, że tematy kibolskie są w cenie, na pewno piłkarsko „niewierzący” mają i stricte podstawowe pojęcie o kibicowskich nastrojach. Chcę wierzyć, że właśnie do nich skierowana jest ta kampania. Marketing w Polsce to dla klubu dodatek, w silniejszych ligach zachodnich to już spora kasa. Z pewnością do zwiększenia zysków ze sprzedaży gadżetów i wszystkiego co wiąże się z klubem będzie dążyć i Legia, więc o ile byłoby to bardziej dochodowe, gdyby zwiększyć zasięg dystrybucji poza Mazowsze?
Nie ma co się oszukiwać - billboardy nie mają szans dokonać rewolucji w kibicowskim światopoglądzie piłkarskich laików czy uśpionych kibiców sukcesu, ale przecież kropla drąży skałę. Takich akcji musiałoby być znacznie więcej, słowo klucz to „systematyczność”.
Legia mistrzem Polski, ale i klubem tolerowanym poza Mazowszem? Siedem lat potrzeba było na to pierwsze. Ile czasu zajmie drugi cel?
"Możesz być nawet z Łodzi jeśli jesteś kibicem Legii" - nowa kampania stołecznego klubu